The Strangers: Chapter 1/ Strangers (2024)
Młodzi nowojorczycy, Maya i Ryan, spędzają swoją piątą rocznicę w drodze do Portland gdzie dziewczyna ma starać się o nową posadę. By uczcić pięć lat „chodzenia” zatrzymują się w przydrożnej knajpie. Po niezbyt wykwintnym posiłku, w trakcie którego muszą mierzyć się z przenikliwymi spojrzeniami, a nawet krytycznymi uwagami, lokalsów odkrywają, że ich auto uległo awarii. Z pomocą przychodzi im miejscowy mechanik, który obiecuje zakup potrzebnych części i naprawę dnia następnego. Inna przyjazna osoba wskazuje im miejsce na nocleg i tak, zupełnie nie planowo, młodzi spędzają najbliższą noc w domku w lesie, na zupełnym odludziu – nie licząc of course zamaskowanych morderców na progu.
Grubo ponad dekadę temu świat miłośników horrorów poznał trójkę ludzi w maskach i od tamtej pory nic nie było już takie samo. Nie no, żartuję – film, jak film. Z nieznanych jednak dla mnie przyczyn „Nieznajomi” z 2008 roku zostali okrzyknięci najstraszniejszym i najbardziej wstrząsającym home invasion w gatunku. Szczerze za nim nie przepadam i choć słynne „Czy jest Tamara?” faktycznie 'wpada w ucho’ to jeszcze za mało bym zaczęła bić pokłony – są lepsze tytuły o włamywaczach i chyba nawet rzucę Wam jakieś zestawienie. Chcecie?
Wracając. Z powodu mojego chłodnego stosunku do kasowego hitu i jeszcze chłodniejszego odbioru „Nieznajomych: Ofiarowanie”, którzy mieli premierę dokładnie dziesięć lat później, nie paliłam się szczególnie do badania najnowszego filmu. Ale obejrzałam.
„The Strangers: Chapter 1”, to pierwszy z trzech kręconych równolegle wariacji na temat „Nieznajomych”. Nie wiem kiedy możemy spodziewać się premier dwóch następnych i w sumie mało mnie to obchodzi. Fakt faktem, że „Strangers” 2024 chyba przypadło mi do gustu bardziej niż pierwsza historia – może dlatego, że nie ma w nim Liv Tyler, a już na pewno bardziej niż druga, czyli „Ofiarowanie”, ale nadal trzymam się swego. To nie jest najbardziej mrożący krew w żyłach home invasion i choćby się zesrali, takiego „Ils”, czy „Funny games” nie przeskoczy.
Film jest niewątpliwie ładnie nakręcony, dopieszczony technicznie, dba o atmosferę, ale fabularnie się nie wysila. Ot, mili, młodzi ludzie zostają zaatakowani w swoim tymczasowym domu. Grupa tytułowych nieznajomych podejmuje z nimi grę: trochę w chowanego, trochę w podchody. Nie wydarzy się tu nic, co mogłoby Was (Nas) zaskoczyć, czy wprowadzić w osłupienie. Fakt faktem, że scenariusz stara się budować jakieś napięcie wokół scen inwazji, ale to na dłuższą metę nie działa i staje się powtarzalne. Na życiowe wybory protagonistów spuśćmy litościwie zasłonę milczenia, bo to akurat prawidło gatunku.
Dużo bardziej podobała mi się pierwsza połowa filmu, to starcie naiwności Mayi i lekkiej, ale jak się okaże, uzasadnionej paranoi jej chłopca. To stopniowe zaciskanie pętli na ich szyjach przysporzyło mi dużo więcej emocji niż późniejsze szamotanie na sznurze. Podsumowując: może być, ładny amerykański film na starej kliszy.
Moja ocena:
Straszność: 1
Fabuła: 5
Klimat:7
Napięcie: 6
Zabawa: 6
Zaskoczenie:4
Walory techniczne: 9
Aktorstwo:7
Oryginalność:4
To coś:5
54/100
W skali brutalności: 2/10