Koty w kinie grozy
W poniższym wpisie postanowiłam wyróżnić jednego z uniwersalnych bohaterów kina grozy. Tym bohaterem jest kot.
Wątki związane z kocimi postaciami pojawiają się horrorach od zawsze. Nawet jeśli tylko przemykają pod nogami, albo robią za 'fałszywy alarm’ w pełnej napięcia scenie.
Często funkcjonują w świecie przedstawionym na zasadzie symbolu. Koty, występują we wszystkich kulturach. Gdzie ludzi tam i koty. Wielu wielkich artystów doceniało kocich przyjaciół, często stawały się inspiracją dla ich twórczości. Weźmy chociażby Lovecrafta, czy Poego.
Osobiście, gdy tylko w jakimś filmie, w jakiejś książce wypatrzę kota, z miejsca dostaje ona/on u mnie kilka punktów. A niech tylko twórca spróbuje go skrzywdzić! Potrafię wyłączyć dobrze zapowiadający się film jeśli jego reżyser uraczy mnie sceną śmierci, albo jakiejkolwiek innej krzywdy jakiej doświadcza kot. Co prawda koty nie stanowią tu wyjątku, mam podobnie z innymi zwierzętami, ale koty z jakiejś przyczyny zawsze bardziej przyciągają moją uwagę.
Myślę, że wielu ludzi podziela mój zachwyt nad tymi zwierzętami stąd gro filmowych opowieści, gdzie pojawiają się koty.
1. Kot -cień
Jak wspomniałam koty często robią bardziej za filmowy rekwizyt niż pełnoprawnego bohatera filmu. W obrazach takich jak „Legenda piekielnego domu”,czy „Grobowiec Ligei” po prostu przemykają gdzieś w zaciemnionym fragmencie kadru żyjąc swoim życiem, dając całkowite przyzwolenie na makabryczne wydarzenia jakie dzieją się wokół nich.
Są to zazwyczaj koty o czarnym futerku. Czarny kot ma przynosić pecha, jak twierdza niektórzy, choć moim zdaniem nie sądzę by kot jakkolwiek by go gloryfikować posiadał taką moc sprawczą:) Skąd więc ta uparta niechęć do kotów? Ochoczo zrzuciłabym winę na religię, ale prawda jest taka, ze ludzie zawsze bali się tego co nieznane. Koty przez setki lat towarzyszyły ludziom ale nigdy do końca nie dały się poznać. Mówi się, że to kot udomowił człowieka, a nie człowiek kota, dom należy do kota ty tylko spłacasz kredyt i jak czasami patrzę na mojego burego gada to myślę, no fakt.
W swojej rozprawie Lovecraft pokusił się o kilkanaście zjadliwych uwag kierowanych do osób, które w pogardzie mają koty. Warto się zapoznać.
Wracając do kotów w filmach, jako złowrogi symbol najczęściej pojawiają się w ghost story. Pojawienie się czarnego kota ma być sygnałem: ten dom jest nawiedzony.
2. Mój przyjaciel kot
Do tej pory nie udało mi się napisać recenzji serii „Alien”, a paradoksalnie znam ją już prawie na pamięć. Moja pierwsza styczność z „Obcym” miała miejsce wiele lat temu i tym co sprawiło, że tak polubiłam ten film jest jego rudy bohater, kot Jonsey – faktyczny ósmy pasażer Nostromo.
Fabuły filmu nikomu streszczać nie muszę jak podejrzewam, wystarczy, że powiem iż jego główna bohaterka Ellen Ripley walczy na statku kosmicznym o przetrwanie. Jej wrogiem jest obca forma życia, tak obrzydliwa jak to tylko możliwe, tak niebezpieczna, że wszyscy wokół pożegnali się z życiem. Ocalała jedynie kocia matka Ripley i jej futrzany przyjaciel.
Przez całym film z trwogą obserwowałam poczynania bohaterki, co chwilę krzycząc do niej: pamiętaj o kocie! Scena w której Jonsey staje pyskiem w pysk z Obcym to chyba największy katalizator skoku ciśnienia w całym filmie.
Miałam w dupie co się stanie z resztą załogi- ważne żeby przeżył kot. Kot też chyba był tego zdania, bo obojętność z jaką patrzył na śmierć jednego z bohaterów jest kwintesencją niewdzięcznej kociej natury.
Podobne schematy występują w wielu innych filmach, żeby nie szukać daleko, ostatnio kibicowałam perskiej kotce o wdzięcznym imieniu 'Zdzira’ w thrillerze „Hush„, gdzie bohaterka walczyła o życie swoje i swojej przyjaciółki. Film taki sobie, ale kot przeżył i to najważniejsze.
3. Kot ma 9 żyć.
Stephen King, 'jak każdy wielki człowiek’, również kocha koty i nie szczędzi klawiatury na opisanie ich przymiotów w swoich opowiadaniach i powieściach. Tu dobrym przykładem może być chociażby jeden z głównych bohaterów „Smętarza dla zwierząt„.
Zarówno w wersji filmowej jak i literackiej wszytko zaczyna się od śmierci kota, później jest tylko gorzej.
Dziecko nie może pogodzić się z nagłą śmiercią swojego kocura, Churcha. Jego ojciec wpada na fantastyczny pomysł wskrzeszenia zwierzęcia dzięki magii obecnej na dawnym indiańskim cmentarzu. Jak się okazuje, myk zadziałał. Kot wrócił, ale nie był już taki sam. Niemal roniłam łzy nad jego losem, bo jak to tak? Church nie odnajdywał się w nowym wcieleniu, zamiast budzić miłość zaczął budzić grozę. Ten film to przestroga. Martwe musi pozostać martwe. Nawet jeśli to ukochany kot. Kot pełnił tu więc rolę edukacyjną, ale był też niezłym straszakiem.
4. Koty są wredne
„Głosy” to jedna z ciekawszych filmowych ofert ostatnich lat. Swój udział w sukcesie filmu też miał kot.
Bohater „Głosów” słyszy głosy. Słyszy głosy swoich zwierząt, kota i psa. Towarzyszą mu one w samotniczym życiu. Stanowią personifikacje dobrej i złej strony naszego bohatera. Kot oczywiście robi tu za czarny charakter. Bezdusznie krytykuje swojego pana, naśmiewa się z niego i podżega do zbrodni. Rudy futrzak jest doprawdy wredny, ale jakże barwny.
Wredne koty pojawiają się w wielu filmach, ale czy są na prawdę takie złe? Czy kot w opowiadaniu Poego, i jego ekranizacji był zły, dlatego że przyczynił się do zdemaskowania zbrodni swojego pana? No cóż, pies na pewno by tego nie zrobił.Psy są wierne bez względu na to jaką kutwą jest ich pan. To urocze, ale śmierdzi frajerstwem;)
5. Kot na strażnicy dobra
Koty mimo ze nie cieszą się najlepszą opinią w wielu kręgach, szczególnie ludzi przesadnych, często łamią ten stereotyp i wile filmów podąża tym tropem. Tu wrócę jeszcze do Stephena Kinga. W ekranizacjach jego dzieł „Oko kot” i „Lunatycy” koty były postaciami jak najbardziej pozytywnymi.
Mówi się, że zwierzęta wyczuwają dobrych i złych ludzi. Koty w tych dwóch produkcjach robiły to wyśmienicie.
W „Oku kota” śledzimy przygody pewnego buraska, który z własnym sobie wdziękiem i swobodą pogrąża tych którzy na to zasłużyli i pomaga tym, który pomocy potrzebują.
Niekoniecznie trzeba się tu doszukiwać jakiś nadprzyrodzonych przymiotów w postaci kota jednak widać w tym pewną magie, dla nas obcą dla kotów naturalną.
„Lunatycy” opowieść o parze nadnaturalnych istot pożywiającej się ludźmi by zachować życie wieczne i wieczna młodość. Coś na zasadzie wampiryzmu. Ci mimo swojego po części kociego rodowodu muszą unikać kotów jak ognia. Kocie zadrapanie to dla nich rychły koniec.
W filmie możemy więc podziwiać jak zgraja dzielnych kocurów rozprawia si z antybohaterami robiąc im duże kuku.
6. Kot po azjatycku
Nie wiem na ile ma to związek z kulturą azjatycką a na ile było znakiem czasów, ale w przeszłości koty nie cieszyły się dużą popularnością w kraju Kwitnącej Wiśni.
W horrorze z lat ’60 „Czarny kot w lesie„ występuje nawiązanie do legendy mówiącej o duchach wracających pod postacią kotów, wracających by wymierzyć sprawiedliwość.
Był to nader popularny mit. Podobny pomysł występuje we współczesnym koreańskim ghost story „Kot„. Jak wskazuje tytuł wszytko kręci się wokół kotów, kotów nawiedzonych, sprowadzających śmierć na ludzi. A ludzie, jak się okazało, jak najbardziej na ową śmierć zasłużyli. Kot, zwierzę magiczne potrafi wymierzyć sprawiedliwość.
Wspomniałabym jeszcze o obrazie „Ludzie koty” i jego remake, ale cóż, nie widziałam żadnego z nich, co z resztą będę musiała nadrobić.
Filmów z kocimi bohaterami znajdziemy znacznie więcej, nawet jeśli szukać tylko wśród kina grozy.
Gość: Ghede, 155.133.0.* napisał
Pokręciłaś „literackie fakty” dotyczące „Smętarza dla zwierzaków”.
Kot o imieniu Church był ulubieńcem córeczki Louisa Creeda , który postanowił zakopać martwe zwierzę na starym cmentarzysku indiańskiego plemienia Micmaców .
Ja też uwielbiam koty . Mam czarno-białą Abrę i trójkę przyswojonych tygrysich rezydentów – Dzikuskę , Panią Wąsik i ostatnio pojawił się jeszcze Kajko .
Pozdrawiam , dziękując za koci tekst .
Gość: Magda, *.dynamic.chello.pl napisał
W Smętarzu to chyba był kot córki a nie syna.
ilsa333 napisał
Racja, racja, nawet w recenzji do której podałam tu link sama pisałam, że kot był Ellie. Jakoś ją 'wycięłam’ i skupiłam się na synku, bo to on ostatecznie podzielił los kota. Dawno z „Smetarzem…” nie miałam styczności i mi się zapomniało. Już poprawiam, ale umówmy się, kot należał do całej rodziny, a raczej rodzina należała do kota;)
Gość: Magda, *.dynamic.chello.pl napisał
Może tak być 🙂 to moja ulubiona książka Kinga więc wyłapałam od razu 🙂 a co do kotów to jakoś nigdy za nimi nie przepadałam, w sumie nie wiem czemu ale nie budzą mojej sympatii.
ilsa333 napisał
Widocznie nie spotkałaś w swoim życiu odpowiedniego kota:) Jeśli ktoś mi mówi, że nie lubi kotów to zazwyczaj okazuje się, że nie miał z nimi zbyt wiele do czynienia.