The Old dark house/ Stary mroczny dom (1932)
Smaczny kąsek dla fanów kinowych dinozaurów. Film Jamesa Whale „Stary mroczny dom” z ’32 roku to chyba pierwszy horror o „złym domu”. Chyba, ręki nie dam sobie uciąć. Zasłużony reżyser studia Universal sprawdził się już wcześniej jako reżyser horrorów, chociażby w przypadku „Frankensteina”, tym razem postanowił nakręcić horror i jednocześnie go sparodiować. Mamy więc mroczny film o strasznym domu okraszony solidną dawką dobrego humoru.
Fabuła filmu opiera się na powieści Priestley’a „Benighted”, która nie doczekała się polskiego wydania, ciężko mi więc powiedzieć, czy jest to adaptacja wierna, czy luźna.
Akcja rozpoczyna się pewnej burzowej nocy. Małżeństwo Waverton, Margaret i Philip wraz z przyjacielem przemierzają błotniste, boczne drogi. Wycieczka ma pecha, bo osuwisko z błota toruje im trasę i trójka bohaterów zmuszona jest szukać schronienia w położonym nieopodal starym, mrocznym domu. Niechętnie przyjęci przez niemego lokaja (świetna rola Borisa Karloffa) Morgana, zostają na noc w domu rodziny Femmów. Szybko poznają Horacego i jego zdewociałą, przygłuchą siostrę Rebekę i zasiadają do wspólnej kolacji. Tym czasem do drzwi puka już kolejna zbłąkana para: Gladys i William.
Wszyscy zebrani tworzą bardzo barwne i zabawne stado. stara Rebbeka, gada dużo i od rzeczy, nie koniecznie odbierając to, co ktoś do niej mówi. Przyjezdni zabawiają się w analizę zebranych na podstawie pierwszorzutowego wrażenia, Morgan upija się i zaczyna szaleć, burza za oknem mu wtóruje i wkrótce nasi bohaterzy rozpełzną się po domu – każdy w sowich celach- i przy okazji odkryją kilka tajemnic ewidentnie popieprzonej rodzinki.
Znajdują między innymi 102-letniego seniora rodu, który naświetli niego sytuację
Ten dom jest nieszczęśliwy. Dwoje moich dzieci zmarło w wieku 20 lat. A potem… nastąpiły inne rzeczy. Obłęd. Wszyscy tu jesteśmy nim nieco dotknięci. Prócz mnie. Przynajmniej tak sądzę
Ani przez minutę seansu nie nudziłam się. Akcja jest wartka. Wątki grozy i czarnego humoru co i rusz zderzają się ze sobą tworząc osobliwy miszmasz.
Aktorstwo i sam pomysł kreowania postaci bardzo mnie zaskoczył: Każdy z bohaterów jest barwny i wyrazisty, a aktorstwo odznacza się bujną ekspresją. Nawet kobiety- a to rzadko spotykane w tak starych produkcjach, mają coś do powiedzenia. Nikt nie pcha się na pierwszy plan, wszyscy tworzą zgrane, popieprzone stado.
Wystrój starego domu czaruje tak jak to potrafią domostwa ze starych filmów.
Po za rolą Morgana szczególną uwagę przykuwa senior rodu, zwłaszcza, że w postać tego mężczyzny wciela się kobieta (!) z brodą.
Mój niezdrowy zmysł obserwacji jak zwykle wyłowił nawiązanie do filmu „Dom tysiąca trupów„– wspominałam że pojawiają się w nim urywki sędziwych produkcji. W przypadku „Starego mrocznego domu” jest to np. fragment w którym z drzwi wynurza się Morgan.
Ogólnie rzecz biorąc sądzę, że Rob Zombie sowicie czerpał z tej właśnie produkcji, chociażby kreując postaci swoich bohaterów.
Dla mnie absolutna perełka!
Moja ocena: 10/10
Bardzo dobry film szczególnie jak na tamte czasy.
Zwłaszcza w tamtych czasach były dobre filmy:)