Co porusza martwych – T. Kingfisher
Emerytowany żołnierz Aleks Easton otrzymuje list z prośbą o pilne przybycie do rodowej posiadłości Usherów. Zaproszenie przesyła Madeline, przyjaciółka z dzieciństwa, która najwyraźniej w ostatnim czasie nie cieszy się dobrym zdrowiem. Po przybyciu na miejsce Aleks dochodzi do wniosku, że nie tylko Maddie jest w złej kondycji, podobne wrażenie robi na niej całe domostwo, ba cała okolica, która zdaje się być wypełniona morowym powietrzem.
„Co porusza martwych” T Kingfisher w polskim wydaniu od SQN kusi piękną oprawą i obiecuje nam wyprawę do świata mrocznego romantyzmu stworzonego przed wielu laty przez Poego. Krótka, bo ledwie dwustu stronicowa powieść (nowela?) stanowi retelling jednego z najsłynniejszych opowiadań Amerykanina „Zagłady domu Usherów”.
Raczej nie jestem ortodoksyjna w poszanowaniu klasyki i uważam, że wszelkie próby tchnięcia w nią nowego życia ostatecznie są swego rodzaju hołdem – niezależnie od efektu końcowego – chcę wierzyć w dobre intencje. Twórczości Amerykanki, autorki tak powieści dla dorosłych czytelników, jak i dla dzieci i młodzieży kompletnie nie znam, wiem natomiast, że „Co porusza martwych” to dopiero początek serii, w której przewodnikiem będzie Aleks Easton, nasza narratorka i bohaterka.
Aleks jest zaprzysiężonym żołnierzem Gallacji (cokolwiek to oznacza) i jest to jej główna cecha osobnicza, na tyle istotna, że nie da się o tym zapomnieć. A nie da się z powodu (SIC) zaimków. W powieści T. Kingfisher żołnierze Galllacji przywdziewając mundur, czy co tam przywdziewają :), stają się jednostkami neutralnymi płciowo i wręcz brakiem szacunku i złamaniem protokołu jest zwracanie się do nich w formach: on/ona. Z lektury wywnioskowałam, że Aleks jest kobietą – ale ręki sobie za to uciąć nie dam;) natomiast wypowiada się o sobie i tak też relacjonuje wydarzenia w pierwszej osobie, jako 'Ono’ i powiem Wam, że bardziej karkołomnej zagrywki autorka nie mogła chyba wymyślić. Momentami brzmi to na tyle absurdalnie, że ciężko było mi skupić się na śledzeniu fabuły, bo bardziej zajmował mnie ten czy inny zaimek i moja próba dojścia do ładu z konstrukcją zdania. Przykro mi, nie wyrobiona jestem i o ile szanuje eksperymenty językowe – staram się przynajmniej – to nie wszystkie uważam za udane.
Faktem jest, że przez to więcej mówi się o zaimkach użytych w książce – kto z czytelników to dźwignął, kto rzucił w kąt – niż o samej powieści i innych jej walorach. Jeśli miało być kontrowersyjnie – to się udało. Przyznaje, mnie ta językowa potyczka wymęczyła. Co się tyczy reszty – samej treści- nie formy, to uważam cały pomysł autorki za udany. Dom Usherów to miejsce mroczne, wilgotne, pełne podskórnego niepokoju. Główna książkowa tajemnica, motyw mykologiczny jak najbardziej mnie kupił. Czuć w tym właściwy grozowy nacisk i takie wyjaśnienie tajemnicy domu Usherów uważam za jak najbardziej sensowne. Tylko, o borze szumujący i zielony – nie można było napisać tego tak by przeciętny niewyrobiony zaimkowo człowiek mógł to bez trudu odszyfrować?
Moja ocena: 6/10
Współpraca Wydawnictwo SQN
Dodaj komentarz