Ghost house/ Dom duchów (2016)
Para zakochanych z Los Angeles, Julie i Jim, wybierają się na urlop do Tajlandii. W trakcie wycieczki poznają dwóch Brytyjczyków, którzy kuszą ich perspektywą odwiedzenia cmentarzyska porzuconych 'domów duchów’, czyli czegoś na kształt przydomowych kapliczek, które wedle wierzeń miejscowych zatrzymują w swoich wnętrzach duchy by te nie wkradały się do ludzkich siedzib.
Na miejscu Julie niefortunnie dotyka jednego z domów duchów, zabiera z niego fragment materiału, namówiona przez jednego z Brytoli. W tym samym momencie rozpętuje się piekło. Przede wszystkim rozgrywa się ono w głowie głównej bohaterki nie mniej jedna wszytko jet dziełem rozwścieczonego ducha.
„Ghost house” jest amerykańskim ukłonem w stronę kultury i wierzeń Tajlandczyków. Film kręcono w tym pięknym, barbarzyńskim kraju dosyć ciekawie wykorzystując jego ciemną stronę. Widzimy tu żebraków na ulicach, nieletnie prostytutki w knajpach i to na czym najbardziej się tu skupiamy, czyli obcujemy z religijnymi tradycjami w najmroczniejszej możliwie formie.
Pomysł wyjściowy niezbyt oryginalny, ale wypróbowany, bo podobne zderzeni kulturowe mieliśmy w „Krwawych wizjach„- Chiny i USA, czy w „Klątwie” – Japonia i USA. Fabularnie film może przypominać też „Drag me to hell„, ale niestety jeśli chodzi o wykonanie to wśród wymienionych tytułów wypada najsłabiej. Zdecydowanie nie jet to produkcja profesjonalistów, co wyraźnie da się odczuć. Zebrana tu ekipa potyka się wielokrotnie i na kilku obszarach.
W Tajlandii mamy wspaniałe plenery, bujną kolorystykę, niestety zdjęcia wypadają nijako a kolorystyka zdjęć jest po prostu mdła, jakby zabrakło tu profesjonalnego sprzętu albo solidnej obróbki.
To jednak nie razi tak bardzo jak aktorstwo. Tu jest naprawdę źle i gdyby nie solenna obietnica złożona przed seansem, że obejrzę i napiszę o tym filmie, wyłączyłabym go chyba. Zarówno odtwórcy ról pierwszoplanowych, czyli Julie i Jima jak i aktorzy wcielający się w postaci w dalszym planie rażą słabością warsztatu. Są mega sztuczni jakby pierwszy raz występowali przed kamerą a przecież nie mamy tu do czynienia z obsadą bez doświadczenia. Najbardziej urągałam na Scout Taylor- Compton w roli Julie. Widziałam ją już w remake „Halloween 2” i więcej oglądać nie chcę – widok jej twarzy mnie nie ucieszył, ani urody ani talentu.
Z powodu powyższych uchybień i z powodu kilku innych, które pewnie pominęłam, albo nazwać nie potrafię, film plasuje się poniżej średniej, a mógłby być dużo wyżej.
Scenariusz nie jest zły, choć w dialogi można by tchnąć więcej życia, ale z tą ekipą chyba nie dałoby rady więcej z tego wyciągnąć.
Pomysł jak wspomniałam mało odkrywczy mógłby się lepiej sprzedać w lepszym wykonaniu. Produkcja miała lepsze momenty, choć policzyć je mogę na palcach jednej ręki, to jeden z nich zasłużył w moich oczach na specjalne wyróżnienie: Scena w pokoju hotelowym, gdy Julie ogląda zdjęcia na aparacie – You know what I meen 😉 Bardzo udany chwyt.
Do seansu nie zachęcam, ale myślę, że stosownie ostrzeżeni możecie przejść prze niego bez bólu.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:5
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:4
Aktorstwo:3
Oryginalność:5
To coś:5
48/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz