Resident Evil 5: Retrybucja (2012)
Długo oczekiwany seans przyniósł rozczarowanie… W zasadzie, już po 4 części serii, mogłam się spodziewać, że nic już z tego nie będzie… Piątka przebiła czwórkę absurdalnością.
W tej części w ogóle nie zaprzątano sobie głowy scenariuszem. Skupiono się na oprawie graficznej. Mila i cała reszta obsady doskonale zdawała sobie sprawę ze gra w gniocie, ograniczyli się więc do „pozowania” przed kamerą.
Sceneria w jakiej rozgrywa się akcja filmu niczym nie przypomina post apokaliptycznej wizji świata. Jest sterylna i oszczędna. Kamera co chwile zwalnia by zaprezentować nam piękne detale pojedynków. Niestety tak przekombinowanych, przebajdurzonych, że osobiście co chwilę parskałam śmiechem.
Na szczęście w kinie po za moimi znajomymi podzielającymi drwiące uśmieszki nie było zbyt wielu widzów. Mogłam obśmiać serię, której niegdyś byłam fanką swobodnie i donośnie…
Dodatkowo chwyt reklamowy z „powrotem do Racon city” okazał się zwykłym oszustwem. Ah, i totalnie źle dobrana muzyka:( Rozczarowanie, rozczarowanie i jeszcze raz rozczarowanie…
Podejrzewam że gdybym oglądała go w domu, w kiepskiej jakości obrazu nie dostał by nawet 2 punktów.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:3
Klimat:4
Oryginalność:3
Zdjęcia:7
Zabawa:3
Zaskoczenie:4
Aktorstwo:5
Dialogi:4
„To coś”:2
38/100
Ja bym dał 40/100 za kostiumy Mili i Jil :3