The Gallows/ Szubienica (2015)
„Szubienica” to tytuł sztuki teatralnej, która po dwudziestu latach wraca na deski szkolnego teatru jednego z amerykańskich liceów.
W feralnym roku ’93 gdy wystawiano ją po raz pierwszy teatralny rekwizyt zadziałał lepiej niż przewidziano i zamiast inscenizacji powieszenia doszło do śmiertelnego wypadku.
Teraz, dwadzieścia lat później gwiazda szkolnej drużyny, Rese ma wcielić się rolę, którą Charlie Grimille przepłacił życiem. Za namową kumpla, który twierdzi, że z jego zdolnościami dramatycznymi narobi sobie tylko obciachu, Rese postanawia dopuścić się małego sabotażu i w noc przed premierą wraz z kumplem i jego dziewczyną zamierza zniszczyć scenografię, zniszczyć szubienicę. Niestety klątwa ciążąca nas sztuką nie pozwoli im na to.
Jak już wielokrotnie deklarowałam, przed seansem z danym filmem nigdy specjalnie nie zapoznaje się z okolicznościami powstania produkcji. Często nie zwracam nawet uwagi na nazwisko, twórcy, a tym bardziej nie oglądam trailerów. Zwracam uwagę na tytuł i w mniejszym stopniu na opis filmu, który często nijak ma się do jego treści. Interesuje mnie w zasadzie gatunek i tyle.
W przypadku „Szubienicy” było podobnie. Spodobał mi się tytuł, taki prosty i konkretny bez zbędnych przymiotników jakimi producenci lubią obsrywać tytuły w stylu 'mroczny/zabójczy/ śmiertelny/diabelski’, po prostu „Szubienica”.
Plakat promujący też wpadł mi w oko, teraz po seansie spokojnie mogę powiedzieć, że prezentuje on jedno z nielicznych udanych filmowych ujęć.
Nazwiska twórców nic mi nie mówiły, ale wytwórnia braci Warners to już klasa. Czyżby taki gigant dał szansę debiutantom? Jako że niskobudżetowe filmy świeżaków bywają bardzo pozytywnym zaskoczeniem rozochociłam się na tą całą „Szubienicę”.
Jak się szybko okazało zupełnie niepotrzebnie, bo już sam widok skaczącego obrazu kręconego z rączki znacznie przygasił mój entuzjazm.
Ale to nic. Początek filmu, czyli szeroki wstępniak prezentujący okoliczności mające doprowadzić do akcji sticte horrorowej prezentuje się nieźle. Takie głupkowate licealne zagrywki jako wprowadzenie do świata nielatów.
Po tym następuje rozwinięcie, czyli nocna wizyta naszych protagonistów w szkolnych murach. Tu widzimy ciemne korytarze i zakamarki, z których, jak podpowiada wyobraźnia, rychło wyłoni się jakiś rezydent zaświatów, działają dosyć sprawnie.
Nie dajcie się jednak zmylić, bo w jakiś osiemdziesięciu procentach filmów verite punkt kulminacyjny nie jest tym, na co warto czekać, bo ów punkt kulminacyjny zgodnie z moimi przewidywaniami sprowadza się do histeryczno chaotycznych sekwencji operatorskich, zwiedzania ścian i zbliżeń na zapłakane pyszczki coraz bardziej przerażonych małolatów.
Nijak nie mogłam dzielić z nimi tego przerażenia, bo poczucie irytacji, jakie wywołuje u mnie taki rozpiździel dominuje w gamie aktualnych odczuć.
Pojawia się kilka lepszych ujęć, ale można je policzyć na palcach jednej ręki i w porównaniu z masą nieudanych chwytów te udane wydają się przypadkowe.
Młodzi twórcy nie pokazali tu niestety nic nowego, a z ogranych chwytów wybrnęli bardzo słabo, bo niestety wbrew temu, co myślą nakręcenie dobrego paradokumentu nie jest sprawą prostą i do prawdy nie wiem kiedy do twórców takowych dojdzie, że nie wystarczy poskakać kamerą żeby wpędzić widza w popłoch. Pewnie gdybym zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to kolejny film z rąsi to osrałabym temat, mimo dobrze wyglądającego tytułu.
Z tego wszystkiego zapominałam wspomnieć o fabule, bo przecież jakaś fabuła tam była. Pokuszono się nawet o zastosowanie fabularnego twistu, niestety z rodzaju tych, które można skwitować lekkim westchnieniem znudzenia niż okrzykiem zachwytu.
O aktorstwie nie warto się wypowiadać, bo było nędzne. Miałam wrażenie, że bardziej dbano o utrzymanie w ładzie włosów naszych rozkrzyczanych małolatów niż o ich przygotowanie do odegrania tragedii życia. No, bieda.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:5
Klimat:5
Napięcie:4
Zabawa:4
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:2
Aktorstwo:4
Oryginalność:4
To coś:4
39/100
W skali brutalności:2/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Found-footage i wszystko jasne. Dobrych filmów w tej konwencji to na palcach jednej ręki można by zliczyć i to ręki drwala. 😉 Kilka scen się tu udało, ale cała fabuła dziurawa jak ser szwajcarski a aktorzy to raczej „aktorzy” w dużym cudzysłowie. 🙂 Mnóstwo dobrych horrorów trafia od razu na DVD/BluRay, a do kin na siłę wprowadza się takie koszmarki. Smutne to trochę.