Artykuły
Wywiad z Tomaszem Sablikiem dla Wprost
Kliknij obrazek, żeby powiększyć
Link do wywiadu:
https://www.wprost.pl/kultura/11659975/wywiad-z-tomaszem-sablikiem-autorem-ksiazki-moj-dom.html
Wersja zarchiwizowana: https://web.archive.org/web/20240421081102/https://www.wprost.pl/kultura/11659975/wywiad-z-tomaszem-sablikiem-autorem-ksiazki-moj-dom.html
Kocha, lubi, morduje, czyli o miłości w kinie grozy
Kocha lubi morduje, czyli o miłości w kinie grozy
Eros i Thanatos, dwie zupełnie sprzeczne energie, nie wiedzieć czemu, lubią występować w tandemie. Najsłynniejszym piewcą miłości naznaczonej śmiercią jest oczywiście Poe, ale jego sympatia do łączenia obydwu wątków wcale nie jest odosobniona.
Nie wiem jak Wy, ale osobiście wzdrygam się przed pchaniem wątków romantycznych do filmów grozy. Łatwo tu przegiąć, przesłodzić. I nic, absolutnie nic mnie tak nie wkurwia, jak wkładanie w usta bohaterów miłosnych pieśni w kluczowych momentach fabuły. Trzeba ratować dupę, przed demonem/mordercą/potworem, ale najpierw chwyćmy się za ręce i zanućmy love me tender. Żenada. Nie da się jednak ukryć, że motyw miłości w stosownie podanej formie może być motorem napędowym grozowej akcji. Gdyby nie było miłości, nie byłoby śmierci i z okazji walentynek o takich filmach Wam opowiem.
Jednym z moich ulubionych filmów nowej fali horroru jest „Midsommar”. Choć nikt nie śmie nazwać go horrorem romantycznym, to właśnie motyw uczucia Dani do Christiana przysporzy widzowi najwięcej emocji. Albo raczej finał owego uczucia – niecodzienny. Mamy tu do czynienia z nieodwzajemnioną miłością i ze zdradą, za którą piękna i zimna jak szwedzki poranek królowa maja wymierzy najwyższą karę. Ta konkretna scena stanowi swoiste khatarsis dla wszystkich zranionych i oszukanych.
Podobnie istotny okazuje się motyw miłości – i znowu – zdrady w „Zejściu” z 2005. Dwie przyjaciółki i jeden mąż. W warunkach gdzie wspólna walka o przetrwanie powinna być priorytetem 'mała’ zadra sprawia, że sprawna i przydatna w owej walce Juno zostaje porzucona przez Sarę na pewną śmierć. Cóż, może zginę, ale ta suka zdradziecka też.
Z bardzo ciekawie ujętym motywem miłość – zdrada mamy do czynienia w thrillerze „La cara oculta”. Belen jest tak silnie zmotywowana do przetestowania uczucia swojego partnera, że postanawia sfingować swoje odejście. Nie odchodzi jednak tylko ze szczelnego bunkra wypatrzonego w weneckie lustro obserwuje poczynania swojego ukochanego w ich wspólnym domu. Czy, aby jest wystarczają zrozpaczony? Czy będzie próbował ją odzyskać? A tu psikus. Gorąco zachęcam, do seansu of course, nie do kopiowania pomysłu Belen.
Jak widać wzniosłe uczucie miłości może doprowadzić do rozpętania najgorszych instynktów i na tych też często gęsto bazuje kino grozy. O miłosnym spętaniu traktuje na ten przykład „Opętanie” Żuławskiego. Bohater odkrywa zdradę małżonki i wokół tego wydarzenia narasta cała surrealistyczna poetyka. Kochanek staje się potworem niewolącym niewiastę. Czy faktycznie piękna Anna ulubowała sobie kopulacje ze stworem, czy to tylko projekcja zdradzonego męża? Nie mnie rozstrzygać, ale zaręczam, że tego co tam zobaczycie odzobaczyć się nie da.
Zbrodnia w imię miłości nosi imię Elizabeth i prowadzi nas do ciemnego bunkra. „Bunkier” można określić teen thrillerem, bo rzecz się dzieje w świecie nastolatków, no ale gdzie jak nie tam krańcowe uczucia krzyczą najgłośniej? Liz postanawia zaaranżować sytuację, w której zdobędzie serce Mike’a. Zamiast jednak zaprosić go na lody, tudzież loda, Liz ogarnia dziurę w ziemi i tam organizuje przyjecie na dwie pary. I choćby mieli tam zdechnąć z głodu to nie wypuści go póki się w niej nie zakocha. Brzmi jak plan, co nie?
Podobnie silnym uczuciem do niejakiego Danny’ego zapałała Evelyn w „Zagraj dla mnie Misty”, film raczej mało znany, reżyserski debiut Estwooda, nie mniej jednak warto uwagi ze względu na wspaniały obraz miłosnej obsesji.
Zdecydowanie świeższy i znowóż rozgrywający się świecie niedorostków „Loved ones” funduje widzowi podobne przemyślenia: kobieta zakochana nie ma nad sobą pana, piekło nie zna takiej furii w jaką wpada wzgardzona kobieta i tak dalej i tak dalej. Nie wiem czemu postawiłam akurat na kobiece antagonistki, wszak filmów gdzie to facet posuwa się zdecydowanie za daleko by zdobyć serce, lub chociaż ciało, wybranki jest zdecydowanie więcej. Wydaje mi się jednak, że nie mają oni tyle polu i finezji co płeć piękna.
Na dalekim wschodzie, w kulturze Azji, choć mogłoby się wydawać, miłosne rozgrywki mają w sobie więcej ogłady wykwitło kilka filmów, które spokojnie mogę polecić. „Gra wstępna” jest tu świetnym przykładem, na to jak szajbnięta może być niepozorna młoda dziewczyna. O krok od zaręczyn funduje swojemu wybrankowi taką randkę że spokojnie możemy tu mówić o festiwalu gore. Coś dla amatorów drastycznych scen.
Miłosne przysięgi są zwykle ograniczone barierą śmierci: póki śmierć nas nie rozłączy, ale co gdy rozłączy? Bohater filmu „Buio omega” (1977) ma na to własny pomysł i nie zamierza rezygnować towarzystwa ukochanej z tylko dla tego że umarła. Nie jest to wizja przyjemna dla oka, ale jeśli takie nekromanckie romanse Was nie odrzucają to warto zerknąć, mocna jazda.
Duchy snujące się po ziemi w ślad po ukochanych to również warte wspomnienia zagadnienie. Tu szczególnie polecam „Shuttera”, gdzie nie dość, że wzgardzona to jeszcze martwa, dziewczyna skutecznie 'uwieszsza się’ – dosłownie- na dawnym kochanku. No cóż, jeden zero dla thanatosa. Bardzo przygnębiający obraz miłości utraconej mamy w „A ghost story”. Strasznie może nie jest, ale zdecydowanie niepokojąco i bardzo emocjonalnie.
Postać martwego kochanka znajdziemy też w klasyce jak „Dracula” , czy innych filmach wampirycznych („Tylko kochankowie przeżyją”, małoletnia miłość z „Pozwól mi wejść”).
Bez trudu znajdziemy też przykłady ofiar nierozsądnych miłosnych wyborów. Niesamowity obraz miłosnej manipulacji występuje chociażby w „Wskrzeszeniu”, czy „Pollen”. Tu uczucie jest swego rodzaju zapalnikiem. Źle ulokowana miłość i masz przechlapane.
Toksyczne relacje zawsze na topie. Przekonała się o tym chociażby bohaterka „Miesiąca miodowego”, czy „Gry Geralda”. Pary w horrorach spotykamy z resztą bardzo często i nie zawsze jedno z nich musi być mniej lub bardziej wykolejone. Wówczas główny filmowy pojedynek nie jest walką z partnerem, lecz wspólną walką przeciw komuś. Tu najbardziej klasycznym rozwiązaniem fabularnym jest 'zakochani spotykają…” mordercę/ potwora/ ducha. Nie ma z czym zaszaleć w takich przypadkach i zwykle ograniczamy się do obserwowania jak jedno próbuje bezskutecznie ratować drugie. Niestety płynąca z tego refleksja jest taka, że żarliwe uczucie bardziej przeszkadza niż pomaga, bo podczas, gdy moglibyśmy dawno ocalić własne cztery litery prawo miłości nakazuje jeszcze zawrócić po obiekt miłości. Ten zwykle jest nieporadny i robi wszystko by owe ratowanie utrudnić. Razem się uratujemy, lub razem zginiemy. To właśnie tego typu produkcjom najczęściej dolega przesłodzenie. Słodko pierdzące tony w jakie uderza scenariusz w kluczowych momentach nieodmiennie przyprawia mnie o ciary żenady. Dużo łatwiej przełknąć mi narracje, w której kryzys zagrożenia życia prowadzi do awantury i wzajemnego obwiniania się o zaistniałą sytuację. Nie spotkałam np. mordercy w lesie, ale mój osobisty mąż nigdy nie usłyszał ode mnie tyle bluzgów co w czasie wspólnego schodzenia z Zawratu w czasie burzy.
Wisienką na torcie i również dość klasycznym fabularnym rozwiązaniem jest sytuacja, w której- najczęściej – kobieta orientuje się, że jej ukochany srogo narozrabiał i po latach wspólnego życia zaczyna życzyć jej wszystkiego złego – bo to akurat najbardziej mu się opłaca. Tu mamy chociażby dwie fabuły od Iry Levina – Powieści ii ich ekranizacje – „Żony ze Stepford”, czy „Dziecko Rosemary”. W obydwu mężowie okazują się krańcowymi skurwolami, których kobiety kończą bardzo źle. Joanna zostaje wymieniona na robota, a Rosemary robi za inkubator dla szatańskiego dziecięcia. Niefajnie. To nie tylko dobre kino grozy, ale też mądre opowieści o męskim szowinizmie i kobiecej naiwności. Przykra niespodzianka spotyka też bohaterkę „Co kryje prawda” i serio podobne przykłady można by mnożyć.
Refleksja jest jedna – nie ma śmierci bez miłości. Zachęcam Was do podrzucania swoich propozycji tytułów kina grozy z ciekawym wątkiem romantycznym. I szczęśliwych walentynek of course, tylko nie pozabijajcie się z tej miłości.
Co strasznego obejrzeć na Netflix
TOP 10 Najlepszych filmów grozy na NETFLIXIE
Obiegowa opinia jest bezlitosna: dobrego horroru nie obejrzysz na Netflixie. Tam tylko dno i dwa metry mułu. Ba, nawet Stephen King krytycznie wyrażał się na temat propozycji Netflixa – patrz „Holly”. I choć sama bywam rozczarowana ofertą platform streamingowych — tu Netflix nie jest jakimś odosobnionym przypadkiem — to trzeba być obiektywnym i powiedzieć, że jednak coś tam można dobrego znaleźć 😉 Ja znalazłam i w odpowiedzi na Wasze rozliczne zapytania — czy ten film można obejrzeć na Netflix, przygotowałam Wam zestawienie filmów grozy, które na pewno znajdują się w aktualnej ofercie i są warte zobaczenia.
1. Blair Witch Project (1999) LINK
Film legenda, który każdy powinien poznać, nawet jeśli tylko po to, by się z nim nie polubić. Mój pierwszy seans z wiedźmą Blair w latach nastoletnich to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Dla mnie wówczas groza musiała być teatralna, jak w filmach Cormana, musiała nosić powłóczyste suknie i mieć blade lico. Toteż drażniła mnie latająca kamera, wyblakłe kadry i fabuła skupiona na grupie studentów załatwiających się w lesie. Musiałam wyjść poza ramy dziecięcych animozji i gdzieś tak koło dwudziestki zaczęłam dostrzegać w tym filmie to, na co wcześniej byłam zamknięta. Od tamtych chwil pewnego przełamania oglądam „Blair Witch” często, z rosnącym zachwytem, każdorazowo dopatrując się nowych rzeczy. Może i Waszym przypadku tak będzie.
2. Egzorcyzmy Emily Rose (2005) LINK
Chyba od czasów „Egzorcysty” Friedkina twórcom kina grozy nie udało się znaleźć godnej następczyni dla małej, obrzyganej Regan. Emilly, którą poznaliśmy we wczesnych latach dwutysięcznych wzięła publikę szturmem i choć po dziś dzień powtarzam, że nie lubię tej inwazyjnej religijności obecnej w kinie grozy, to muszę przyznać, że opętanie Emilly robi wrażenie. Sceny z udziałem młodej Jennifer Carpenter przeszły do historii kina grozy. Kogo to nie przeraziło niech pierwszy rzuci kamień.
3. 1408 (2007) LINK
King może nie lubić Netflixa, ale Netflix lubi Kinga. I o ile „1408” jest akurat produkcją kinową, która dopiero po czasie trafiła na platformę to znajdziecie tu również Kingowskie adaptacje właśnie produkcji Netflixa, jak „W wysokiej trawie”, „1922”, czy „Grę Geralda”. Każdą z wymienionych uważam za dobrą i wartą uwagi, ale skupmy się na „1408”. Ten film to solidna dawka grozy spod znaku ghost story. Jest nieutulony w żalu pisarz i jest hotel, który zaprasza go w swoje niegościnne progi. I choć jest to film współczesny, korzystający z dobrodziejstw technologii to czuć w nim jakąś sentymentalną nutkę. Myślę, że jest zdolny przestraszyć, a przynajmniej w moim przypadku tak było gdy oglądałam go pierwszy raz. Możesz opuścić ten pokój, ale nigdy nie opuścisz tego pokoju.
4. Mgła (2007) LINK
Znowu King, tym razem w adaptacji krótkiej formy opowiadania — bodajże – ze zbioru „Szkieletowa załoga”. To jeden z moich ulubionych filmów w ogóle i często do niego wracam, by przypomnieć sobie dlaczego człowiek w kryzysie jest gorszy od macek z marsa. Finał tej opowieści o 'ludziach zepchniętych w ciemność’ – a raczej w gęstą mgłę — niezmiennie wydaje mi się miażdżący. Jeśli chcecie najeść się strachu i przy okazji trochę zdołować, zapraszam do seansu.
5. Córka boga (2019) LINK
Żeby nie było, że polecam tylko starocie 😉 „Córka boga” to film z rodzaju tych przedkładających niepokój ponad strach. Jest to coś dla fanów problematyki fanatyzmu religijnego, bo ten motyw jest kluczowy dla fabuły. Obserwujemy tu cały proces działania przywódcy sekty, niedobrego pasterza, otoczonego młodziutkimi owieczkami po lobotomii. Całe to okropieństwo zatopione zostało w pięknych, wręcz sensualnych kadrach.
6. Rytuał (2018) LINK
Niech was nie zmyli tytuł, bynajmniej nie chodzi tu o rytuał rzymski, egzorcyzmy, czy cokolwiek co może on na pierwszy rzut oka sugerować. Mamy tu do czynienia z survivalem gładko przechodzącym w kino nastrojowe z wątkami paranormalnymi. Sporo skandynawskiego folkloru, ból duszy i piękne górskie plenery. Ha, i był to pierwszy horror od Netflixa, który autentycznie mi się spodobał. Sentyment jest.
7. Cam (2018) LINK
Kolejny film, który po raz pierwszy zobaczyłam właśnie na Netflixie. Reżyserski debiut i pewien powiew świeżości. Horror technologiczny, bo to właśnie ona — nowa technologia — jest tu wrogiem i antybohaterem. Historia skupia się na Alice, która pod pseudonimem bawi w sieci tłumy, tłumy mężczyzn, a jak i bawi możecie się chyba domyślić. Kiedy jest już o krok o upragnionej popularności, którą może zmonetyzować ktoś hakuje jej konto i to nawet nie byłoby takie dziwne gdyby tym kimś nie był jej cyfrowy sobowtór. Bardzo ciekawa rzecz, którą obejrzycie z zainteresowaniem.
8. Platforma (2019) LINK
Dystopiczny hiszpański thriller będący swego rodzaju metaforą obrazującą społeczne nierówności. Los zdecyduje, na którym 'szczebelku drabiny społecznej’ się znajdziesz — albo, na którym poziomie wylądujesz. Na samej górze czeka na Ciebie suto zastawiony stół, a na samym dole nie doczekasz się nawet okruszka. Mocne kino łamiące ideały i mówiące nam o tym, że ostatecznie każdy dba jedynie o swój interes i nikogo nie interesuje los tych, którzy są niżej.
9. Na celowniku (2021) LINK
Nie wiem jak ktoś mógł uznać nocowanie pod namiotem w środku zimy za romantyczne, ale za takowy swój pomysł uznał bohater filmu „Na celowniku”. Młodzi podziwiają polarne zorze, a gdzieś w ciemności czai się na nich snajper. Mnie już sama perspektywa spania na mrozie przejmuje grozą, nikt nie musiałby do mnie strzelać. Jeśli podzielacie moje lęki, „Na celowniku” powinno Wam przypaść do gustu.
10. Tin i Tina (2023) LINK
Opowieść o feralnej adopcji tytułowych Tina i Tiny opowiedziana w duchu psychothrillera z moim ulubionym motywem popieprzonych, złych dzieci. Nie dość, że dzieciaki wyglądają jakby urwały się z „Wioski przeklętych” to jeszcze raczą swoich rodziców fanatycznie religijnym contentem. Film ma coś z czarnej komedii, albo raczej groteski, niemniej jednak cała sytuacja jest dosyć creepy.
Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś czego jeszcze nie mieliście okazji zobaczyć, albo chociaż udało mi się zaapelować do Waszego sumienia i zdecydujecie się na seans z czymś starym, ale wciąż jarym. Przy produkcji tegoż zestawienia korzystałam ze strony Bestflix, która na bieżąco aktualizuje listę dostępnych na portalu Netflix filmów, wraz z ich ocenami z IMDb. Wypatrzyłam tam kilka tytułów, które zamierzam w najbliższym czasie obadać, jak „Andhaghaaram”, „Kumari”, czy „Face in the window”.
Współpraca reklamowa Bestflix
Literackie horrory na wakacje
Literackie horrory wakacyjne
Ostatnio chlapnęłam coś na insta o tym, że zrobię post z propozycjami wakacyjnych horrorów – tym razem literackich. I oto przybywam z małym zestawieniem powieści grozy o tematyce około wakacyjnej, idealnej by cieszyć się lekturą podczas wywczasu.
1. „Ćma” Jakub Bielawski
W cieniu gór sowich, w kotlinie Dzierżoniowskiej dwie nastoletnie dziewczyny upijają się piwem i kiełkującym między nimi uczuciem. Jedynym świadkiem tego zdarzenia jest stara leśniczówka, w której według lokalnej legendy ojciec zabił swoje dzieci. Wygląda na to, że w tamtej chwili coś zaległo się w nich na dobre. Duszne lato, oblepiające czymś co osiada na ciele i na sercu. Groza z rodzaju tych nastrojowych, pięknie i poetycko spisana.
2. „Dom Straussów” Adrian Bednarek
Po zaliczeniu kolejnego roku akademickiego pięcioosobowa ekipa przyjaciół udaje się na kilkudniowy wypad na Mazury. Część z nich marzy o odcięciu się od obowiązków, inni poświęcają ten czas na planowanie świetlanej przyszłości. Pewnym jest, że wszyscy zamierzają się dobrze bawić. Jednak wizja dobrej zabawy dla każdego oznacza co innego, w grupie następuje podział i każdy idzie w swoją stronę. Krysia w owym czasie nawiązuje znajomość z miejscowym przystojniakiem, Filipem i to właśnie jego pomoc będzie nieoceniona gdy dwoje jej przyjaciół przepadnie bez wieści.
To już rzecz dla mniej wymagającego czytelnika. Książka czysto rozrywkowa, nie siląca się na jakiś szczególny przekaz. Krwawa rozrywka bez moralizowania. Można powiedzieć książkowy odpowiednik slashera w wersji backwoods.
3. „Całopalenie” – Robert Marasco
Marian ze wstrętem myśli o kolejnym lecie spędzonym w dusznym mieszkaniu w Queens, gdy w oko wpada jej ogłoszenie o możliwości wynajęcia na czas wakacji domu na prowincji. Przekonuje swojego męża, Bena, że muszą choć zobaczyć ofertę. Gdy tylko kobieta przekracza granice posiadłości zakochuje się w tym miejscu. Od pomysłu zamieszkania tam na długie dwa miesiące nie odwodzi ją dziwne zachowanie właścicieli, ani dodatkowe zobowiązania wynikające z dbania o dość zrujnowaną posiadłość i wiekową matkę właścicieli. Ani Marian ani jej bliscy nie zdają sobie sprawy z dużo poważniejszych konsekwencji jakie wiązać się będą z pobytem w domostwie.
Jeśli fabuła coś Wam mówi, a zdecydowanie nie mieliście do czynienia z tą książką, to zapewne widzieliście jej ekranizację z lat ’70 pt. „Spalone ofiary”. Polecam Wam obie wersje, i literacka i filmową. Szalenie klimatyczna rzecz o nawiedzonym domu, z nieco psychodelicznym nastrojem i ciekawym spojrzeniem na motyw opętania.
4. „Żywiołaki” Michael McDowell
Dwie spowinowacone rodziny, Savage i McCray po pogrzebie seniorki rodu udają się do rodzinnego domu letniskowego nad morzem by spędzić tam lato. Rozliczna gromada patrzy z podejrzliwością na sąsiadujący z ich posiadłością dom, trzeci dom – od dawna przez nikogo nie odwiedzany, przysypany piachem, przytulony do wydmy. Wyjątkiem jest trzynastoletnia India, która nie bacząc na opinię krewnych zamierza dom zbadać.
„Sok z żuka” i nadmorskie krajobrazy. Siły nadprzyrodzone i pewna ekscentryczna rodzina. Zastaniecie tu sporą dawkę rozrywki w nawiedzonym stylu, ale raczej nikt na poważnie się nie wystraszy.
5. „Pętla” Kamil Staniszek
Rafał Topielec, polonista z Warszawskiego liceum w dwa lata po odejściu ukochanej nadal walczy z depresją. Właściwie to już nie walczy, właściwie to się poddał. W hostelu, w którym niegdyś spędził romantyczne chwile z Martą postanawia odebrać sobie życie. Proszki, żyletka, sznur… i telefon od babci, który nie tyle udaremnia próbę samobójczą, co powoduje zaniechanie kolejnych. Rafał tak jak stoi wyrusza w podróż do krainy swojego dzieciństwa, do domu babci i dziadka. Ta podroż przyniesie mu niespodziewane ukojenie ale też, a może przede wszystkim, odkryje przed nim zupełnie inne oblicze Pogorzeliska, miejsca gdzie zatrzymał się czas, miejsca gdzie przyjdzie mu zmierzyć się ze zdarzeniami z pogranicza jawy i snu – snu szaleńca.
Sentymentalna podróż do krainy dzieciństwa. Lato pośród łąk i lasów i … trupów.
6. „Wakacje wśród duchów” antologia
Tym razem nie powieść a opowiadania, toteż coś dla miłośników krótkich form i kondensacji grozy na małym obszarze. W antologii znajdziecie klasyczne opowiadania ghost story z XIX i początków XX wieku. Kilka z nich faktycznie bezpośrednio nawiązuje do wakacyjne wypoczynku, więc jeśli jesteście ortodoksami to możecie skupić się na nich, a resztę pominąć. np. „Dwie rączki” to melancholijna opowieść, która toczy się w wiejskim domku. Trafia do niego nowa lokatorka, która będzie odtąd dzielić przestrzeń z jedyną służącą, będącą jednocześnie gospodynią domu. Starsza Pani doskonale wie czego życzy sobie młoda dama. Wie to tak dobrze, że zaczyna się to robić podejrzane. Czyżby miała jakąś pomocną dłoń, albo dłonie? Historia bardziej smutna niż straszna, ale takie bardzo lubię.
7. „Letnia noc” Dan Simmons
Ameryka, lata ’60 XX wieku. W małym miasteczku Elm Haven w Illinois sześcioro chłopców z niecierpliwością czeka na rozpoczęcie wakacji. Ostatniego dnia szkolnej nauki w Old Central znika jeden z uczniów. Dorośli nie wiążą sprawy z mrocznym gmachem starej szkoły, jednak dziecięca intuicja podpowiada grupie naszych bohaterów, że stało się tam coś strasznego i nadnaturalnego. Następujące po sobie wydarzenia sprawiają, że długo wyczekiwane lato stanie się dla młodych mieszkańców Elm Haven istnym koszmarem.
Trochę „Stranger Things”, trochę Kingowskiego „Ciała” i „It”. Sielskość i niewinność na przeciw niedookreślonego złu.
8. „Joyland” Stephen King
Student literatury Devin dostaje wakacyjną pracę w lunaparku w Karolinie Północnej. Tam przeżywa pierwsze miłosne rozczarowanie, gdy pani jego serca, ciemnowłosa Wendy puszcza go kantem bez słowa wyjaśnienia. Tam poznaje trud pracy studenciaka, satysfakcję płynąc z dawania radości innym, chęć niesienia pomocy, doświadcza pierwszego seksu i pierwszej… próby morderstwa.
Jeden z moich ulubionych 'Kingów’, jednocześnie jeden z tych, których czytelnicy darzą raczej umiarkowanym uczuciem. Ja mam do niej jakiś sentyment, choć jak najbardziej nie jest to powieść pozbawiona wad.
9.„Ruiny” Scott Smith
Czwórka przyjaciół: Amy, Jeff, Stacy i Eric spędzają wakacje w Meksyku. Czas płynie im na plażowaniu i imprezowaniu to też niewiele się dzieje. Marazm ma przełamać spontaniczna wyprawa na wykopaliska archeologiczne, na które zaprasza ich poznany w hotelu Niemiec Mathias. Grupa udaje się więc wgłąb meksykańskiej dżungli, gdzie czekać ma na nich grupa archeologów i brat Mathiasa. Komitet powitalny stawia się na miejscu, ale w postaci grupy tubylców wyraźnie poruszonych obecnością turystów na ich ziemi. Incydent z pnączem oplatającym starą piramidę sprawia, że sytuacja wymyka się z pod kontroli młodych. Zostają oni bowiem więźniami swojego znaleziska.
Tu ponownie, przedstawioną historię możecie kojarzyć z filmu pod tym samym tytułem. Jeśli nie tym bardziej warto sięgnąć, bo to solidna dawka grozy.
Tyle z mojej strony, oczywiście jestem otwarta na Wasze sugestie ad. tego co strasznego w wakacyjnym klimacie polecacie przeczytać.
Horror na śniegu
Najlepsze zimowe filmy grozy
Drodzy Parafianie, zgodnie z obietnicą spieszę do Was z naręczem tytułów. Tytułów nie byle jakich, bo wyjątkowo upiornych filmów grozy, których akcja rozgrywa się w zimowej scenerii. Tu największym antagonistą będą niezrównane siły natury. Ubierzcie się ciepło.
1. Białe szaleństwo, czyli historię z maniakalnymi zabójcami grasującymi zimą.
Darujmy sobie wszystkich mikołajów i wątki świąteczne, na to mamy osobne zestawienia. Skupmy się na psychopatach, w casual’owych, mrozoodpornych strojach. Mój ulubieniec w tym zestawie to oczywiście „Hotel zła”. Oglądam go pasjami, namiętnie, kilka razy w sezonie, niezależnie od pogody i nastroju. Mamy tu do czynienia z dość klasycznym, ale fajnie i nie głupio poprowadzonym skandynawskim slasherem. Piątka młodych ludzi wyrusza w góry gdzie niefortunny zjazd na deskach kończy się złamaniem otwartym u jednego z uczestników wycieczki. Połamaniec i jego przyjaciele znajdują schronienie w opuszczonym górskim hotelu, w którym przed laty doszło do zaginięcia syna właścicieli. Uwielbiam tutejszą final girl, uwielbiam sceny plenerowe i nawet pana zabójce darzę niejaką sympatią.
Z „Martwym krzykiem” sprawa ma się nieco inaczej. W sumie to za nim nie przepadam, ale nasunął mi się na myśl, bo jakby nie patrzeć spełnia wymogi kategorii. Jest głupi, ale bawi i morduje. Polecam Wam natomiast dwie produkcje z 2015 roku: „Wizytę” i „Zło we mnie”.
Obydwa obrazy poza zimowym tłem łączy mocny fabularny twist i duża dawka obłędu. To filmy dla fanów psychologicznych rozgrywek. Mogę wam zarekomendować również „Edge of winter” z 2016 roku. Ojciec i dwóch synków. Sytuacja w jakiej postawieni zostali trzej bohaterzy budzi skojarzenie z filmami o walce z naturą. Tu mamy leśne pustkowie w środku śnieżnej zimy. Jednak te niesprzyjające okoliczności do dopiero wierzchołek góry lodowej. Prawdziwym wrogiem bohaterów będzie szaleństwo.
Ofiarą zimowego snajpera zostaje para z „Red dot”, która wpadła na pomysł rozbijania namiotu w środku zimy. Nie wiem, kto był bardziej szalony, oni czy morderca:)
2. Zimowa pułapka, czyli o tych co utknęli na śniegu.
Ta kategoria jest częścią każdej z pozostałych kategorii, bo sytuacja uwięzienia w zimowo opresyjnej rzeczywistości łączy tak naprawdę każdy z obrazów z gatunku grozy z zimą w tle. Bo do czego innego miałaby ona być pretekstem? raczej nie do sparowania się olejkiem do opalania. W każdym bądź razie mam dla Was klawe tytuły, gdzie zimowa izolacja mocno daje w psychę antagonistom.
Klasyczne Kubrickowskie „Lśnienie” i zima w hotelu Panorama, położonego w wysokich górach Colorado luksusowego kurortu nad którym piecze na sprawować niespełniony pisarz Jack Torrance wraz z familą. Mamy tu co prawda elementy paranormalne, ale osobiście czytam tę historię jako studium szaleństwa, któremu stosowna aura pozwoliła rozkwitnąć. Mamy tu do prawdy piękne okoliczności przyrody, z których wisienką na torcie się zasypany labirynt z serią epickich scen. Groza, groza, groza.
„Domek w górach” typowałam jako jeden z najlepszych straszaków 2019 roku. Rzecz dotyczy borykającej się z problemami psychicznymi kobiety imieniem Grace, której przypada w udziale opieka nad dziećmi swojego narzeczonego. Opieka w tyle pięknym co upiornym miejscu: górskiej chacie pośród śniegu i mrozu. Bardzo dobrze zmiksowany motyw ghost story z horrorem psychologicznym. A te dzieciaki to chyba wychowane w Panoramie;) Gorąco polecam. Obydwa filmy z tej grupy łączy fakt, że bohaterzy zmuszeni są opuścić ciepłe wnętrza by szukać ratunku na śniegu i mrozie.
3. Dziwne zjawiska na śniegu, czyli zimowe horrory sci-fi.
Tu nie może zabraknąć „Coś” Carpentera, a może także jego prequela z 2011 roku. A jeśli jesteście mega odważni to lećcie dalej i zdecydujcie się na oryginalną wersję z 1951 czyli „Istotę z innego świata„. Fabułę chyba wszyscy znamy, ale dla formalności: ekipa naukowców znajduje w Arktyce obcy organizm. Jest to absolutny klasyk, mięsista groza pierwszego sortu. Tylko piesków szkoda.
Sama jeszcze nie miałam okazji zobaczyć, ale planuję więc i wam napomknę o dziele wytwórni Hammer „Odrażający człowiek śniegu” z 1957 roku. Pojawia się, racze nie inaczej, wątek Yeti. Myślę, że może być grubo. Jak obadam to podzielę się wrażeniami.
A teraz przenieśmy się na Alasce i przyjrzyjmy się jeszcze „Ostatniej zimie” z 2006 roku. Ten film nie cieszy się zbyt dużym uznaniem, ale ja za nim wręcz przepadam. To bardzo nastrojowy i ciekawy w wymowie horror ekologiczny. Jeśli jeszcze nie widzieliście to proszę się nie uprzedzać i oglądać.
4. Paranormalna zima.
Duchy i inne zmory w horrorach paranormalnych wyjątkowo śmiało poczynają sobie w zimowe noce. Tu moim absolutnym faworytem jest „Mroźny wiatr” z 2007 roku. Bardzo klimatyczny, zimowy horror, w którym towarzyszymy dwójce bohaterów podczas podróży do domu w przededniu świąt Bożego Narodzenia. Piękne śnieżne pejzaże i naznaczony tragedią pechowy odcinek drogi.
Wampiry też lubią zimę, czego dowodem mogą być wydarzenia z „30 dni nocy”. Wielką fanką nie jestem zdecydowanie wolę stąpającą boso po śniegu małą wampirzycę z „Pozwól mi wejść”. Tu mamy dwie wersje, szwedzki oryginał i remake od USA. Obie zaspokoją Wasz apetyt na śnieg i krew.
Jeśli lubicie mini seriale to powinien Wam przypaść do gustu „Sztorm stulecia”, czyli adaptacja powieści Kinga o śnieżycy nadciągającej nad pewną wyspę. Oczywiście warunki atmosferyczne to tylko preludium dla czegoś znacznie gorszego i czegoś co trudno racjonalnie wytłumaczyć. Stare, ale jare.
„Tragedia na przełęczy Diatłowa” to bardzo tajemniczy survival horror z wątkiem jak najbardziej paranormalnym. Grupa studentów chcąc wyjaśnić zaginięcie alpinistów z roku 1959 roku wyrusza w góry, a tam… sami musicie zobaczyć. W podobnym tonie utrzymany jest estoński horror z 2015 roku „Widmo z gór”.
5. Siłami natury.
Mam w ofercie również film w których warunki pagodowe i komiczność przebywania w nich jest główną sytuacją problemową w filmie. Nie mamy grasujących zabójców. Czysty surwiwal, jeśli czymś skażony to jedynie wątpliwościami ad. logiki działania bohaterów;)
„Frozen” z 2009 jest zresztą jednym z moich ulubionych filmów. Jest to historia trójki młodych ludzi, którzy utknęli na wyciągu narciarskim. Wysoko, zimno, znikąd pomocy. Podobnym tropem idzie fabuła młodszej produkcji prosto z Rosji, „Oderwani” z 2019 roku. Zdecydowanie mniej udany, ale można zerknąć, bo jakieś walory kina survivalowego ma. Siły natury okazują się twardym przeciwnikiem dla dwóch sióstr które udały się na zimowe nurkowanie w „Pod powierzchnią” z 2020 roku.
Ode mnie tyle, jeśli macie jakieś ciekawe oferty w tym temacie liczę, że się podzielicie.