My Soul to take/ Zbaw mnie ode złego (2010)
W małym amerykańskim miasteczku grasuje seryjny morderca zwany Rzeźnikiem, który to zabija ludzi nożem z grawerunkiem 'zemsta’. Mordercą okazuje się cierpiący na osobowość wieloraką Abel Plenkov, kochający mąż i ojciec, który nieświadom swojego drugiego ja od czasu do czasu zmienia się w bestię.
Tego wieczoru jego drugie ja dochodzi do głosu i zabija ciężarną żonę. Cudem ocalone dziecko dorasta wraz z kilkorgiem innych dzieciaków z miasta, które przyszły na świat tej feralnej nocy, gdyż Rzeźnik zostaje schwytany i najpewniej zabity.
Rok rocznie siódemka dzieciaków z miasteczka świętują swoje urodziny i śmierć bestii. Niektórzy wierzą, że Rzeźnik wciąż żyje, żyje w duszach owych dzieciaków i wkrótce, może już teraz w szesnasta rocznicę śmierci, odrodzi się w którymś z nich.
Wes Craven zostawił po sobie nie licha spuściznę w postaci wielu bardzo dobrych filmów grozy. Jego obrazy to już klasyka i każdy kolejny film jaki nakręcił jest porównywany do „Koszmaru z ulicy wiązów” czy „Krzyku„.
Niestety w takim porównaniu „Zbaw mnie ode złego” wypada blado.
Fabuła wskazywałaby na bardzo silnie osadzony w w schemacie starych slasherów film, którego akcja rozgrywa się w świecie nastolatków, którzy muszą zmierzyć się z czystym złem. Jeśli nakręcił go Craven to musi być równie dobry co „Koszmar…”, ale nie jest. Dlaczego?
Niby fabuła spełnia z grubsza wymogi jakie stawia slasher, ale niestety duch starego slashera gdzieś uleciał. Próżno szukać w tym filmie klimatu jaki prezentowały starsze produkcje reżysera.
Pomysł jest z gruntu nie najgorszy. Zamiast niewinnej dziewczyny mamy niewinnego chłopaczka, który dowiaduje się czegoś strasznego o swojej rodzinie. Mamy innych młodych bohaterów, postaci ubarwiane nieco na siłę, ale wpisujące się w schemat. Wreszcie mamy morderce, który próbuje działać zza grobu.
Wszytko to już było i w dobrym wydaniu chętnych na powtórkę z rozrywki by nie zabrakło, a jednak. Dla mnie ten film był zbyt plastikowy, zbyt sztuczny, taki… na siłę. Jakby ktoś chciał wskrzesić człowieka, ale zapomniał wprawić w ruch najważniejszy organ, serce.
Nie powiem żeby przeprawa przez tę produkcję była bolesnym doświadczeniem. nic z tych rzeczy, ogląda się to dość przyjemnie ale… ale… ale… Nawet niezłe aktorstwo i kilka dobrze zrobionych scen mordów i nawiązanie do klasycznych rozwiązań fabularnych nie zastąpi mi nastroju, tego czegoś co uleciało i wiadomo, już nie wróci.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa: 6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:4
To coś:5
54/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz