Altar (2014)
Rodzina Hamiltonów wprowadza się do starej posiadłości w Wielkiej Brytani. Meg Hamilton ma za zadanie odrestaurować dom na życzenie zleceniodawcy zza Oceanu.
Głównym założeniem jest powrót do pierwotnej formy stworzonej przez pierwszego właściciela, słynącego z zabawy z alchemią.
Dom owiany jest złą sławą rzekomo nawiedzonego przez duchy Radcliffe’a i jego zamordowanej żony.
Rodzina Hamiltonów zostanie uwikłana w złowrogie zamiary istot z zaświatów.
„Altar” to kolejny film wyprodukowany dla brytyjskiej telewizji. Twórca kojarzony bardziej z baśniowymi klimatami wziął się za bary z gatunkiem grozy i muszę powiedzieć, że wyszło mu to całkiem dobrze.
Film opiera się na solidnym fundamencie schematu ghost story, bo znowu mamy rodzinę w nowym/starym domu zmuszoną zmierzyć się z jego tajemnicami. Mimo iż twórca nie ma wprawy w gatunku nie boi się trochę poeksperymentować z formą- szkoda, że nie postawił też na bardziej odkrywce elementy jeśli idzie o treść.
Pierwszymi świadkami emanacji z zaświatów zazwyczaj są dzieci, tu postawiono na starsze z nich, nastoletnią Penny (znowuż Antonia Clarke z „Trzynastej opowieści” i „Lightfields„). To jej udziałem będzie najlepsza, najbardziej godna zapamiętania scena ukazująca obecność ducha. Twórca poleciał tu bardzie niestandardowo, nakładając obraz istoty nadprzyrodzonej na dziewczynkę, uzyskując efekt rozmytej rzeczywistości. Zabieg znany od czasów „Furmana śmierci”, ale zupełnie zapomniany w dobie graficznej wyrazistości. Wypada wręcz wyśmienicie!
Ciekawie prezentują się również sceny z udziałem ojca rodziny, niestety fabularnie sprowadzają się one do oczywistego rozwiązania- facet został opętany przez duchy zamieszkujące dom, jak większość męskich bohaterów filmów z nawiedzonym domem w roli głównej. Najsłabiej wypadają sceny z udziałem Meg, no, może pomijając odwiedziny tajemniczego malarza, ale tu w szczegóły wdawać się nie będę, żeby nie czynić spoilera.
Tempo akcji jest raczej stonowane, ale i tak sporo się tu dzieje. Na pochwałę zasługuje sposób operowania grozą w tym obrazie, jest całkowicie nienachalne – nie w każdym ciemnym kącie musi czaić się duch. Dodatkowym plusem jest scenografia. Dom, który przypomina mi posiadłość z „Nawiedzonego domu„ i otaczające go wrzosowiska niczym w „Wichrowych wzgórzach”, jesienne posępna aura to skojarzenie z „Kobietą w czerni„. Aktorstwo jest nieco sztywne, ale jakość wpisuje mi się to w brytyjską powściągliwość i pasuje do całości.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:4
Aktorstwo:7
Walory techniczne:8
Oryginalność:5
To coś:7
65/100
W skali brutalności:1/10
Hmmm. „tępo akcji”?
Bo tam akcja była tępa….
Nie, no, żartuję. „Tępo” tu mój ulubiony byk, walę go solidnie po kilka razy w każdej recenzji ku rozpaczy tych, który pierwszy raz wchodzą na mojego bloga i jeszcze nie przywykli do moich obyczajów. Zawsze mnie zadziwiają takie komentarze, o filmie nic, o treści recenzji nic tylko 'o tu jest błąd’, jak gdyby nic po za tym nie wyświetliło się na ekranie. Ja na przykład nie dostrzegam swoich błędów- ot tak sama, musi mi word czerwoną kreską podkreślić. Ale to chyba i tak lepsze niż jakbym miała widzieć tylko błąd i nic po za tym;)
Lubię Twoje recenzje, ale jestem niejako „uczulony” na błędy ortograficzne (forma zboczenia zawodowego). Naprawdę doceniam ogrom pracy, jaki wkładasz w prowadzenie tego bloga, ale musisz także pamiętać o swoich młodych czytelnikach, dla których jesteś wzorem i choćby dlatego musisz pamiętać o detalach. Jeszcze raz chciałem podkreślić, że trzymasz bardzo wysoki poziom i bardzo lubię odwiedzać Twoją stronę. Pozdrawiam serdecznie !
Nie sądzę, żeby ktoś kto żyje zgodnie z zasadami ortografii raptem zaczął solić błędy dlatego, że napatrzył się na biblie horroru 😉
Z mojej strony to co ci wygląda na zwykłą ignorancję, bo tak to odbieram, wynika z problemu, który mam z pisaniem, poprawnym pisaniem i naprawdę musiałbym trochę posiedzieć nad takim wpisem, żeby był na sto procent poprawny, albo chociaż na 90%. Dla mnie wyłapanie błędu w pisowni to czarna magia, a wiadomo, że word nie podkreśli mi gdy napiszę np. „tępo” nawet jeśli chodzi mi o „tempo”, nie podkreśli mi też 'pod kontem’ mimo iż powinno być 'pod kątem’. Nie wszyscy widzę, są wstanie to zrozumieć dlatego ciągle od nowa muszę tłumaczyć to samo. Ortografia na moim blogu raczej się nie poprawi, i wszyscy, którzy go czytają i chcą czytać muszę z tym żyć. Bo przykro mi ale nie mam czasu ślęczeć nad jednym wpisem pół dnia, bo często gęsto powstają one w 15 minut, w pracy, lub po pracy gdy na prawdę nie mam ochoty na podejmowanie walki z dysleksją. Wiem, że panuje powszechna opinia o blogerach, że to tacy co tylko w domu siedzą, zero życia tylko pocą się w internecie nad każdą literką, ale bywają wyjątki. Dlatego jest jak jest i inaczej nie będzie, Ty masz swoje zboczenie, ja mam swoje.
Dobry film,polecam!