Horrorstör – Grandy Hendrix
Kierownik zmiany w sklepie meblowym sieci Orsk w Cleveland, Basil Washington jest zdruzgotany. Wygląda na to, że nocą pod nieobecność personelu sklepu i klientów ktoś demoluje ekspozycje i naraża sieć na straty. Mężczyzna czuje się więc w obowiązku powołać oddział specjalny, który znajdzie winowajce i położy kres dewastacji. W tym celu werbuje dwie pracownice by wspólnie z nimi zorganizować nocne czuwanie nad szafami Liripip, sofami Brooka, regałami Kjërring i szklankami Glans. To co odkryją przejdzie jego najśmielsze oczekiwania.
Miałam za sobą już dwie pozycje od Grandy’ego Hendrixa gdy w końcu przyszedł czas na zapoznanie się z jego debiutem, czyli „Horrorstör”. Spośród pozostałych publikacji autora jest to książka najmniejsza objętościowo, ale zwraca uwagę swoim wydaniem stylizowanym na katalog sklepu meblowego. Jeśli zajrzycie do środka zauważycie, że stylizacja nie kończy się na kształcie i ilustracji okładkowej – ta książka naprawdę ma formę katalogu. Biorąc pod uwagę moje traumatyczne przeżycia z Ikeą – jest to zabieg wystarczający by wpędzić mnie w popłoch 😉 Pomysł ten pochodzi od samego autora – taką Hendrix miał wizję.
Motyw przewodni fabuły powieści – również niecodzienny – wykiełkował z fascynacji autora tematyką przeklętych przedmiotów i nawiedzonych miejsc, ale żeby pisać o kolejnym nawiedzonym domu (najlepiej na wzgórzu;)? Nieee, to byłoby zbyt oczywiste. A gdyby tak, postawić na miejsce publiczne, mekkę amerykańskiego konsumpcjonizmu? Sklep meblowy! Tak oto powstał w jego wyobraźni sklep Orsk, amerykański odpowiednik Ikei, a Ikea to zło, wchodzicie na własne ryzyko. Zewsząd będzie Was dobiegać odgłos łkania zagubionych dusz, tych, którzy przyszli po poszewki na kołdrę, ale ich nie znaleźli. Podobno szukają po dziś dzień. Plakaty z wizerunkami zaginionych dołączane są do kart Ikea family. Dusze potępionych kobiet, który zagnały swoich mężów na dział dodatków i straciły ich z oczu skazane na odwieczną pokutę w wielkim koszu z obieraczkami do ziemniaków. Pracownicy każdego dnia znajdują ludzkie truchła w szafach, ubrania zmarłych stają się częścią ekspozycji działu sypialnianego, a świeże mięso idzie na klopsiki. Najgorsze rzeczy dzieją się jednak w dziale planowania wnętrza, siódmy krąg piekła przeznaczony jest dla tragicznie zmarłych pracowników. To tam straszy duch mężczyzny, który źle wymierzył blat kuchenny SÄLJAN, został on trzykrotnie pchnięty nożem przez niezadowoloną klientkę, której odmówiono reklamacji mimo, że przetargała rzeczony blat przez cały sklep i wręczyła mi jako dowód… Dobra, za daleko.
Orsk to nie Ikea. Tam dzieje się co innego. Zamiast rzek krwi, mamy rzeki.. smarków i inne obrzydliwości. Hendrix zdecydowanie operuje środkami wyrazu zarezerwowanymi dla horroru klasy B, czyniąc całą przygodę bardziej zabawną niż straszną. No dobrze, poziom grozy jest chyba większy niż w przypadku np. „Poradnika zabójców wampirów klubu książki z południa”, ale nadal czuć w tym pastisz. Język powieści jest bardzo prosty, narracja ma lekką formę podania i próżno tu szukać większych zawiłości.
Trójka śmiałków na nocnej wachcie to kolejno: człowiek z misją, oddany pracy i nierozumiejący innej niż jego własna postawy, dwudziestoletnia Amy, która ma muchy w nosie – w nosie ma też swoją pracę i pana kierownika, oraz starsza sprzedawczyni, która przyświeca wszystkim przykładem, ale jest nudna jak flaki z olejem. Nie mniej jednak śmiałkowie podejmują rękawice, a ich działania owocują najprawdziwszym seansem spirytystycznym i odkryciem źródła problemu. Finalnie była to całkiem dobra rozrywka, a chyba tego głównie oczekujemy od Gandy’ego Hendrixa.
Moja ocena: 6/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper