Wind / Demony prerii (2018)
Ameryka, koniec XIX wieku. Lizzy i jej mąż Isaak zamieszkują odludne, nieustannie smagane przez wiatr tereny Stanów. Ich jedynymi towarzyszami jest para młodych małżonków, Emma i Gideon. Długotrwała izolacja i problemy małżeńskie to nie jedyne zmartwienia Lizzy, nabiera ona bowiem przekonania, że ziemia, na której żyje jest nawiedzona przez preriowe demony. Gdy Isaak opuszcza ich dom Lizzy musi stoczyć z owymi demonami samotną walkę. Pytanie, z czym tak naprawdę ma do czynienia?
„Wiatr” jest debiutem dwóch filmowców w spódnicach, Teresy Sutherland- scenarzystki i Emmy Tammi – reżyserki. Dwie kobiety stworzyły horror opowiadany z punktu widzenia kobiety, ale jeśli spodziewacie się ckliwości i na siłę upychanych wątków romantycznych to zapomnijcie o tym.
Krążą pogłoski, że „Wiatr” nie jest zupełnie oryginalnym pomysłem i w dużej mierze opiera się na „Wichrze” z 1928 roku nakręconym przez Szweda, reżysera między innymi „Furmana śmierci„. Jak jest faktycznie nie wypowiem się ponieważ z przykrością muszę stwierdzić, że „Wichru” nie widziałam. Oczywiście mam zamiar nadrobić.
Wracając do tego co wiem: „Wiatr” jest mroczny, miejscami surowy i posiada silny ładunek emocjonalny. Dla mnie bomba. Podobał mi się szalenie.
Klimat w zasadzie buduje się sam, za sprawą samego doboru miejsca akcji i czasów, w których akcja się toczy. Połączenie grozy ze światem zarezerwowanym dla westernu coraz bardziej mi się podoba. Fabuła rozwija się bardzo powoli, pewnie niektórzy będą narzekać, ale ja tak właśnie lubię.
Rozpoczynając seans znajdziemy się mniej więcej w środku tej historii. Lizzy i Isaak grzebią martwą Emmę. Isaak opuszcza farmę obiecując żnie szybki powrót. Co doprowadziło do śmierci młodej kobiety? Kim jest? Dowiemy się z czasem, za sprawą przywoływanych przez Lizzy retrospekcji przeplatających bieżące wydarzenia.
Jedne i drugie są nie mniej angażujące, choć nie powiem, miłośnicy prostych liniowych narracji mogą odnieść wrażenie chaosu. Co najważniejsze i muszę to podkreślić w filmie pojawiła się scena, która autentycznie mnie zmroziła. SPOILER: Rozmowa Lizzy z demonem pod postacią księdza KONIEC SPOILERA. Nie często się to zdarza, a więc szacun dla miłych pań twórczyń.
Ogólnie sceny nacechowane grozą- są, są – istnieją tu bez wymuszenia, dobrze zmontowane, z rozważnym użyciem efektów.
„Wiatr” ma też w sobie sporo z thrillera, czy horroru psychologicznego, bo interpretacja wydarzeń wcale nie jest oczywista. Charakter zdarzeń, ich kontekst, sposób w jaki przedstawiono nam główną bohaterkę – bardzo ciekawie skrojona postać – daje przestrzeń na domysły. Kreacje aktorskie, szczególnie mam tu na myśli odtwórczynie głównej bohaterki zapadają w pamięć.
Muszę więc z ogromną radością przyznać, że od czasu „Czarownicy” żaden film nie spodobał mi się tak bardzo. Jestem bardzo ciekawa Waszych wrażeń, bo oglądała go w stanie poczytalności ograniczonej gorączką 😉
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:8
Klimat:9
Napięcie:7
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:9
Aktorstwo:9
Oryginalność:8
To coś:9
77/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz