Laced/ Śmiertelny związek (2023)
Charlie planuje spędzić wieczór po ciężkim dniu pracy na kanapie we własnym domu, w towarzystwie szwagra Austina, z butelką piwa w dłoni i meczem na ekranie telewizora. Niestety śnieżyca psuje jego plany i o ile jemu samemu udaje się dotrzeć do domu to przyjazd szwagra stoi pod znakiem zapytania. Nic to przecież, zawsze może cieszyć się towarzystwem żony, Molly. Z tym, że radości ze wspólnych chwil w tym związku jak na lekarstwo. Molly snuje się po pięknym, drewniany domu z kwaśną miną, a Charlie stara się by nie prowokować dodatkowych napięć. Kiedy żona szykuje dla nich kolacje, mężczyzna nie wie, że posępna atmosfera ostatniej wieczerzy może być zapowiedzią czegoś znacznie gorszego niż awantura.
Nie wiem po cóż tak się gimnastykowałam w tym opisie by nie zdradzić Wam co jest daniem głównym na tym stole – wszak wszystkie opisy filmu trąbią głośno i wyraźnie, że… a zresztą, nie ważne, może jakimś cudem nie zdążyliście jeszcze tego wyczytać.
Debiutancki obraz Kyla Butenhoffa, thriller traktujący o bardzo złych intencjach, kusi widza kameralną atmosferą. Niewielki plan przytulnego, drewnianego domu i dwoje aktorów – w porywach do czterech – to przepis na kino, takie jak lubię, minimalistyczne w formie, ale z dużą przestrzenią na treść.
Reżyser i aktor, tak się składa, że odtwórca jednej z głównych ról, Kyle Butenhoff nie kryje, że marzy mu się hitchcockowski spektakl z suspensem budowanym od pierwszych scen i z aktorskim pojedynkiem utrzymanym w klimacie noir – ach te czarne kobiece charaktery. I ten początek naprawdę jest ciekawy: Molly modląca się nad talerzem zapiekanki, targana dylematami, jednocześnie postawiona w sytuacji zagrożenia życia. Niestety z minuty na minutę napięcie przygasa i ten dobry początek wytraca odbicie. Robi się coraz bardziej mętnie i nieciekawie.
Siłą filmów w klimacie noir były fenomenalnie rozpisane dialogi, kwestie wypowiadane przez aktorów ze stosownym do wagi sytuacji pietyzmem, akcenty, które pojawiały się zawsze dokładnie tam gdzie powinny. Tu tego zabrakło. Odtwórczyni roli Molly nieszczególnie się spisała, a i kolejni goście drewnianego domu nie wnieśli do sprawy takich emocji jakich oczekiwałam po tym wstępie. No dobrze, Austin był okej, ale postać Victorii jakoś zupełnie mnie nie przekonała. Intryga jest toporna i scenariusz nie podejmuje próby nadania jej żadnej lekkości, czy tego powabu jedwabnych rękawiczek na dłoniach zbrodniarza, tak silnie kojarzących się z klimatem noir.
Ostatecznie z tych wszystkich aspiracji pozostał intrygujący plakat i duże obietnice złożone w pierwszych minutach filmu. Jak na list miłosny go gatunku, średnio jest czytelny, a wszelkie westchnienia raczej nieuzasadnione. Mogło być z tego coś dobrego, nie wyszło. Epilog stara się ratować sprawę, ale nie wiem, czy było już w tym momencie co ratować. Mocno średnio.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 5
Klimat:6
Napięcie: 4
Walory techniczne: 6
Aktorstwo:6
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Oryginalność: 5
To coś: 5
48/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz