Trap/ Pułapka (2024)
Coper zabiera swoją nastoletnią córkę, Riley na koncert jej ulubionej gwiazdy, Lady Raven. Na miejscu czeka na nich popowe widowisko i … obława policji, na czele której staje profilarka kryminalna tropiąca seryjnego mordercę, Rzeźnika. Tak się składa, że owym zabójcą jest wzorowy tatuś. Coper zmuszony jest podjąć się karkołomnego zadania wydostania się z pułapki, jednocześnie dbając by jego rozentuzjazmowana córką, nie połapała się, że tatuś ostro narozrabiał.
Nowy film od twórcy „Szóstego zmysłu”. Patrząc na ostatnie dokonania reżysera, nie byłam specjalnie optymistycznie nastawiona i to mnie uchroniło przed rozczarowaniem. Chyba nie będzie przesadą jeśli stwierdzę, że na Shyamalana posypały się pomidory, jajka i rolki papieru toaletowego – jednym słowem: ostra krytyka. Głównym zarzutem kierowanym w stronę twórcy jest to, że uknuł on fabułę w taki sposób by spełniała – zdaniem krytyków – najważniejszy postulat: promocję jego córki, która próbuje swoich sił jako piosenkarka. Wciela się ona w rolę Lady Raven, postaci, którą spokojnie można określić ubogą krewną Taylor Swift. Aspirująca wokalistka, wcielająca się w wielką gwiazdę do aktorskie drewno o cielęcym spojrzeniu i wygładzonym licu. Póki stoi na scenie i coś tam sobie występuje w tle, nie jest źle, ale tata postanowił przydzielić jej bardziej znaczącą rolę i oto staje się pełnoprawną bohaterką. Niestety czarny koń wyścigu okazuje się dla produkcji koniem trojańskim. Nie płacz Saleka, tatuś Cię i tak kocha.
Fabuła filmu nie skłania do szczególnych przemyśleń jeśli idzie o problematykę psychopatii jako takiej i żądzy mordu jako niekiedy objawu współistniejącego. W sumie nie wiemy czemu Rzeźnik jest Rzeźnikiem, ledwie jedna próba zanalizowania jego przypadłości wypada blado, pewno dlatego, że zostaje włożona w usta naszej Lady Raven.
Całość skupia się na akcji, wartkiej, szybkiej i tylko pozornie skomplikowanej. Wcielający się w postać Copera Josh Hartnett niezbyt mi do tej roli pasował, i choć jestem fanką przewrotnych castingów – jak gość z High School Musical w roli Teda Bunddyego – to tu nie mi nie kliknęło, po prostu.
Nie ma jednak co zwracać uwagi na detale jeśli tyle się dzieje. A dzieje się dużo, nasz seryjniak jest bardzo kreatywny w kiwaniu policyjnej obławy, choć przyznać też muszę, że dużo tu mamy przegiętych akcji. Kino iście superbohaterskie, tylko bohater to antybohater. Mimo tych obiekcji w kategoriach niezbyt wyszukanej rozrywki, film daje radę, przynajmniej do punktu kulminacyjnego- obejrzycie, rozumiecie o co mi chodzi. Przejdzie, ale nie polecam szczególnie.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:6
Klimat:5
Napięcie:7
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:7
Aktorstwo:6
Zabawa:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
57/100
W skali brutalności: 1/10