Des Teufels Bad / Kąpiel diabła (2024)
XVIII wiek w Austrii. W małej wiejskiej osadzie u podnóży gór, nad niewielką rzeką żyje Agnes, młoda kobieta, świeżo poślubiona żona Wolfganga. Młoda para wprowadza się do domu w środku lasu, złożonego z mało przestronnych, ciemnych izb. Agnes liczy, że wkrótce te przestrzenie wypełni śmiech jej dzieci, niestety mąż ma nieco inne wyobrażenie wspólnego pożycia. Odtrącona, samotna Agnes popada w tym większą desperację, gdy musi mierzyć się z pogardliwymi spojrzeniami i uwagami społeczności — na czele z teściową. W końcu samotność zaczyna do niej szeptać i składa jej kuszącą ofertę wyjścia z tej sytuacji.
Austriacki duet Severin Fiala i Veronika Franz zdążyli zaskarbić sobie moją uwagę dwukrotnie. Pierwszy raz za sprawą „Widzę, Widzę” i ponownie kręcąc anglojęzyczny „Domek w górach”. A co jeśli Wam powiem, że te dwa, głośnie, cenione filmy to nic przy „Kąpieli diabła”?
Ha! Tak właśnie jest. Niemieckojęzyczny- podobnie jak „Widzę, Widzę” – najnowszy projekt filmowy tej dwójki, zabiera nas do XVIII wiecznej Austrii, by tam pokazać ból, w jakim zrodziła się zachodnioeuropejska kultura. Bogobojna społeczność, kult rodziny, szacunek do tradycji, brzmi kojąco i bezpiecznie, tylko skąd te odcięte głowy i czemu ta kobieta cisnęła noworodkiem do wodospadu? To tylko pierwsze minuty filmu więc startujemy z wysokiego C. Kto rozbije się o skały, a kogo spotka dekapitacja? I wreszcie, po co to wszystko? W imię czego?
Spokojnie, twórcy spieszą z wyjaśnieniem, ale zanim ucichnie muzyka i wyświetli się ten zgoła szokujący przypis, sami spróbujcie ułożyć sobie to w głowie.
„Kąpiel diabła” należy do mojego najulubieńszego nurtu folk horroru, horroru nowej fali. Taka „Czarownica” tylko bez czarownicy, nie bajka a historia z górnej Austrii. Opowiedziana językiem baśni, mającej wywołać trwogę, naszpikowana ludycznymi odwołaniami, jednocześnie silnie osadzona w religijnym dogmacie. Opowieść o kobiecie i o całej społeczności widzianej jej oczyma. Wielka wspólnota i wielka samotność, gdy nie jesteś w stanie wypełnić najważniejszych postulatów. Tragedia Agnes to dopiero wierzchołek góry lodowej. Weźmy choćby wisielca- przyjaciela jej męża. Swoją drogą mam pewną teorię na jego temat. Z innością walczymy wytrwale, a wieki ciemne wyznaczają nam jedyną prawą ścieżkę.
Ten film jest bardzo odważny, uderza celnie i bez litości. Narracyjnie bardzo stonowany, spokojny — jak cisza przed burzą — wizualnie stosownie ponury i opresyjny. Klimat porównałabym do „Listopadowych porzeczek”, lub właśnie „Czarownicy”. Świetnie zagrany, wręcz brutalnie naturalistyczny. Absolutny, bezbrzeżny zachwyt. Mój film roku.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:7
Zaskoczenie:8
Zabawa:8
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność: 8
To coś:8
74/100
W skali brutalności: 2/10
Współpraca Velvet Spoon