Appendage/ Potwór we mnie (2023)
Hannah ambitna projektantka, zatrudniona w domu mody pod skrzydłami mobbingującego szefa przechodzi ogromny kryzys emocjonalny. Na domiar złego, odkrywa na swoim ciele znamię, znamię zmienia się w guz, a ten rośnie aż do momentu gdy wydostaje się z niego człekokształtna istota. Hannie udaje się namierzyć osobę, która wyjaśnia jej z czym ma do czynienia, w ten sposób kobieta dowiaduje się, że jej organizm wyhodował zroślaka, którego nie może zabić, zaś on sam karmi się jej negatywnymi emocjami.
„Potwór we mnie” produkcja inspirowana własnymi psychicznymi kryzysami reżyserki i scenarzystki Anny Zlokovic może Wam przywodzić na myśl stare body horrory, filmy w których największym wrogiem bohatera jest jego własne, zdradzieckie ciało, jego organizm, który z różnych powodów zwraca się przeciwko sobie. Na tym polu można zafundować widzowi do prawdy solidną porcję lęku, obrzydzenia, ale też pewnej refleksji nad zależnością człowieka od słabości jego ciała.
W tym jednak przypadku niegodny wytwór organizmu bohaterki szybko jej ciało opuszcza co w mojej ocenie nie było najbardziej trafnym rozwiązaniem. Hanna jest połączona ze swoim zroślakiem, nie może go zutylizować, ale przynajmniej jej ciało jest nadal jej własnością. Nie gnije, nie rozkłada się, nie psuje się jak to w moich ulubionych body horrorach bywało. Zagrożenie jednak nadal istnieje, choć Hanna nie jest go do końca świadoma. Nie przypuszcza bowiem, że zroślak może mieć własne, autonomiczne dążenia.
Jak wspomniałam zroślak karmi się Hanną, jej negatywnymi emocjami, które sam stara się wywołać. Jest niczym toksyczny partner, który wmawia Ci, że upokarza Cię dla Twojego dobra, a nieustanna krytyka ma walor dydaktyczny. Zroślak konfrontuje Hannę z jej obawami, testuje jej zaufanie do własnych kompetencji, jest czymś więcej niż wewnętrznym krytykiem, ale pod tą kategorię można podciągnąć zakres jego zadań. Jaka to ulga, że Hannie udało się odnaleźć kobietę będącą w podobnym kłopocie. Ona jej pomoże. Na pewno.
„Potwór we mnie”, produkcja połowicznie udana, czepiąca z dobrego źródła body horroru, ale nie pełnymi garściami. Z całą pewnością, zarówno na poziomie pomysłu jak i wykonania – mam uwagi ad. aktorstwa czy użytych tu efektów – można było zrobić to lepiej. Jestem więc dla twórczyni takim niezadowolonym zroślakiem – marudzę i nosem kręcę.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie: 5
Zaskoczenie:6
Zabawa: 6
Walory techniczne:5
Aktorstwo: 6
Oryginalność: 6
To coś:5
52/100
W skali brutalności: 2/10