Don’t move/ Paraliż (2024)
Iris postanawia odebrać sobie życie skacząc z górskiego urwiska. Dokładnie tego samego, z którego spadł jej syn. Jej plan zakłóca przypadkowy turysta. Przedstawiający się jako Richard sympatyczny facet ewidentnie próbuje ją odciągnąć od desperackiego kroku i udaje mu się to. Wkrótce razem będą zmierzać w stronę parkingu, gdzie Richard, a właściwie Andrew pokaże swoje prawdziwe oblicze. Mężczyzna wstrzykuje Irys środek paraliżujący, który już za moment odbierze jej władzę nad własnym ciałem. Mimo swojego położenia Irys podejmuje walkę o życie.
Reżyserski duet Brian Netto i Adam Schindler, mający już na koncie wspólny projekt („Shut in”) proponuje nam opowieść o ofierze idealnej: takiej, która sama chce umrzeć. No, dobrze, zmienia jednak zdanie, ale jak mówiło się na podwórku „Pierwsze słowo do dziennika, drugie słowo do śmietnika”:) Filmy o niedoszłych samobójcach, którzy w konfrontacji z mordercą odzyskują wigor i chęć życia, zawsze wydają mi się takie na siłę moralizatorskie. Nie docenisz swojego życia, to życie skopie Ci dupę jeszcze bardziej. W przypadku „Paraliżu” nie jest inaczej.
O naszej bohaterce wiemy niewiele. Króciutki wstęp, w którym dowiadujemy się, że straciła ukochanego synka musi nam wystarczyć na określenie całej jej tożsamości. Później nie ma już czasu na zapoznanie, bo twórcy skupiają się na realizacji eksperymentu pt. protagonista kłoda i ukazaniu nam wszelkich możliwości ucieczki, gdy uciekać nie możesz. Z jednej strony survival w lesie, z drugiej seryjny morderca, żadne to novum za wyjątkiem aplikacji środka paraliżującego. Mimo mocno ograniczonej ruchomości Irys całkiem dobrze sobie radzi i jak na potencjalną samobójczynię przystało walecznie broni swojego jeszcze przed chwilą pozbawionego sensu życia. Znajdzie się sporo naciąganych akcji.
Fabuła kręci się więc wokół zrywów nadziei i kolejnych potknięć ową nadzieję odbierających. Już myślimy, że ratunek jest na wyciągnięcie ręki, ale okazuje się, że jednak nic z tego. Niby dużo się dzieje, nimi sytuacja dramatyczna, ale jakieś to takie mdłe i bez wyrazu. Aktorsko też nie ma szału, jedynie dziadek z drewnianej chaty mnie ruszył. Postać ofiary i oprawcy przyjęłam z obojętnością. Takie to, mocno średnie.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
To coś: 6
54/100
W skali brutalności: 1/10