Cigarette burns (2005) – Masters of horror, sezon 1, odcinek 1
Namyślałam się długo w jakiej formie zrecenzować serie Master of horror. Początkowo myślałam o poświęceniu jednego wpisu na jeden sezon, tak jak to zrobiłam w przypadku „American horror story”, jednak doszłam do wniosku, że pomysł ten sprawdził się w przypadku „American horror story”, bo ten serial pomimo iż porusza różne watki to są one jednak ze sobą połączone w jedną całość wątku głównego. Tak nie jest w przypadku serii „Mistrzowie horroru”.
Każdy z 13 odcinków, każdego z dwóch sezonów, to zupełnie inny, 60 minutowy film, poruszający odrębne historie, stworzony przez różnych twórców.
Jak więc to podsumować w jednym wpisie?
W przypadku tej produkcji mamy do czynienia z bardzo nierównym poziomem poszczególnych filmów. Dużo jest klasycznego gore, ale nie zabraknie ghost story, horrorów komediowych. Są filmy żałośnie słabe jak i zadziwiająco dobre. Poszczególnych odcinków nie będę opisywać w kolejności emisji w TV, bo nie ma to większego znaczenia. Z resztą ani razu nie udało mi się obejrzeć tego serialu w telewizji. Filmy w formie dvd były do nabycia z magazynem „Mistrzowie horroru” stąd też mogłam się z nimi zapoznać.
„Mistrzowie horroru” rozpoczynają się na prawdę mocnym uderzeniem. „Cigarette burns” to obraz – bez wątpienia mistrza gatunku – Johna Carpentera. Jest to film ukazujący magię i potęgę kina. Mówi jak mocno dany twór filmowy potrafi wpłynąć na jego autora i na widzów. Początkowo tytuł filmu kompletnie nic mi o nim nie powiedział. Musiałam pogrzebać i dowiedzieć się czym są owe Cigarette Burns. Jest to termin, którym posługują się kinooperatorzy. Oznacza on małe plamki, jakby oparzenia, pojawiające się w rogu taśmy filmowej zwiastujące konieczność zmiany rolki. Carpener nadał im jednak znaczenie symboliczne i właśnie o tym jest jego film.
Łowca filmów – tych zapomnianych, tych trudno dostępnych- otrzymuje zlecenie od prywatnego kolekcjonera. Ma za zadanie odnaleźć „Le Fin Absolute du Monde” – podobno najstraszniejszy film wszechczasów, który tuż po premierze został wycofany, wszystkie taśmy z nim zostały zniszczone, a reżyser przepadł bez wieści. Kirby rozpoczyna śledztwo, które doprowadzi go na samo dno piekła, pogrąży w obłędzie i kto wie, może zabije?
Siłą tego obrazu jest jego sugestywność. Mroczne zdjęcia pełne cieni, przesyt surrealistycznych tworów podkręca wyobraźnie widza, która cały czas jest atakowana nowymi, jeszcze bardziej pokręconymi elementami dziwnej schizolskiej układanki.
Film nieco przypominał mi inny obraz reżysera „W paszczy szaleństwa” – z uwagi na temat obsesji na punkcie utworu – jednak jeśli chodzi o ilość brutalnych scen, niewyjaśnionych zdarzeń to tu Carpenter przeszedł samego siebie, a w końcu do czynienia mamy z zaledwie 60 minutowym filmem!
Okazuje się, że Cigarette Burns są niczym wrota do piekła. Wychodzą z nich największe koszmary widza i wkraczają do świata realnego. Wydają się tylko krwawą halucynacją jednak są jak najbardziej prawdziwe.
Moja ocena:
Straszność:10
Fabuła:8
Klimat:8
Zaskoczenie:7
Zabawa:7
Zdjęcia:10
Aktorstwo:7
Dialogi:7
Oryginalność:8
To „coś”:8
80/100
Dodaj komentarz