Sputnik (2020)
Lata ’80 XX wieku. Dwóch radzieckich astronautów ma szczęśliwie powrócić na ziemię po wypełnieniu tajnej misji. Wraca tylko jeden z nich. Konstantin boryka się z traumą i jak podejrzewają badacze z ośrodka, do którego finalnie trafia dolega mu coś jeszcze. Jego przypadkowi ma się przyjrzeć ambitna lekarka Tatiana, kobieta nieustraszona, którą wydaje się nie jest w stanie przerazić nic. Do chwili spotkania z Konstantinem.
Słyszałam wiele dobrych opinii na temat rosyjskiej produkcji Egora Abramenko, co w połączeniu z moją niejaką sympatią do wschodniego kina w końcu zaowocowało seansem z filmem. Muszę Was ostrzec, że nie będzie mi łatwo podzielić się swoimi wrażeniami nie demaskując zamysłu scenariusza. Kto jest gotowy to przełknąć zapraszam do dalszej części, tym, którzy chcą wraz ze mną mieć niespodziankę mogę powiedzieć tylko tyle, że filmidło klawe. Bardzo dobrze zrealizowane pod względem technicznym – niczym nie odstaje od produkcji hollywoodzkich jednocześnie unikając plastiku. Efekty są wyważone. Świetne wypada też obsadowo: moja „Lilja 4ever” pięknie wyrosła i daje czadu w roli Tatiany. Partneruje jej bardzo przyjemny dla oka i sprawdzający się w roli Konstantina Pyotr Fyodorov. Ujęć w kosmosie jest relatywnie niewiele, ale wstępniak jest mocny i zapowiada, że będziemy mieć tu do czynienia z historią przynajmniej umiarkowanie krwawą. W początkowej partii fabuły balansujemy pomiędzy kinem sci-fi a dramatem podkreślającym ciężar kontekstu psychologicznego i społecznego. Dopiero gdy przychodzi noc, nasza perspektywa odtworzy się na coś zgoła mniej przyziemnego. Mniej przyziemnego, ale też nie fantastycznego w sposób ostateczny i zapominający o tym ważnym pierwiastku ludzkiego dramatu.
No, nagimnastykowałam się, żeby nie zdemaskować zagadki, teraz czas na dywagacje spoilerowe. SPOILER: „Sputnik” został okrzyknięty rosyjskim „Alienem” i sporo w tym prawdy. Podobał mi się zabieg w którym nie od razu dowiadujemy się co też trapi naszego kosmonautę. Jak wspomniałam w tajnej misji uczestniczył z partnerem, ale na ziemię powrócił tylko on. Co ciekawe szacunek ilościowy załogi nadal się zgadza bowiem Konstantin przywiózł w swoich trzewiach pasażera na gapę.
Scena w której oczom Tatiany ukazuje się brutalna prawda jest jedną z najlepszych scen w filmie. I tak wiem, fani „Obcego” już mogą psioczyć, że plagiat, że powtórka z rozrywki, ale tak nie jest do końca. Obcy nie jest pasożytem a czymś w rodzaju symbiotu, organizmu, który może doskonale współistnieć z organizmem człowieka nie czyniac mu szkody a nawet ułatwiając rehabilitację. Niestety, jak każdy żywy organizm i ten potrzebuje pożywienia. Spodobał mi się ten pomysł na kosmicznego antagonistę i takie a nie inne ujęcie jego natury. Cóż, nawet było mi go trochę szkoda. KONIEC SPOILERA.
Minusem na pewno jest to, że od pewnego momentu fabuła staje się już przewidywalna, a los bohaterów przesądzony. Nie wydaje mi się jednak by stanowiło to koronny dowód na rzecz słabości produkcji. To raczej przykład tego, że człowiek zrobi wszytko w obronie swojej ludzkiej natury. Według mnie „Sputnik” to jeden z lepszych filmów jakich dane nam było dostąpić w tym smutnym i chujowym roku.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:7
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:9
Aktorstwo:8
Oryginalność:5
To coś:7
69/100
W skali brutalności: 2/10