Men (2022)
Harper Marlowe chciała zakończyć swoje małżeństwo z Johnem, ale zdecydowanie nie tak sobie to wyobrażała. Zamiast cichego rozwodu zakończył je spektakularny skok z okna małżonka. Teraz, próbując podźwignąć się po traumie kobieta postanawia wyjechać na wieś do małej osady Cotson gdzie od wesołkowatego i uprzedzająco miłego Geoffreya najmuje niewielką posiadłość pod lasem. Tam podczas odprężającej przechadzki po okolicy zostaje 'zaatakowana’ przez anonimowego mężczyznę, który nagi wychodzi prosto z lasu. Harper udaje się uciec, ale wkrótce ten sam nagi człowiek pojawia się w jej ogrodzie. Kim jest? Czego chce?
„Men” Alexa Garlanda to najnowsza produkcja od studia A24 – sprawców zjawiska określanego jako nowa fala horroru. Słusznie możecie zakładać, że jest to produkcja odchodząca od mainstreamowego sposobu pojmowania grozy.
Źródeł inspiracji motywu przewodniego (koleś z lasu) należy szukać w pogańskich legendach o Greenmanie – zresztą nawiązań do folkloru znajdziecie tu więcej – nawet jeśli przyjrzycie się rzeźbom pod kościołem, który odwiedza Harper poszukując duchowego wsparcia, dopatrzycie się tam nie tylko wizerunku Greenmana ale i Sheela na Gin – bogini płodności. Okoliczności przyrody w jakich po raz pierwszy zobaczymy antagonistę również jasno wskazuje na powiązania z pogańskim kultem natury – Harper pląsające pośród zieleni niczym mieszkanka wyspy z „Wickermana”. Jest to więc obraz silnie zakorzeniony w dawnych wierzeniach i ogniskujący wokół nich cała grozę sytuacji.
No, dobrze, może nie całą. Jeśli zostawić całą tę symbolikę – a im dalej w las tym trudniej nie zwrócić na nią uwagi – to możemy traktować sytuację Harper jako typowe zagranie w stylu home invasion: nagi szaleniec w Twojej chacie i znikąd pomocy. Dodajmy do tego kontekst psychologiczny – sytuację osobistą kobiety: traumę jaka był związek z szantażującym ją emocjonalnie mężem i traumatyczny finał tegoż związku kiedy to Harper widzi jak John wypada z okna piętro nad ich mieszkaniem. Wyrzutów sumienia jakie jej towarzyszą nie możemy traktować marginalnie. Jeśli wmówimy sobie że odpowiadamy za czyjąś śmierć może nam zdrowo odbić.
Chcecie zobaczyć jeszcze więcej? Zwrócicie uwagę na kontekst socjologiczny. Tu jest do prawdy mocarnie. Szybko zauważycie, że po przybyciu do Cotson w otoczeniu Harper znajdują się sami mężczyźni (ten sam mężczyzna?) osaczają ją ze wszystkich stron i nie mają dobrych zamiarów. Ich postaci aż kipią mizoginizmem i wcale nie trzeba być przewrażliwioną feministką żeby zauważyć w jak wielkim gównie utknęła Harper. Każdy z nich jest kolejnym Johnem, od którego nie może się uwolnić. Obraz epatuje tym coraz mocniej, scena po scenie, osiągając surrealistyczny poziom i sięgając po rozwiązania rezerwowane dla body horroru. SPOILER: Spójrzcie w tym kontekście na scenę pod koniec filmu, gdy kolejni męscy protagoniści rodzą, jeden po drugim kolejnego męskiego wroga. Przekaz jest bardzo czytelny, jasno wskazujący na to, że patriarchat – męska toksyna jest czymś przekazywanym przez pokolenia KONIEC SPOILERA. Metaforyka jest prosta: Wszyscy mężczyźni są tacy sami: obleśni, dziecinni, mają kiepskie poczucie humoru, rządzą nimi prymitywne instynkty i kompleks boga 😉 Auć.
Serio, mogłabym tak w nieskończoność, bo mnogość wątków ukrytych pod płaszczyzną w sumie prostej historii o kobiecie w opałach jest nad wyraz urodzajny i naprawdę łatwy do rozszyfrowania. Nie chce byście go przez to potraktowali jak męczący wykład, który ktoś Wam funduje o ósmej rano. To nadal jest kino z gatunku grozy, dobre wizualnie, oprawione stosownie histerycznym dźwiękiem, mogące budzić niepokój, mogące powodować dyskomfort. Polecam? Polecam.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła: 8
Klimat:9
Napięcie:7
Zabawa:8
Zaskoczenie: 6
Walory techniczne: 9
Aktorstwo: 8
Oryginalność:7
To coś:7
72/100
W skali brutalności: 2/10
Nala napisał
Byłam w kinie. Film dziwnie mnie hipnotyzował podczas całego seansu…
Nala napisał
…w dodatku ta niesamowita muza, która w połączeniu z obrazem, budziła niepokój…
To było dobre. 😉
Pozdrawiam.