Słoneczny – Andrzej Wardziak
Sławek Szatkowski ma czterdzieści lat, puste mieszkanie i pracę programisty. Nie ma już żony ani nikogo bliskiego toteż dość spontanicznie decyduje o podróży do Pragi, gdzie od lat mieszka jego ojciec. Udaje się na dworzec i wsiada do pociągu. Od tej chwili rozpoczyna się jego podróż, bodaj najdziwniejsza jaką ktokolwiek odbył, bodaj najkoszmarniejsza jaką można sobie wyobrazić.
Andrzej Wardziak, może być Wam znany jako autor takich powieści jak „Siódma dusza”, czy cyklu o zombie „Infekcja”. Mnie jego pióro było całkowicie obce toteż podeszłam do niego bez specjalnych oczekiwań. Szczęśliwym zrządzeniem losu dałam szansę właśnie „Słonecznemu”.
Przyznam Wam się, że widząc zakładkowy bilet kolejowy i tytuł „Słoneczny” usnułam w głowie wyobrażenie o horrorze rozgrywającym się w słynnych 'wakacyjnych pociągach’ jakim to zdarzyło mi się jechać w czasach studenckich nad morze. No, był to horror i trauma. Nic z tych rzeczy Moi Drodzy, moje ciemne fantazje się nie spełniły, zamiast trafić do przedziału pełnego ryczących dzieci trafiłam do pociągu rodem ze świata Grabińskiego.
W klimat powieści wchodzimy szybko, rzeczywistość świata przedstawionego od początku wydaje się kwestią umowną. Obraz jest mało klarowny, rozmywa nam się przed oczyma niczym oglądane zza szyby jadącego pociągu widoki. Nasz bohater szybko zaraża swoją melancholią i cynizmem, nie musimy długo czekać na jego pierwsze potknięcia. Koszmar jaki zaczyna przeżywać z chwilą gdy uczucie realności doświadczeń odchodzi w zapomnienie to ciemna materia, pełna traum i ropiejących ran. Przemierzając kolejne przedziały natrafia na widma wspomnień o ludziach, których losy zostały splątane z jego własnym. Nie bez przyczyny jest tu gdzie jest. „Ten pociąg nie pojedzie, jeśli ty w nim nie będziesz”. Ale dokąd trafi? Czy rozszarpie go wilk, czy zginie od ciosu nożem, czy może mieć ufność w słowa bezdomnego menela, kobiety w czerni, czy zmiennokształtnego konduktora?
Klimat powieści, poza tym, że ewidentnie pachnie Grabińskim skojarzył mi się z filmem „Karnawał duch” Harveya, horrorem, który można określić jako metafizyczny i to samo, myślę, można powiedzieć o powieści „Słoneczny”. Co bardzo mnie ujęło (aż pozwoliłam sobie zrobić wstawkę ze Staszewskiego), to 'podkład muzyczny’ do tekstu. W duszy bohatera wciąż gra muzyka, stary punk rock, ale i … Zbigniew Wodecki („… a my słoneczni…”) to sprawia, że tym bardziej czułam tę opowieść, nie tylko słowem, nie tylko wyobrażonym obrazem, ale i muzyką. Jestem oczarowana, ale i psychicznie sponiewierana, bo to nie jest wesoła historia. Im głębiej w nią wchodzisz tym ciemniej i duszniej.
Moja ocena: 9/10
Dziękuję wydawnictwu Vesper
Dodaj komentarz