Tourist Trap/ Pułapka na turystów (1979)
Pięcioro młodych ludzi wybiera się w podróż bocznymi drogami, chętnie komentując naiwność ludzi skłonnych odwiedzać tandetne 'atrakcje turystyczne’ umieszczone na pustkowiach. Pech chce, że sami zmuszeni są odwiedzić taką 'pułapkę na turystów’, gdy z powodu awarii auta konieczne jest znalezienie pomocy – gdziekolwiek.
Tak trafiają do muzeum niejakiego Slausena, którego atrakcją są woskowe figury przedstawiające przedstawicieli Dzikiego Zachodu. Samotny mężczyzna oferuje pomoc dzieciakom i schronienie do czasu, gdy będą mogli ruszyć w dalsza drogę.
Niestety w powietrzu już od jakiegoś czasu wisi śmierć. Nasi protagoniści będą ginąć jedno po drugim nie zdążywszy się nawet zorientować kto jest mordercą.
„Pułapka na turystów” jest bardzo klasycznym amerykańskim slasherem. Wszystkie jego składniki wpisują się konwencję gatunku i psują do siebie jak ulał. To jednocześnie zaleta i wada filmu, bo poszukiwacze czegoś bardziej oryginalnego będą zawiedzeni, jednakże miłośnicy klasycznego slashera nie często stawiają na novum.
Pięcioosobowa ekipa poszukiwaczy przygody składa się z typów jak to mówię 'skrojonych na miarę gatunku’. Są 'wypełniacze’, stanowiący tło i to oni giną najszybciej, są 'napędzacze akcji’, czyli ci, który pożyją nieco dłużej, po to by wpakować wszystkich w kłopoty najczęściej swoim wścibstwem i jedna ofiara wyróżniająca się na tle całego towarzystwa, czyli najczęściej jasnowłosa dziewica, której przyjdzie stoczyć finałową batalię.
Ważnym ogniwem jest postać mordercy. Tu David Schmoeller postawił na postać owianą tajemnicą. Scenariusz stara się zmylić trop, ale i tak wszystkie drogi prowadzą do jednego człowieka.
Na pewno jedną z zalet filmu jest lokalizacja. Muzeum wypada do prawdy upiornie, a gdy jeszcze kukły 'ożywają’ atmosfera robi się na serio gęsta.
Dla uwiarygodnienia całego zamieszania twórcy postawili na żywych aktorów wcielających się w role kukieł- przynajmniej niektórych. W przypadku reszty użyto skromnych efektów, ale efekt końcowy jest bardzo udany.
Dziesięć lat później reżyser wróci do wątku kukieł w swoim horrorze „Władca lalek„, warto by fani tego klasyka poznali film, przy którym zadebiutował – właśnie „Pułapkę na turystów”.
Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie filmowa muzyka, może nie jest ona typowa dla slashera, bo nie mamy tu bardziej agresywnych brzmień, ale jest na tyle silnym elementem filmu by dobrze działać na rzecz klimatu – co tu dużo mówić, ten sam twórca sprawdził się już w „Carrie” De Palmy.Ogólnie mogę powiedzieć, że efekty dźwiękowe w filmie, zarówno pod względem pomysłu jak i jakości wykonania zasługują na wyróżnienie.
Wizualnie film wygląda naprawdę dobrze, nie powoduje jakiś boleści swoja estetyką, nie jest zbyt krwawy, aktorstwo jest znośne, a groza w postaci ożywionych figur z wosku spisuje się na szóstkę. Dla fanów klasycznego slashera pozycja obowiązkowa.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:6
Klimat:8
Napięcie:6
Zaskoczenie:5
Zabawa:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo:6
Oryginalność:5
To coś:7
63/10
W skali brutalności:2/10
Gość: Projekt Horror, *.eia.pl napisał
Oglądałam, ale dawno i chętnie zrobię sobie z niego powtórkę. Podobał mi się i zgadzam się, co do twojej opinii. Najbardziej jednak urzekło mnie tu właśnie samo to dziwne straszne muzeum- szczególnie z tymi paskudami w środku 😀 W sumie się nie dziwię, bo lubię takie dziwne klimaty haha 🙂