Rose Red/ Czerwona róża (2002)
Joyce Reardon, specjalizująca się w parapsychologii Pani naukowiec i wykładowca uniwersytecki od lat marzy o zbadaniu największego skupiska niezwykłych wydarzeń jakie mieści się w Seatlle, domu Rimbauerów zwanym „Czerwoną różą”.
Dom nosi miano miejsca przeklętego, nawiedzonego, od lat ginęli tam w niewyjaśnionych okolicznościach ludzie, w tym, mieszkańcy domu. Od dłuższego czasu dom stoi zamknięty, jego spadkobierca planuje jego wyburzenie, jednak Joyce po raz ostatni pragnie obudzić duchy domu i na własne oczy przekonać się, że w „Czerwonej róży” straszy.
Jest bardzo zdeterminowana. Z własnej kieszeni organizuje eksperyment, do którego zaprasza ludzi posiadających nadprzyrodzone zdolności.
Na piedestał wyniesiona jest tu autystyczna nastolatka Annie, która posiada zdolności telekinetyczne i telepatyczne równe Kingowskiej „Carrie„. Annie przybywa do czerwonej róży wraz ze starszą siostrą.
Do ekipy Pani naukowiec należą także spadkobierca domu Steve, teoretycznie nie władający żadnymi siłami, po za urokiem osobistym, Telepata Nick, jasnowidząca Pam odgadująca przeszłość po dotknięciu danego przedmiotu, medium i jasnowidz czytający przyszłość Emery, Kathy specjalizująca się w piśmie automatycznym oraz Victor, który… eh nie pamiętam;)
Wszyscy spotykają się w „Czerwonej róży” by być świadkami spektaklu, jaki wystawią dla nich duchy domu.
Scenariusz miniserialu, trwającego grubo ponad dwieście minut, wyszedł z pod pióra Stephena Kinga. Historia inspirowana była powieścią „Z dziennika Ellen Rimbauer”, autorstwa pisarza ukrywającego się pod pseudonimem Joyce Reardon opisującej wydarzenia z przed „Czerwonej róży” . Sama powieść wydaje mi się ubarwioną wersją historii domu Winchesterów. Punktem wspólnym jest tu na pewno historia nieco obłąkanej właścicielki domu, która za radą medium rozbudowuje swoją upiorną chałupę, aby w ten sposób uniknąć śmierci.
Bardzo widoczne są także nawiązania do powieści Shirley Jackson „Nawiedzony„, a także do innych mniej znanych, ale bardzo klasycznych opowieści o duchach nawiedzonego domu.
Po „Lśnieniu„ w wersji miniserialowej, którą wyprodukował i stworzył King mam jakiś wstręt do jego scenariuszy. Facet ma manie rozwlekania fabuły, pieczołowitego podkreślania wszystkich elementów.
Efekt jest taki, że dopiero w drugim 'odcinku’ miniserialu „Czerwona róża”, czyli po jakiejś godzinie trafiamy wreszcie do nawiedzonego domu. Jeśli po drodze nie pomrzemy ze starości doczekamy się akcji właściwej.
Wcześniej dokładnie poznajemy naszych bohaterów. King skupia się tu na Annie, która do złudzenia przypomina jego „Carrie”, nawet akcja z kamieniami spadającymi na dom sąsiadów dziewczynki jest niemal identyczna jak ta, którą opisywał w swojej debiutanckiej powieści.
Fragmenty z Annie są dość ciekawe, mimo tej widocznej kalki. Bardzo podobała mi się sama postać jak i kreacja aktorska w wykonaniu Kimberly Brown. Annie nie wiele mówi, za to często uśmiecha się tajemniczo, jakby doskonale wiedziała do czego zmierzaj wydarzenia w „Czerwonej róży”. Joyce ma na jej punkcie obsesje, wierzy, że mała jest kluczem do rozwikłania tajemnicy domu, sposobem na obudzenie upiorów.
Sama Joyce wykreowana przez aktorkę której nie trawię, mianowicie, Nancy Travis, jest postacią, która w trakcie seansu przechodzi coś na kształt metamorfozy. Z poważnego naukowca zmienia się w nawiedzone babsko, które ostro świruje i z czasem nie obchodzi ją już nic za wyjątkiem feralnego domu i jego mocy. Nie użala się nad losem tych członków swojej ekipy którzy stracą życie a w końcu także i nad własnym.
Najbardziej tajemniczą karta z talli jest dziedzic czerwonej róży, wnuk Ellen Rimbauer, Steve. Pozornie nic nie może, a jednak!
Po za Joyce szansę na wzbudzenie największej antypatii u widzów ma maminsynek Emery, który przez większość filmu pluje jadem na pozostałych bohaterów. Bardzo polubiłam za to Nicka, bystrego faceta, który lubił rzucać sarkastyczne uwagi.
Rozpisałam się tyle na temat bohaterów, bo w przypadku tej historii lwia część fabuły jest poświęcona nie na prezentację zjawisk paranormalnych tylko właśnie na interakcje pomiędzy zgromadzonymi. Czasami miałam lekkie wrażenie, jakbym oglądała nagranie z castingu na debila roku a nie film grozy;)
Zjawiska nadprzyrodzone jakich doświadczają bohaterzy w „Czerwonej róży” są dość pomysłowe. Wszytko opiera się na schemacie labiryntu. Jak powiedział Steve jednego dnia naliczysz w domu 80 pokoi następnego 95. Układ pomieszczeń i korytarzy również się zmienia, toteż cała fabuła filmu sprowadza się do błądzenia po domostwie i przyległym ogrodzie. Duchy domu podstępem starają się zwabić protagonistów w pułapki.
Jak na miniserial muszę przyznać ze realizacja projektu jest całkiem przyzwoita, dość ciekawe efekty, nie najgorsze aktorstwo, świetna muzyka tylko, na boga, nie dało się go trochę skrócić???
Element komediowy: Stepehen King jako dostawca pizzy;)
Moja ocena:
Straszność: 7
Fabuła:7
Klimat:7
Zaskoczenie: 5
Zabawa:6
Napięcie:6
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:7
Oryginalność:5
To coś:6
63/100
W skali brutalności: 1/10
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
Książka była po miniserialu. To jej prequel.
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
A nie, sorki, książka wyszła parę miesięcy wcześniej, bo miała być promocją miniserialu. Ot, taka powieść napisana na życzenie twórców filmu, którzy przed napisaniem książki dali Pearsonowi scenariusz miniserialu, aby na nim się wzorował przy pisaniu;)
ilsa333 napisał
O witam Cię!
Właśnie tak też mi się wydawało. Wiedziałam, że „Dzienniki…” to preqel, bo oglądałam film na ich podstawie,jednak trwałam w przekonaniu, że to King się inspirował nie na odwrót. Ale już zaczęłam poprawiać wpis po Twoim komentarzu. W kwestii twórczości Kinga zazwyczaj masz rację.
Gość: Buffy1977, 80.51.17.* napisał
Również witam po długiej nieobecności. Ostatnio miałam tylko czas na czytanie jedynie kilku blogów dziennie, ale znalazłam wreszcie chwilę;)
Wiesz, że ja pół życia myślałam tak jak Ty. Bo tak, jakiej recki książki bym nie czytała to wszędzie było, że miniserial był zainspirowany powieścią, więc wyrobiłam sobie opinię, że to taka luźna adaptacja-kontynuacja. Ale jako, że „Czerwona Róża” to jeden z moich ulubionych horrorów poszperałam troszkę po anglojęzycznych stronach (przez translatora, ma się rozumieć, bo ja tępa z języków obcych jestem) i wyczytałam, że owszem książka pojawiła się na rynku wcześniej, ale to autor inspirował się scenariuszem miniserialu przy jej pisaniu, a nie odwrotnie.
Zresztą nadal mi się ten przekręt marketingowy King/Pearson miesza, jak widać po moim pierwszym wpisie;) Akcja promocyjna fajna, chociaż oparta na kłamstwie publiki.
Tu masz więcej info polskojęzycznych
http://www.stephenking.pl/sk_ciekawostki_15.html
Pozdrawiam serdecznie!