Jericho Mansions/ Kamienica (2003)
W kamienicy Jericho Mansions mieszka kilku lokatorów. Każdy wiedzie swoje życie, niekiedy pełne udręk i różnego kalibru kłopotów. Wszystkich lokatorów dobrze zna dozorca, Leonard. Mężczyzna od lat nie opuszcza murów budynku, ponieważ cierpi na agorafobie. Do tego dokuczają mu nawracające zaniki pamięci.
Od pewnego czasu w kamienicy zaczyna źle się dziać. Właścicielka budynku, o wszystko obwinia dozorce. W końcu dochodzi do morderstwa, którego ofiarą pada jeden z lokatorów. Leonard postanawia dowiedzieć się co tak naprawdę wyprawia się w jego maluczkim świecie.
Już pewnie zauważyliście, że lubię filmy, których akcja rozgrywa się w starych kamienicach. Takie stare budynki mają zazwyczaj długa historię, skrywają w swoich murach nie jeden sekret. Stanowią doskonałą przestrzeń do zbudowania nieco klaustrofobicznego klimatu, bo twórców rzadko interesuje co dzieje się na zewnątrz.
Na takiej oszczędnej przestrzeni, żyje grupa filmowych bohaterów. Co ciekawe w filmowych kamienicach zazwyczaj żyją jacyś odszczepieńcy i dziwacy. Tworzą barwne stado, a ich wzajemne relacje są dużo bardziej pogmatwane niż można by się spodziewać. Każdy pilnuje swojego kawałka podłogi jak niepodległości, i często ma do ukrycia bardzo brzydkie sekreciki.
Nie inaczej jest w przypadku „Kamienicy” Alberto Sciammy. Ten film jest do prawdy mocno zakręcony. Opowiedziany pół żartem, pół serio tworzy dramatyczną historię kilku bohaterów, których losy splotły się za sprawą jednego budynku.
Najciekawsza postacią jest Leonard i to z nim będzie wiązać się najwięcej filmowych niespodzianek. Aktorska kreacja James’a Cann’a bardzo się tu przysłużyła. Nie wiemy, czy oto mamy przed sobą czarny charakter, twórcę całej intrygi, świra i mordercę, czy ofiarę spisku kogoś z lokatorów. Musimy sięgnąć daleko w historię kamienicy, przyjrzeć się z bliska każdemu z bohaterów, zwracać uwagę na szczegóły, by zrozumieć motywacje i połączyć ją ze skutkiem. Tak z marszu nie jest to wcale proste i to czyni ten obraz bardzo intrygującym.
„Kamienicę” nie łatwo przydzielić do jednego, konkretnego filmowego gatunku, bo mamy tu sporo część składowych, a każda pasuje gdzie indziej. Z jednej strony krwawy mord, tajemnica, złożone portrety psychologiczne, z drugiej spora porcja groteski, satyry, czarnego humoru. Myślę, że tworząc ten miszmasz twórcy nieco wzorowali się na „Delicatessen„. Idąc na kompromis można ten film określić thrillerem, ale pamiętajcie, że gatunkowe ramy są tu chwiejne.
Czy film się spodoba każdemu, tego w żadne sposób nie jestem w stanie zagwarantować. Jest dość dziwny, także narracyjnie, dużo tu niejasności i niektórych widzów może to zniechęcić. Jak dla mnie film całkiem dobry i godny uwagi.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:8
Klimat:7
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:7
66/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz