The Grotto/ Księga demonów (2014)
Młoda Amerykanka Melissa przyjeżdża do Włoch w ślad za ukochanym, Carlo. Para zatrzymuje się w domu rodzinnym mężczyzny, gdzie przyjmuje ich dziadek Carla. Już pierwszego dnia kobieta jest uczestnikiem makabrycznego znaleziska – ktoś rozpruł psa nieopodal podziemnej jamy zwanej przez rodzinę Bove grotą. Senior rodu ostrzega Melissę przed zwiedzaniem tego miejsca jednak ta zabijając nudę w końcu trafia do groty.
Nie często trafiam na współczesne włoskie horrory, w sumie nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam takowy. Stąd moje zainteresowanie „Księgą demonów” mimo delikatnie rzecz ujmując mało zachęcającego opisu.
„Księga demonów” okazała się raczej średnim wyborem, choć bardzo chciałbym powiedzieć, że jest inaczej. Myślę nawet, że określenie 'średni’ jest nad wyrost, bo film jest po prostu słaby, zarówno na poziomie scenariusza jak i realizacji. Dużego, łaskawego plusa mogę dać za scenografię i wybór plenerów. Nadmorska willa i otaczające ją krajobrazy wypada naprawdę fajnie.
Fabula w dużej mierze bazuje na retrospekcji sięgającej czterdziestu lat wstecz. Wszystko za sprawą pamiętnika babci Carlo niedbale porzuconego w pokoju nieżyjącej już od dawna lokatorki. Kobieta opisuje w nim okoliczności śmierci jednego z dzieci, syna Benito. Ten punkt historii jest zaskakująco dobry. Później pojawiają się cuda i dziwy, których świadkiem jest Melissa. Tu pierwszy z nich udał się całkiem, całkiem – kobieta widzi bowiem swoją postać, samą siebie w jakiejś okaleczonej, zmaltretowanej i obłąkanej wersji – zdarzenie ma miejsce w tytułowej grocie. Niestety im dalej tym gorzej. Pojawia się rzeczona księga demonów a stąd już tylko rzut beretem do opętania. Nic ciekawego się już tu nie wydarzy.
Ktoś spyta, o co się czepiam, przecież co drugi film z gatunku można opowiedzieć tymi samymi słowami i nie zawsze wiąże się to z porażką twórcy. A jednak w tym przypadku do porażki przyczyniło się więcej czynników. Przede wszystkim bardzo toporne prowadzenie fabuły. Nie ma w tym płynności, co i rusz natrafiamy na coś co staje kantem na filmowej taśmie i nijak nie wchodzi w symbiozę z całością. Dużo tu zwyczajnej niechlujności i działań po łepkach. Aktorstwo pozostawia wiele do życzenia i nie przyczynia się do zainteresowania losem postaci. Wszystko jest takie byle jakie, aby aby.
Jasno z tego wynika, że polecić Wam tego tytułu nie mogę, chyba, że macie ochotę na skonfrontowanie własnych wrażeń z moimi – w takim wypadku, Wasza wola.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:5
Klimat:6
Napięcie:4
Zabawa:4
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:4
Aktorstwo:5
Oryginalność:5
To coś:4
43/100
W skali brutalności:1/10