10×10 (2018)
Cathy budzi się uwięziona w pomieszczeniu o rozmiarach 10×10. Jak się szybko przekona została tam zamknięta przez człowieka, który wcale nie ukrywa swojej tożsamości. Lewis zarzuca ją pytaniami dotyczącymi jej przeszłości. Przerażona kobieta nie wie do czego tym zmierza, jednak w końcu udaje mu się ją złamać.
„10×10” to kolejny thriller z rodzaju 'piłopodobnych’. Znowu mamy do czynienia z uwięzieniem i nierówną walką z porywaczem. Walką , która nie inaczej, odbywa się na jego zasadach.
Czy w związku z tym obraz ma cokolwiek ciekawego do zaoferowania? Powiem Wam, że przez większą część seansu nie szczególnie przykuwał moją uwagę. Ba, powiem nawet, że oglądałam go jednym okiem przekonana, że nic mnie tu nie zaskoczy. Jednak scenariusz, podobnie jak to było w przypadku chociażby thrillera „Pet” szykuje niezły zwrot akcji. Ów zwrot znacznie zmieni perspektywę i jeśli o mnie chodzi jestem rada z takiego poprowadzenia sprawy. I tu w zasadzie muszę skończyć rozwodzenie się nad walorami fabuły by nie zdradzić Wam zbyt wiele.
Realizacyjnie nie ma szału, ale nie ma też porażki. Aktorsko dowodzi Kelly Reilly, znana Wam chociażby z thrillera „Eden Lake„. Partneruje jej Luke Evans („Dziewczyna z pociągu”) i obydwoje wywiązują się ze swojego zadania na tyle dobrze by reasumując wszytko film dał radę zmieścić się w całkiem przyjemnej średniawce. Niczego po za ową średniawką się jednak nie spodziewajcie, bo niczego więcej nie uświadczycie.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:6
Napięcie:5
Klimat:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:6
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
to coś:6
54/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz