Black Rainbow/ Czarna tęcza (1989)
Martha Travis nazywa siebie medium. Przemierza kraj by na specjalnych pokazach prezentować swoje zdolności nawiązywania kontaktu ze zmarłymi. Przyciąga tłumy, a jej ojciec, Walter liczy zyski by skutecznie puszczać je 'przelewem’ 😉 Podczas jednego z takich występów Martha wprowadza w osłupienie mieszkańców przemysłowego miasteczka, gdy nawiązuje kontakt z duchem mężczyzny, który żyje. Jeszcze. Martha szczegółowo opisuje jego śmierć wbrew słowom jego małżonki, która zapewnia, że mężczyzna czeka na nią w domu. Gdy rzeczona uczestniczka wraca do domu i oczywiście zastaje tam zupełnie żywego męża na Marthę spada gniew lokalnej społeczności i oczywiście ojca, który już przelicza ile będzie go kosztować ta niesława. Wkrótce jednak okazuje się, że do swoich spirytystycznych talentów Martha może jeszcze dodać umiejętność jasnowidzenia.
„Czarna tęcza” z 1989 roku jest uznawana za jeden lepszych filmów w dorobku Mike’a Hodgesa, reżysera między innymi pierwszego sequela „Omena”, czy „Autostopowicza”. Doceniono go raczej po latach niż bezpośrednio po premierze. Choć już wtedy zaskarbił sobie sympatię krytyków dystrybucji filmu tak w ojczyźnie jak i w Ameryce nie towarzyszyła wielka pompa. Oficjalna premiera z prawdziwego zdarzenia miała miejsce tylko w Japonii i tam film odnotował największe zyski. Tytuł nawiązuje bezpośrednio do scen, w których Martha doświadcza wizji z czarną tęczą, która poprzedza jej jasnowidzenie.
Fabuła filmu skupia się na wątkach paranormalnych. Pierwsze fragmenty pokazują nam w jaki sposób Martha i jej ojciec przygotowują się do występów. Czuć w tym bardziej biznes niż okultyzm. Początek show, w którym ewidentnie widać w jaki sposób Martha manipuluje swoimi odbiorcami każę nam sceptycznie patrzeć na jej poczynania. Tym większym zaskoczeniem będą dla nas kolejne sceny, gdy nasze medium gubi gdzieś scenariusz swojego show i wprowadza w osłupienie publikę. Myślę, że tę przed ekranami też 🙂 Kolejną mocną sceną jest już ta rejestrująca wypełnianie się jej przepowiedni. Jest krwawo, jest dynamicznie. Choć w dalszej części na arenę wprowadzony zostaje motyw śledztwa wokół śmierci mężczyzny, mnie osobiście nie dawało spokoju to w jaki sposób twórca uzasadni nagłą zdolność Marthy do jasnowidzenia. I czy aby na pewno o jasnowidzenie tu chodzi? Pojawia się postać dziennikarza, który żywo interesuje się tak przypadkiem Mathy jak i zgonem pracownika fabryki. Na tym ostatnim zresztą nie kończą się złe wróżby, bo Marcie udaje się nawiązać kontakt z następnymi duchami 'jeszcze żywych’ i przewidzieć ich zgony,
Słyszeliście o zjawisku bilokacji? To właśnie ono, jak deklarował twórca stanowi klucz do zrozumienia przedstawionych tu wydarzeń. Zjawisko o dość dyskusyjnej naturze jest jej fundamentem, ale nie tylko o tym będzie tu mowa. Ważne jest też to, dlaczego te czy inne osoby spotkał nagły i tragiczny zgon. Mamy tu bardzo czytelny odnośnik do korporacyjnych zapędów skutkujący degradacją środowiska. Obraz małej wylęknionej społeczności postawionej naprzeciw giganta, inserowany zresztą autentyczną historią śmierci kilku sygnalistów.
Badając społeczne tło wydarzeń trudno nie przyczepić się do prezentowanych tu rodzinnych dysfunkcji (relacja Marthy z ojcem jest bardziej niż skomplikowana), ale nie tylko o nią tu chodzi: odniosłam wrażenie, że opisywane tu środowisko traktuje jako pewien standard nadużywanie alkoholu przez ojców rodziny. Jest też oczywiście wątek religii oraz instytucji i biznesów jaki powstają wokół wiary. Bardzo ciekawie wypada tu rozmowa Wiliama z kaznodzieją, którego spotykają w pociągu. Jednym słowem: dużo grzybów w barszczu. Film na pewno wymaga niejakiego skupienia, ale to nie oznacza, że nie posiada walorów rozrywkowych. Ciekawa pozycja, pełna niewesołych nihilistycznych przemyśleń, którą warto poznać.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 7
Klimat:7
Napięcie: 6
Zaskoczenie:6
Zabawa:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo: 8
Oryginalność: 7
To coś:7
63/100
W skali brutalności: 2/10