Gerald’s Game / Gra Geralda (2017)
Jessie i jej mąż Gerald wybierają się do domu letniskowego na weekend by popracować nad swoją relacją. Szczególną uwagę zamierzają poświęcić sferze seksualnej. W ramach łóżkowe zabawy Gerald przykuwa swoją żonę do łóżka przy pomocy prawdziwych kajdanek. Po zaaplikowaniu sobie niebieskiej pigułki Gerald przechodzi do akcji. Jess nie podoba się ta zabawa, dochodzi do sprzeczki, a Gerald pada martwy pokonany przez atak serca, nie zdążywszy rozkuć żony…
Jak wspomniałam na fanpage bloga na Facebooku przy okazji jednego z ostatnich postów 'nierecenzyjnych,’ rok 2017 zdecydowanie jest rokiem Stephena Kinga. „Gra Geralda” jest bowiem kolejną powstałą w tym roku ekranizacją jego twórczości.
Jest to obraz stworzony w oparciu o pełnometrażową powieść pisarza, która swoją drogą od dłuższego czasu zalega na mojej półce. Podobnie jak w przypadku chociażby „Dolores Claiborne” skupia się na kobiecej bohaterce walczącej o przetrwanie. Punktów stycznych z opowieścią Dolores Claiborne jest zresztą więcej – obejrzycie, będziecie wiedzieć co mam na myśli.
Mimo że nie miałam okazji przeczytać „Gra Geralda” seans z filmem utwierdził mnie w przekonaniu, że Mike Flanagan nie miał łatwego zadania przenosząc ją na ekran. Budowanie scenariusza w oparciu o powieść w dużej mierze składającej się z wewnętrznych monologów bohaterki, dyskusji prowadzonych z halucynacjami i rozlicznych retrospekcji to nie lada wyzwanie, jednak reżyser „Olultusa” wybrnął z tej sytuacji z dużą gracją.
Właściwa akcja filmu rozpoczyna się z chwilą śmierci Geralda. Przez kilka godzin kobieta jest sama, unieruchomiona, obok trupa męża. Na domiar złego, do domu wkrada się pies przybłęda, który zwęszył okazję do pożywienia się. Kiedy bezpański owczarek zaczyna nadgryzać Geralda Jesse nie wytrzymuje i 'odpływa’. Tu zaczynają się halucynacje.
Martwy Gerald 'ożywa’, choć jego zwłoki dalej leżą u podnóża łóżka i rozpoczyna rozmowę z żoną. Wkrótce pojawi się też druga Jess, z którą skuta kobieta też prowadzi rozmowę. Można to sprowadzić do symboliki aniołka i diabełka na ramieniu, jednak trafniejszym stwierdzeniem byłby rozłam osobowości Jess na wewnętrzny głos dopingujący ją w przetrwaniu, silna Jess, i przedstawiona pod postacią męża słaba część kobiety, chcąca się poddać, nie widząca ratunku. Wypada to bardzo ciekawie i oglądając film aż żałowałam, że nie przeczytałam książki, bo zakładam, że w niej wszytko zostało bardziej rozbudowane.
Nie zapominajmy o retrospekcjach. Złych wspomnieniach nawracających falą do naszej nieszczęsnej protagonistki. Ma kobieta co wspominać. Retrospekcje pozwalają nam lepiej zrozumieć jej postać.
Fabuła składa się więc na proces desperackiej walki o przetrwanie, która wykańcza nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie naszą bohaterkę.
O dziwo znalazło się tu miejsce dla scen stricte horrorowych, ze złowrogą postacią wyłaniającą się z mroku i jak to bywa u Flanagana są bardzo udane. Choć nie powiem by ostateczne wyjaśnienie kwestii 'księżycowego człowieka’ nie zaleciało mi tandetą – no cóż ideałów nie ma.
„Gra Geralda” jest produkcją Netflixa, ale moim zdaniem spokojnie kwalifikowała by się na duży ekran. Technicznie wypada bardzo dobrze, od aktorstwa po montaż wszytko gra.
Myślę, że zadowoli potencjalnych widzów, przynajmniej tych, którzy nie znają oryginalnej literackiej wersji, bo z ortodoksyjni fani prozy Kinga mogą nie przetrawić zmian względem książki, a te jak zakładam musiały się tu pojawić.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
klimat:7
Napięcie:7
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność:6
To coś:7
68/100
W skali brutalności:2/10
Wg mnie jedna z lepszych ekranizacji kingowych powieści (nie widziałem jeszcze nowego „It” ale wszystko przede mną 🙂 ) Fajnie to się oglądało przy piwku, a więc skoro nikt nie usnął znaczy, że plus, he, he. Dobra żartuję. Naprawdę dobra ekranizacja, chociaż nie lubię gry aktorskiej Carli Gugino to wypadła tu nawet nieźle i muszę jej zwrócić honor.