Let me in/ Pozwól mi wejść (2010)
Ameryka lat 80. W małym miasteczku mieszka dwunastoletni Owen. Chłopiec jest bardzo samotny. Jest zdany na wykolejoną matką, ojciec ma go w dupie, a szkolni koledzy spuszczają mu regularny łomot. Pewnej nocy do jego bloku wprowadza się jego rówieśniczka, Abby wraz z ojcem. Dziwna, chodząca boso po śniegu dziewczynka bardzo intryguj Owena w końcu dwójka samotnych dzieciaków zaprzyjaźnia się z sobą. Niestety nie będzie to przyjaźń prosta dla żadnego z nich.
„Let me in” jest remake’m szwedzkiego horroru nakręconego dwa lata wcześniej w Europie. „Låt den rätte komma in” był z kolei ekranizacją powieści pod tym samym tytułem. Co do oryginału to nie bardzo go pamiętam. Nie mam nawet pewności, czy obejrzałam go do końca. Książkę widziałam w koszyku z przecenami w Matrasie z tytułem „Wpuść mnie” i tyle o niej wiem:)
Jak na amerykański twór przystało nie zabrakło tu małej gwiazdeczki w obsadzie. Mam tu na myśli Chloe Moretz, znaną mi jako Chelsa:) W „Let me in” wciela się w postać Abby i mimo iż jest jak zwykle bardo dobra w tym co robi, to partnerujący jej zupełnie mi nie znany Kodi Smit-McPhee zwraca uwagę dużo bardziej.
Historia, którą opowiada film jest nie tyle straszna co przede wszystkim smutna. Abby jest trochę jak Claudia z „Wywiadu z Wampirem”. W rzeczywistości powinna być już dorosła, a nawet stara, ale wampiryzm zaklął ją w ciele małej dziewczynki. Nie może funkcjonować samodzielnie, potrzebuje opiekuna. Jej dotychczasowy 'dostarczyciel krwi’ robi się stary i zramolały. Mordowanie za bardzo obciąża go także emocjonalnie.
Abby niewiele wie o świecie. Wie tylko tyle, że potrzebuje krwi, aby żyć.
Jej relacja z opiekunem może nastręczać różnych podejrzeń. Widzimy jak silny wpływ na dorosłego mężczyznę ma dziewczynka, jednocześnie zdajmy sobie sprawę z tego jak bardzo jest od niego zależna. Postać 'ojca’ jest bardzo interesująca. Oczywiści dowiadujemy się kim on w rzeczywistości jest dla Abby, co przynajmniej dla mnie, było dużą niespodzianką.
Owen, samotne popychadło, szuka przyjaciół być może tam gdzie nie powinien. Nawet gdy już wie do czego zdolna jest Abby nie zamierza jej opuszczać. Jest poniekąd pogodzony z nienormalnością otaczającego go świata. Przyjaźń z Abby dodaje mu sił, choć podejrzewam, że chłopiec nie wie jakie brzemię bierze na swoje barki.
Tak jak wspomniałam wcześniej, cała historia ma przygnębiający wydźwięk. Oglądając filmowy świat przedstawiony miałam wrażenie, że nie ma tam ani jednego szczęśliwego człowieka. No, może po za Barbie z piskiem mieszkającą w sąsiedztwie, ale i ona zostaje w końcu zutylizowana przez bezlitosne siły natury.
Akcja filmu rozgrywa się zimą, to zapewne ukłon w stronę skandynawskiego oryginału. Horrory 'na śniegu’ zawsze jakoś bardziej mnie przerażały, wydawały się bardziej klimatycznie dostosowane do gatunku.
„Let me in” bez wątpienia jest filmem nastrojowym. Nie ma w nim zbyt wielu krwawych scen, ale te, które występują są w pełni zadowalające jeśli chodzi o ich wykonanie.
Taki obraz wampiryzmu, jaki funkcjonuje w tej historii bardzo mi odpowiada. Wampir zawsze kojarzył mi się przede wszystkim z samotnością i gdybym bardziej kochała te posoko-lubne istoty zapewne film by mnie w pełni zachwycił.
Moja ocena:
Straszność:7
Fabuła:8
Klimat:10
Napięcie:7
Oryginalność:6
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Walory techniczne:9
To coś:8
Aktorstwo:9
78/100
W skali brutalności: 4/10
jolabramczyk napisał
zapowiada się nieźle, zatem wstawiam w swoją kolejkę do oglądania :):), ale oryginał szwedzki też chcę zobaczyć 🙂
ilsa333 napisał
Ja też pewnie wezmę się w końcu za oryginał, wypadałoby. Choć pewnie najpierw przeczytam książkę.
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Come on… Przecież ten film nie ma nawet połowy klimatu ani tajemniczości oryginału. Ot, kolejny zupełnie zbędny amerykański remake. A jak ta Moretz ma zamiar grywać we wszystkich kiepawych remakach dobrych horrorów, to przestanę ją lubić. 😉
ilsa333 napisał
Ostatnio podobała mi się „Polach śmierci”, ale te wszystkie „Kick assy” jej zdecydowanie nie służą:) „Carrie” jeszcze nie widziałam, więc nie wiem jak się spisała.
Pewnie masz rację, pewnie oryginał ma lepszy klimat- jak to europejskie horrory. Obejrzę, zobaczę, ocenię.
Gość: natalia choung, *.warszawa.vectranet.pl napisał
Kiedy zabrałam się za „Let mi in” spodziewałam sie horroru,nie dramatu czy horroru psychologicznego. Po seansie byłam bardzo rozczarowana,jednak po dłuższym czasie stwierdziłam ,że jest to niezły film. Wypełniony smutkiem,żalem ,jest niezwykle przygnębiający. Dzisiejszy wizerunek wampira jest zupełnie inny niż przedstawiony w „Let me in” przez spopularyzowane seriale /filmy nie muszę tu podawać przykładu i zapomina się o ich prawdziwym obliczu ,życia na przestrzeni wieków i wszystkich blasków i cieni.
ilsa333 napisał
Też odniosłam wrażenie, że fabuła bardziej skłania się w stronę dramatu, tak jak napisałam, to smutny film. Tylko sceny, w których dochodzi do rozlewu krwi przypominają o tym, że miał to być z założenia inny gatunek. No i postać antybohaterki- wampir nieodłącznie w świecie horroru – w jakimkolwiek kształcie, obecnie tak jak napisałaś o bardzo odmiennym obliczu.