Wakacje z filmem grozy
Moi Drodzy, obiecałam Wam, chyba w czerwcu (ups), że wrzucę post o najlepszych horrorach na wakacje, czyli takich w przypadku których możecie dzielić z bohaterami koszmar nieudanych wypadów. Potraktujcie tę listę jako drogowskaz i obierzcie dla siebie najstraszniejszy cel podróży:)
1. Wakacje na obozie, czyli camp slashery
Gatunkiem, który jednoznacznie kojarzony jest z wakacjami jest oczywiście camp slasher. W poszukiwaniu tego rodzaju tytułów musicie udać się w okolicę jezior i lasów, najlepiej cofnąć się w czasie do lat ’80 czyli złotej ery slashera. Tu poza oczywistymi tytułami jak „Piątek 13ego”, znajdziecie wiele perełek: „Podpalenie” (’81), czyli kanadyjski niskobudżetowy horror powstały w rok po sukcesie „Piątku 13ego”. Zapamiętajcie słowo klucz: niskobudżetowy i bawcie się pysznie.
Upiorna opowieść przy ognisku? Bez tego nie obejdzie się żaden obóz, z tym, że opowieść o Madmanie Marz’u jest jak najbardziej prawdziwa – „Madman” (’82). Jeśli chcecie sięgnąć źródła i zapędzić się jeszcze dalej polecam odwiedzić „Krwawy obóz” (’71) włoskie giallo Mario Bavy uważany za pierwszy slasher – taka ciekawostka.
Moim ulubionym camp slasherem ever jest jednak „Uśpiony obóz” (’83) i jeśli miałabym wskazać najlepszy moim zdaniem stary slasher to wskazałabym właśnie ten tytuł. Motyw rzezi na letnim obozie pojawia się też w bardziej współczesnych produkcjach jak np. „Summer camp” (2015), czy „Welp” (2014), warto żebyście zajrzeli też nad „Jezioro Boodom” (2016). Pamiętajcie jednak, że najlepszy klimat mają jednak te starocie.
2. Przeżyjmy przygodę, której możemy nie przeżyć, czyli letni survival
Największym zagrożeniem jest tu sama natura i jej siły. Ciemny, mroczny las, lub niebezpiecznie wysokie górskie szczyty. W świcie survival horroru tragedią może skończyć się każdy wypad na łono natury. Jeśli marzy Wam się wypad w góry upewnijcie się czy nie macie „Lęku wysokości” (2008). Dwa razy zastanówcie się z kim na taki wypad się udajecie, bo jak przekonali się bohaterzy „The Barrnes” (2012) , „Zabij i żyj” (2018), czy też świetnego, polskiego „Stoję za Tobą” jednemu z uczestników wakacji może zdrowo odbić.
Atrakcje, z których korzystacie też mogą okazać się niebezpieczne, taka sauna np. Ja uwielbiam, bohaterzy „247F” raczej nie. Moje ulubione „Zejście” (2005) co prawda nie dzieje się latem, ale w ciemnej jak odbyt szatana jaskini pora roku nie odgrywa większej roli. Przetrwa tylko najsilniejszy. Jeśli spodoba Wam się w tej jaskini, musicie koniecznie wpaść do następnej, czyli „La Cueva” (2014). Tu pięcioosobowa ekipa znajomych w czasie kempingu na wyspie decyduje się na spontaniczne spenetrowanie pobliskiej jaskini. Naprawdę niezły horror z fajnym klaustrofobicznym klimatem.
Słabym punktem każdego survival horroru, są protagoniści proszący się o zgon. Nielogiczne decyzje i radosne pchanie się w tarapaty. Ale Moi Mili, taka uroda gatunku. Jeśli już pogodzicie się w tym faktem warto odwiedzić Wielki Kanion wraz z bohaterami „Canyon” (2009), lub wybrać się na rejs z grupą przyjaciół z „Oceanu strachu 2”.
Ładne widoki to niewątpliwy plus większości tego typu produkcji. Obcując z natura możecie nadziać się na ciekawe okazy fauny. Tu bezwzględnie polecam „Ruiny” (2007), czyli opowieść o amerykańskich turystach, którzy utknęli na meksykańskiej piramidzie. Ich głównym problemem – po za sprawami życia doczesnego jak kac i oskarżenia o niemoralne prowadzenie się – jest roślina, która rośnie na rzeczonej piramidzie i jak się szybko okaże na wszystkim innym (np. na ludziach) też.
3. Nieprzyjaźni tubylcy
Ci pojawiają się również w sekcji survivalowej, bo można by ich potraktować jako element lokalnych ekosystemów. Tak się jednak składa, że ich urodzaj jest tak bujny, że warto im się bliżej przyjrzeć. Moim absolutnym faworytem w tej kategorii jest „Eden lake” (2008), czyli historia pewnej pary, która chciała wypocząć nad jeziorem. Sprawa się rypła z powodu konfliktu z lokalsami. Jak mocno się rypła musicie zobaczyć na własne oczy. Mocna rzecz. Drugim mocarzem w tej kategorii będzie „Land mine goes click” (2015), czyli opowieść o wypadzie do Gruzji – co tam się podzieje, możecie wnioskować po tytule. I tak, lokals też tam będzie.
Ale zostawmy już te biedne dziewczyny w spokoju;) „Uwolnienie” (’72) to dla odmiany typowo samczy wypad, spływ rwącą rzeką, walka z naturą i tubylcami. Świetne kino, nie do podrobienia. Całkiem nieźle prezentuje się w tym zestawie „Presevation„ Trójka bohaterów rozbije obóz w lesie w pobliżu jeziora. Nazajutrz zorientują się, że ich namioty, prowiant, broń, a nawet pies zniknęły. Wkrótce bohaterzy zorientują się, że sami stali się obiektem polowania.
Jedną z najważniejszych atrakcji wakacyjnych wyjazdów jest szansa na skosztowanie miejscowej kuchni. Tu ciekawą ofertę ma włoskie kino kanibalistyczne, polecam „Ludożerce” (’80). Sporo egzotyki zaznacie też w „Turistas”, ale to właśnie brazylijski klimat jest główną, żeby nie powiedzieć jedyną atrakcją tego filmu. Trochę lepiej wypada ekipa z Australii szukająca schronienia „Przed burzą” (2007), jeśli marzycie o Hawajach to tylko z parą nowożeńców z „Wyspy strachu” (2009).
4. Uważaj na drodze
Może być tak, że wcale nigdzie nie dojedziesz i nie dlatego, że jesteś polakiem i nie stać Cię na benzynę. Wielu bohaterów horrorów marzących o fajnym wypoczynku żegna się z życiem jeszcze po drodze. Pęknięta opona, kolizja drogowa, zły skręt…
A no właśnie, zacznę od „Wrong Turn” (2003) absolutny klasyk, który mogłabym wjebać do praktycznie każdego z punktów (z animal attack włącznie patrząc na pomyłkę ewolucji w osobach antagonistów). Kanibalistyczna rodzinka z lasów zachodniej Virginii i jej tradycje wskazują, że mogą być po kądzieli z zamieszkujących pustynie Nowego Meksyku antybohaterami „Wzgórza mają oczy” (’77 lub ’06) – wszak rodzina Carterów też pojechała, gdzie nie powinna. Gdyby odbili trochę na zachód w stronę Teksasu – agrowczasy na farmie, why not – spotkaliby inną interesującą familię, czy Państwa Hewittów („Teksańska masakra piłą mechaniczną” (’74 lub ’03). Tyle opcji do wyboru, że podróże wydają się naprawdę kuszące. Uważajcie też na łazików i nieostrożnych pieszych, nie chlajcie w aucie, bo skończycie jak bohaterzy niezapomnianego „Koszmaru minionego lata”.
Zostawiając szlagiery, mogę wam jeszcze zaproponować „Pod ostrzałem” z 2017 roku gdzie nieszczęśni podróżnicy padają ofiarami snajpera. Kłopoty na drodze sprowadzają bohaterów „Pułapki na turystów” (’79) do upiornego gabinetu figur woskowych, gdzie rzecz jasna podzieją się rzeczy właściwe dla gatunku slashera. Miejcie to na uwadze wybierając trasę Waszej wakacyjnej podróży.
5. Zaatakowani przez zwierzęta
Przyznajcie, wszyscy kochamy horrory o bohaterskich rekinach, które ratują rozbitków przed utonięciem. Tytułów do wyboru do koloru, gorzej z jakością, ale na bezrybiu i rak ryba, a może nawet rekin. Na pierwszy rzut „Szczęki” (’75), kto nie zna – niech pozna, od nich chyba wszystko się zaczęło. Jeśli jednak znacie starszą produkcję o morderczym rekinie dajcie znać, chętnie obadam. Całkiem dobrze oglądało mi się „Podwodną pułapkę” (2016), ale sequelu już nie polecam. Nieźle wypadł też „183 metry strachu” (2016). Na tym moja oferta sensownych filmów o rekinach się kończy, więc zajmijmy się resztą agresywnego zwierzyńca.
Niedźwiedź atakuje niedzielnych turystów w „Backcountry” (2015), czarna mamba wpełza do namiotu narzeczonych w „Serpent” (2017) – jak wiecie, węży boję się panicznie, więc ten drugi tytuł zdecydowanie bardziej do mnie trafił. Jeśli lubicie pływać łódką zwrócicie uwagę na krokodyla, ten z „Black water” (2007) atakuje nieostrożną rodzinną wycieczkę. Nie możemy zapomnieć o wilkach, te spotkacie – poza tym, że w milionach innych animal attack to w kontekście wakacji pojawiają się w „Woolf town” (’10) Oczywiście nie możemy pominąć też zwierząt mutantów jak np. „Zombibobry” (2014) atakujące grupę młodzieży w czasie wypoczynku nad jeziorem. Horror raczej z rodzaju tych komediowych. Dziwne zwierze atakujące w lasach Holland Creek poznacie w „Animal” (2014).
6. Wakacje z duchami, czyli o zjawiskach paranormalnych
Tu nie mam zbyt wiele do powiedzenia. Duchy prowadzą zwykle osiadły tryb życia i nie odwiedzają wakacyjnych kurortów. To Ty musisz odwiedzić ich. Jedną z ciekawszy ofert będzie letnisko rodziny Rolf, która wynajmuje na lato piękny, cudownie nawiedzony dom w filmie „Spalone ofiary” (’74). Inną pechową najętą rezydencją z mroczną historią i paranormalną aktywnością okazuje się 'wyśniony dom’ Lauren z „The Nesting” (’84), czy górska chatka z „Obecności” (’14).
Choć początkowo nic tego nie zapowiada wakacyjnym horrorem z wątkiem paranormalnym jest „Mroczna plaża” (2003), bardzo niepozorny i bardzo dobry film. Ciekawy wypoczynek zapewnia też w „Domu na plaży” (2019) Jak plaża to oczywiście nie mogę nie wspomnieć o „Długim weekendzie” (’78) lub ’07), horrorze ekologicznym, w którym zdecydowanie dzieją się rzeczy, które można uznać za nadnaturalne. To co zapowiadało się na klasyczny survival horror o trekingu w górach staje się filmem ze zjawiskami paranormalnymi w „Rytuale” (’18). Ze zdecydowanie nienormalną sytuacją spotka się też grupa obozowiczów z „Ostrzeżenia” (’81) zaatakowanych przez organizm z kosmosu.
Tyle z mojej strony, jestem ciekawa Waszych ulubionych horrorów z motywem wakacji. Dajcie znać.