No One Will Save You/ Nie ocali Cię nikt (2023)
Młoda kobieta, Bryn, mieszka w dużym odziedziczonym po matce domu położonym w małym, idyllicznym miasteczku. Jest bardzo samotna bowiem od lat boryka się z izolacją i odrzuceniem ze strony mieszkańców miasta. Nie opuszcza jednak rodzinnego domu, nie odchodzi, zamiast tego zatapia się we wspomnieniach o utraconej przyjaciółce pisząc do niej listy, których nikt nigdy nie odczyta. Pewnego wieczoru Brynn budzą niepojące dźwięki dobiegające sprzed domu. Gdy postanawia sprawdzić kto jest winowajcą zamieszania odkrywa, że jej dom stał się obiektem ataku obcych. I mówiąc obcych, bynajmniej nie mam na myśli ludzkich nieznajomych, lecz najprawdziwszych alienów wprost z kosmicznych przestworzy.
Sylwetki obcych, zwanych 'szarakami’ z powodu koloru swojej skóry, są motywem nader często wykorzystywanym w kinie sci-fi. Także w dokumentach poruszających wątek rzekomych uprowadzeń przez obcą cywilizację, to postaci szaraków najczęściej pojawiają się w opisach ofiar. Można więc rzec, że twórca „Nie ocali Cię nikt” postawił na najbardziej banalny, klasyczny i schematyczny sposób sportretowania najeźdźcy z kosmosu. Przebieg inwazji też, przynajmniej do pewnego momentu, nie wprowadza nie wiadomo jakiegoś novum. No, może nasza Brynn jest bardziej wojownicza niż obstawialiśmy, przypomina bohaterkę slashera z błoną dziewiczą niczym tarczą zdolną ochronić ją przed nieśmiertelnym zabójcą, ale to nadal raczej klasyczny sposób prowadzenia fabuły także w ramach home invasion.
Brynn broni się na wszelkie sposoby, byle dotrwać świtu dającego kilkugodzinne wytchnienie, byle przeżyć. Za dnia wszystko wraca do normy. Problem w tym, że normą jest to, że mieszkańcy jej miasta opluwają ją, a w najlepszym wypadku ignorują. Nikt jej nie pomoże, i jak mówi tytuł, nikt nie ocali. Zachowanie ludzi w mieście ewoluuje zresztą i to wcale nie w dobrą stronę. Być może obca cywilizacja niczym w „Inwazji porywaczy” ciał przejęła już nad nimi kontrolę, ale może ludzie są chujowi i tyle w temacie?
Mocno zastanawiający jest ten motyw teoretycznie poboczny, motyw społecznego ostracyzmu i tego jak ma się on do tego czego doświadcza Brynn. Myślę, że i Wam błyśnie w głowie myśl, że żadnych obcych tam nie ma, jedynie nasza bohaterka podupada na zdrowiu psychicznym coraz bardziej przez co pojawiają się u niej objawy wytwórcze. Może tak naprawdę walczy z doznaną traumą?
Uwagę zwraca też scena, w której obcym udaje się w końcu 'nawiązać kontakt’ z Brynn. Widzą jej wspomnienia i daje sobie głowę uciąć, że na ich szarych obliczach widać przebłyski empatii. Wielki finał też możemy interpretować jako wynik ingerencji obcych, lub też kolejny etap nerwowego załamania bohaterki. No cóż, nie wiemy nic, choć sam wątek główny miał być teoretycznie taki nieskomplikowany i prostolinijny. Jest na czym pomyśleć, jest też na co popatrzeć, choć przyznam szczerze, że moje własne rozkminy zajmowały mnie bardziej niż samo śledzenie bieżących wydarzeń.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła: 7
Klimat: 8
Napięcie: 6
Zaskoczenie: 7
Zabawa: 6
Walory techniczne: 8
Aktorstwo: 8
Oryginalność: 7
To coś: 7
66/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz