Una classica storia dell’orrore/ Klasyczny horror (2021)
Grupa nieznajomych, na którą składa się gadatliwy vloger pasjonat podróży i filmów grozy Fabrizio, para zakochanych Sofia i Mark, milcząca Elisa i gburowaty doktor Riccardo wyrusza we wspólną podroż na południe Włoch, gdzie każdy ma do załatwienia własne sprawy. Gdy Fabrizio skrzętnie dokumentuje ich wycieczkę dochodzi do kraksy i tak ekipa ląduje w szczerym polu, gdzie wkrótce napotykają na opuszczony dom. W środku zastają festiwal makabry, co więcej wygląda na to, że wydostanie się z tego odludzia nie będzie łatwym zadaniem.
„Klasyczny horror”, który zagościł na platformie Netflix to dzieło włoskiego twórcy. Stanowi swego rodzaju kompilację schematycznego backwoods horror z kinem stalk and slash i włoskim gore, które szybko rozpoznacie za sprawą fiksacji kamery na gałkach ocznych – gałkach wytrzeszczonych w przerażeniu, gałkach wypatrujących z ukrycia, gałkach wykutych, wyprutych i okaleczonych.
Na ekranie zobaczycie hołdy i hołdziki składane twórczości Maria Bavy, Tobiego Hoppera i im podobnym. Gdy tylko pojawią się ludzie we zwierzęcych – a jakże – maskach szybko i bezbłędnie typujemy final girl. Nad fabułą nie bardzo jest sens się rozwodzić. Większość czasu antenowego poświecono na pieczołowite odgrywanie znanych melodii, trochę retro klimatu dodaje sprawie smaku. Nie takie jednak jest założenie twórców.
Ta produkcja wyłania się z morza frustracji i wkurwienia filmowców i finalnie okazuje się, że ma dla widza bardzo konkretne przesłanie. Można je zamknąć w słowach „Walcie się”, a można myśl rozwinąć i w ten sposób uzyskać informację zwrotną na temat tego co filmowi twórcy kina grozy sądzą o widzach. A sądzą, żeśmy padalcy, nie godni ich czasu. Podobno uważamy, że Włosi nie potrafią kręcić grozy. Krytykujemy bez zrozumienia koncepcji i zależy nam tylko na prostych uciechach. W dodatku my, widzowie horrorów, to ukrywający się psychopaci. No, obraziłam się trochę, bo gdybym faktycznie do tegoż grona należała to spodobało by mi się to co prezentuje główna część filmu. Ja tymczasem bardziej przyjęłam do wiadomości niż się zafascynowałam, a to zasadność szumnego przesłania stawia pod znakiem zapytania. Zamiast więc potraktować poważnie to swoiste orędzie mind fuckowy plot twist w finale potraktowałam raczej pastiszowo. Nie powiem, było to dość ożywcze po całej tej maskaradzie, ale żebym zachęcała do zdjęcia czapek z głów, to nie. Filmidło strawne, o dużych aspiracjach, ale z raczej przeciętnym możliwościami.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:6
Klimat:7
Napięcie:5
Zaskoczenie: 7
Zabawa: 6
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:5
58/100
W skali brutalności: 2/10