Silent hill- Revelation/ Silent Hill- Apokalipsa (2012)
Rękami i nogami zapierałam się przed seansem z najnowszą, długo oczekiwaną częścią horroru „Silent hill”. W 2006 roku mieliśmy przyjemność zapoznać się z pierwszą częścią ekranizacji kultowej gry komputerowej „Silent hill”. Nigdy nie zostałam fanką tego filmu. Wynika to niejako z mojego uprzedzenia wobec opierania fabuły filmowej na podstawi gier. Twórcy zawsze mają dylemat: czy eksponować walory gry wyciągając z niej żywcem wszystko włącznie z szczątkowymi dialogami, czy skupić się na robieniu filmu, po prostu, wybiórczo czerpiąc motywy z gry komputerowej. Co prawda podobny dylemat maja twórcy biorący na warsztat powieści, ale bądźmy szczerzy, jest różnica między twórczością np. Konami a prozą np.Herberta. Znowuż jest to moja subiektywna opinia, więc fani komputerowych rozrywek nie powinni się burzyć.
Niestety w moim odczuciu filmy robione na podstawie gier zazwyczaj mocno kuleją pod względem fabuły. W przypadku filmu takiego jak „Silnet hill- Apokalipsa” zwracano uwagę raczej na odwzorowaniu klimatu gry i jak najwierniejszym przedstawieniu przerażających stworów grasujących w mieście. Zdjęcia, scenografia, efekty i muzyka są niewątpliwymi plusami tego filmu. Jednak kuleją tak podstawowe rzeczy jak scenariusz czy charakterystyka postaci. Nie wspomnę już o dialogach…
Sharon znana widzowi z pierwszej części jest już osiemnastolatką. Niestety w jej postać nie wciela się ta sama aktorka, bardzo dobra z resztą . Jodelle Ferland zostaje zastąpiona Adelaide Clemens. Nie wiem co to za pomysł… Dziewczyna jest niewątpliwie urodziwa, ale jej zdolności aktorskie- no cóż. O ile jeszcze jako Sharon ledwo dawała radę to w momentach, gdy pojawiała się pod postacią mrocznej Allesy ogarniał mnie śmiech. Boże mój, jak można się tak pomylić? Mam nadzieję, że Jodelle sama odmówiła udziału w drugiej części filmu i nie była to w pełni świadoma decyzja Michael’a J. Bassett’a, którego jeszcze nie tak dawno chwaliłam za reżyserię „Doliny cieni”.
Wcześniej wspomniana kulawa historia zaczyna się od uprowadzenia ojca Sharon, który to opiekował się nią od momentu, gdy dzięki poświeceniu matki udało jej się wrócić z Silent hill. Sharon nie pamięta połowy swojego życia. Silent hill powraca w jej wspomnieniach i snach jako dziwna wizja. Teraz zmuszona jest ratować tatusia. Na arenę wkracza jej mały pomagier Vincent, który swoją osobą psuje doszczętnie klimat i robi niepotrzebne zamieszanie. Fabuła i tak kreci się w kółko zmierzając donikąd. Utkana jest ze słodko pierdzących wywodów na temat miłości i poświecenia oraz banalnych, pseudo przerażających stwierdzeń w stylu:Ciemność się zbliża. Tylko dobrze zrobione efekty ratują jakoś ten film.
Jakoś…
Efekt 3 D nie został w pełni wykorzystany, ale to akurat nic nowego i nie powiem żeby mi na tym zależało.
Tak więc plus za zardzewiałą, osnutą mgła scenografię- najpewniej wygenerowana komputerowo, ale czego tu oczekiwać od filmu na podstawie gry:) Kreację stworów i potworów, oraz za muzykę, która jest dziełem tego samego duetu, który przyczynił się do sukcesu pierwszej części filmu.
Moja ocena:
straszność: 3
Fabuła:3
Klimat:6
Aktorstwo:3
zdjęcia:9
Zaskoczenie:3
Zabawa:3
Dialogi:4
Oryginalność:4
To coś:3
39/100