Presence (2024)
Rodzina Payne przeprowadza się do nowego domu. Następuje to krótko po tragedii jaka spotyka najmłodszą członkinie rodziny, Chloe, która w dość niejasnych okolicznościach straciła najlepszą przyjaciółkę. Niestety dziewczyna nie może liczyć na wsparcie najbliższych. Jej brat, Tyler, wykorzystuje ją do wkupienia się w łaski szkolnego gwiazdora, matka oczekuje, że Chloe potraktuje śmierć Nadii niczym zajęcia z profilaktyki narkomanii, a ojciec mimo, że okazuje jej trochę serca swoją uwagę musi teraz skupić na wyjściu z twarzą z podejrzanych interesów. Ale Chloe nie jest zupełnie sama. Ktoś ją obserwuje i zdaje się nad nią czuwać.
Najnowszy film od reżysera „Panaceum”, „Epidemii strachu” i „Nieobliczalnej” to dość ciekawy eksperyment. Twórca bierze w tył zwrot i na starych kliszach szuka nowej perspektywy. Tą nową perspektywą okazuje się perspektywa ducha, który niczym wszechwiedzący narrator pozwala nam obserwować rzeczywistość swoimi oczami. Wieść gminna niesie, że to Soderbergh gonił po planie z kamerą wcielając się tym samym w najważniejszego bohatera – ducha. Efekt wizualny jest ciekawy. Widz może poczuć się jak podglądacz, wręcz uczestnik wszystkich wydarzeń. O dziwo praca kamery jest dość stabilna – wszak duch musi płynąć w przestrzeni, unosić się – i takie właśnie wrażenie udało się uzyskać.
Fabuła filmu skupiona zostaje wokół rodzinnego dramatu w jednostkowym ujęciu – każdy cierpi po swojemu, każdy sam. Interakcje między bohaterami zaznaczone są wyraziście, ale ciężko patrzeć na nich jak na wspólnotę bliskich sobie ludzi. Fatalnym przypadkiem jest tu matka Rebekah, która już od progu raczy widza deklaracją swojej miłości i oddania wobec syna. W rozmowie z nim dobitnie zaznacza, że jest jej ulubieńcem, osobą najważniejszą na świecie, ba, ważniejszą niż cały świat a już na pewno ważniejszą niż mąż i córka. Brzmi to delikatnie mówiąc creepy, a jeśli dodać do tego mowę ciała drogiej matki, obsesję malującą się na jej obliczu zasadnym zdaje się zastanowić nad jej zdrowiem psychicznym.
Tyler zgodnie z wolą matki jest jej błękitnym królewiczem, narcystycznym i obrażonym, bo świat przed nim nie klęka. Swoją pogrążoną w depresji siostrę traktuje jako rekwizyt na drodze zdobycia wysokiej pozycji wśród rówieśników. Z uwagi na to, że Chloe wpada w oko kolesiowi z drużyny, Tyler zamierza udostępnić mu siostrę. Chloe jest tak rozbita, że kompletnie nie wie kto swój, kto wróg, a na domiar złego mieszkanie w nowym domu zaczyna przyprawiać ją o dreszcze. Ten rodzinny dramat z duchem w tle mocno skojarzył mi się z „Lake Mungo” i chyba przez sentyment do tego filmu w dużym stopniu mnie kupił. Nie jest przerażający, nie jest wielkim zaskoczeniem, choć finał robi pewne wrażenie. Kim tak naprawdę był duch nawiedzający dom rodziny Payne? Sprawdźcie sami.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:7
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie: 6
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność: 6
To coś:7
60/100
W skali brutalności: 1/10