Francesca wkrótce urodzi dziecko. Zanim to jednak nastąpi postanawia odwiedzić rodzinną posiadłość swojego zmarłego męża Kinsolving Estate położoną w odległej Minnesocie, aktualnie zasypanej śniegiem. Na miejscu ma po raz pierwszy spotkać teściową, której nie zdążyła poznać podczas trwania jej krótkiego małżeństwa z Matthew. Ukochany wielokrotnie powtarzał, że na pewno polubi jego matkę, malując przed żoną obraz ciepłej i otwartej seniorki rodu. Na miejscu wita ją zimna i posągowa matrona wyraźnie niezadowolona z przybycia synowej. Mimo kurtuazyjnego zaproszenia na kolację i oferty noclegu – podyktowanego złymi warunkami atmosferycznymi – Pani Kinsolving otwarcie mówi Francesce, że nie akceptuje ani jej ani jej nienarodzonego dziecka. Cóż ma począć biedne dziewczę z dalekiego Los Angeles w tym nieprzyjaznym domostwie? Zdecydowanie nie czuje się tu bezpiecznie – i ma rację.
Krótka, bodaj nigdy nie przełożona na język polski nowela Naomi Hintze z roku 1969 stała się podstawą scenariusza filmu Lamonta Johnsona pod tym samym tytułem. Film przeszedł bez większego echa, nie licząc niesmacznej afery wokół specjalnego seansu, który odbył się Minnesocie w odpowiedzi na głośną sprawę zabójstwa Elizabeth Mannering Congdon, zamordowanej dokładnie tam gdzie kręcono zdjęcia do „You’lll like my mother”. Z uwagi na okoliczności sprawy, doszukiwano się podobieństw do fabuły filmu – nie trudno zgadnąć, nie spotkało się to ze społecznym entuzjazmem. Obecnie film jest raczej zapomniany, mimo wznowienia przez Film Factory na Blu-ray przed blisko dekadą.
Obraz ma vibe starych powieści gotyckich z damą w opałach. Niewinna niczym Śnieżka Francesca trafia do pałacu złej królowej. Zamiast macochy, mamy teściową – bardziej duchem czasu. Wspaniała kreacja aktorska antagonistki czyni z pozornie bezpiecznej choć nieprzyjemnej wizyty, przeprawę przez piekło.
Już we wstępie jesteśmy pozbawiani złudzeń względem charakteru starszej Pani Kinsolving, kiedy dowiadujemy się jak potraktowała potomstwo zamieszkującej posiadłość kotki. Kotka ma też właścicielkę, która zdaje się dzielić z nią nieciekawe położenie w domowej hierarchii, jest nią siostra zmarłego Matthew i córka seniorki rodu, Kathleen. Słabujące na umyśle, nieme stworzenie, krew z krwi dostojnej damy robi w domu za popychadło i służkę. Szybko okazuje się, że będzie ona jedynym sprzymierzeńcem Francescy w tym domu strachu. Nasza Śnieżka w trakcie pobytu, dowiaduje się co nieco na temat mieszkańców posiadłości i nie są to dobre nowiny. Snujący się po ciemnych korytarzach upiorny kuzyn Matthew, Kenny miał być tylko straszną legendą, tymczasem jest jak najbardziej żywy i wyraźnie ma powody by pozostawać w ukryciu.
Film ma doprawdy wspaniały klimat, właściwy starym produkcjom. Trochę Hitchcock, trochę Shirley Jackson. Tajemnica domu ukryta pod śnieżną pokrywą. Trzyma w napięciu i choć fabuła nie jest bardzo skomplikowana, to nadal pozostawia pewne pole do puszczenia wodzy fantazji.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 7
Klimat:9
Napięcie:7
Zaskoczenie:6
Zabawa:7
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś: 7
67/100
W skali brutalności: 1/10