White Settlers (2014)
Małżeństwo Sarah i Ed przenoszą się z angielskiej metropolii na szkocką prowincję. Kupują solidny acz zapuszczony domek i przynależną do niego ziemie. Nie wiadomo co nasi bohaterzy planują robić na tym odludziu, po za cieszeniem oka pięknymi widokami i bzykaniem się w trawie. Jakiekolwiek by nie były ich plany szybko legną w gruzach, bo już pierwszej nocy po przeprowadzce ktoś złoży im nieoczekiwaną wizytę.
Każdy kto liznął odrobinę historii Wysp Brytyjskich wie, że angole nigdy nie byli mile widziani w Szkocji. Jak pokazuje thriller Simona Halligana wiele się w tej kwestii nie zmieniło zważywszy na to, iż nasz twórca twierdzi że inspirowała go historia autentyczna.
Wzięłam się za ten film nie przeczytawszy nawet jego opisu- czasami myślę, że jestem masochistką- nie wiedząc na co się tym razem napatoczę.
Początek filmu, czyli przejście od słonecznej sielanki wśród kamienistych ścieżek i zielonych pól, do mroku chatki pozbawionej prądu i dziwnych odgłosów dochodzących z podwórka, wprowadził mnie w adekwatny do gatunku filmu nastrój. Powiem więcej, sądziłam, że mogę mieć tu do czynienia z ghost story, bo nasi młodzi wprowadzili się do domu, w którym kojfnął pewien staruszek.
Główna bohaterka nie mogąc usnąć zmusza swojego męża by ruszył na zwiady. Ze zwiadów nie wraca, a oczom Sary wkrótce ukaże się zamaskowane oblicze intruza, a raczej intruzów. Dojść szybko okazuje się więc, że mamy tu do czynienia z home invasion. Jakby ktoś miał co do tego wątpliwości ujrzy gościa w masce z łba świni – nieśmiertelny chwyt , już nie wiem nawet w ilu filmach widziałam tak odstrojonego zbira. Wiemy, że coś się dzieje.
Akcja nabiera tempa i napięcie zaczyna wzrastać. Chłop gdzieś przepadł więc dama jego serca musi sobie radzić sama ze zgrają świniopasów. Umyka im dość zgrabnie, co pochwali każdy widz. Coś mi w niej jednak nie pasowało. Chyba jej aparycja, jakaś taka nieadekwatna do roli zastrachanej kobietki. Solidnie zbudowana, raczej mało kobieca bym rzekła wystawała po za schemat, w którym całym sobą tkwił ten film. Nie podobała mi się, ot co.
Jej ucieczka, próba uratowania mężusia etc. to sceny naładowane stosowną porcją napięcia. Dla amatorów mocniejszych ujęć też coś się znajdzie, bo nasza nimfa ma pierdolnięcie, trzeba jej przyznać.
W home invasion dość ważnym elementem jest nieznajomość motywu sprawców. Tu największym powodzeniem cieszą się filmy w stylu „Nieznajomych„.
W przypadku „White Settlers” sprawa szybko staje się oczywista, wystarczy dodać dwa do dwóch. Brak tu więc elementu zaskoczenia, jeśli idzie o temat 'czemu oni to robią i kim są’. Nie wiemy natomiast jakie zbiry maja zamiary. Osobiście stawiałam na zbiorowy gwałt na Sarze, ale ostatnio tylko gwałty mi w głowie przez te przechery z imigrantami.
Finał jest jednak inny. Tuż przed nim sądziłam, że zakończenie pozostanie otwarte jak w „Eden lake„, czyli możecie sobie tylko wyobrazić co się teraz stanie i tu każdy widz podług swoich zasobów fantazji dopisze sobie pointe, ale nie, pointa zostanie podana na tacy. Jaka? Pewno zobaczycie.
„White Settlers” to dość dobry film. Standardowy, ale całkiem dobry. Wprowadza w klimat, buduje napięcie, rozwija historie, budzi emocje. Wszytko jednak w ramach bezpiecznego standardu i bez większych westchnień.
Moja ocena:
Straszność:4
Fabuła:6
Klimat:8
Napięcie: 8
Zaskoczenie: 4
Zabawa:7
Walory techniczne: 7
Aktorstwo: 6
Oryginalność: 4
To coś: 6
60/100
w skali brutalności 2/10
Gość: Magda, *.adsl.inetia.pl napisał
Przeczytałam pierwsze zdania Twojej recenzji i się ucieszyłam. Młode małżeństwo wprowadza się do nowego domu na odludziu…. myślałam, że klasyczne ghost story o nawiedzonym domu- mój ulubiony gatunek.
Jednak nie 🙁
ilsa333 napisał
Mnie też tęskni się za dobrym ghost story. Ale jak się nie ma co się lubi…
Gość: Magda, *.adsl.inetia.pl napisał
Obejrzałabym nawet słaby film o nawiedzonym domu…..