February (2015)
W szkole z internatem w Bramford właśnie zaczynają się ferie zimowe. Dwie z uczennic, Kat i Rose nie wyjeżdżają od razu, muszą poczekać na przyjazd rodziców. To wówczas jedna z dziewczyn zaczyna zachowywać się w mocno niepokojący sposób. Tymczasem w w drodze do Bramsford pewne małżeństwo spotyka autostopowiczkę przedstawiającą się jako Joan i szukającą podwózki do miasteczka Bramford.
„February” to już drugi horror w dorobku Oza Perkinsa jaki miałam okazję zobaczyć w ostatnim czasie. „February” jest jednocześnie jego reżyserskim debiutem i mogę powiedzieć, że ten odraz spodobał mi się zdecydowanie bardziej niż jego „I am pretty thing…„.
Obydwie produkcje mają sporo wspólnych mianowników, szczególnie jeśli chodzi o formę filmowej narracji, jednak historia opowiedziana w „February” wydała mi się o wiele bardziej interesująca i przede wszystkim bardziej złożona, co doskonale kontrastowało z minimalistyczną formą. Dialogów w filmie mamy tyle co kot napłakał, akcja toczy się jak stary fiat przez zaspy, a straszne momenty, skoczne scenki, można policzyć na palcach jednej ręki. Jak wspomniałam podobnie jest w przypadku nowszego filmu reżysera, jednak tam ta oszczędność nie została szczególnie nadrobiona przez fabularny zamysł. Tu, niby nic się nie dzieje, a jednak się dzieje. Zakładam, że część z widzów może w ogóle nie załapać o co tu kurna chodzi i nie dlatego, że mam ich za idiotów tylko dlatego, że ta historia nie jest ani odrobinę klarowna.
Mamy tu dwie równorzędnie toczone narracje. Jedna to wydarzenia wokół Kat, młodziutkiej uczennicy szkoły z internatem, która zaczyna wykazywać objawy typowe dla opętania. Nie są one prezentowane w taki sposób jak robią to współczesne horrory i można to odnotować na plus, bo widzimy, że dzieje się coś niepokojącego, ale nikt nie biega po planie zdjęciowym z transparentem „Opętanie”.
Tę bohaterkę można by poddać solidnej diagnozie i trochę mnie korci by to zrobić, jednak myślę, że nie po to Perkins przemilczał pewne rzeczy bym teraz pozbawiła Was możliwości samodzielnej oceny sytuacji. Kat zdecydowanie budzi niepokój. Atmosfera wokół jej osoby jest gęsta i paranoiczna. Nie widziałam czym mam jej współczuć, czy się jej bać. Aktorska wcielająca się w jej rolę, zupełnie niepozorne stworzenie dała sobie doskonale radę.
Druga narracja to perspektywa niejakiej Joan, na oko parę lat starszej od Kat i Rose, która jak wskazują urwane retrospekcje nawiała z psychiatryka. Wydaje się jednak całkiem normalna w porównaniu z małżeństwem, które spotyka na trasie do Bramford. Mężczyzna w średnim wieku wykazuje dziwne zainteresowanie jej osobą, zwierza jej się, opowiada o rodzinnych tragediach.
SPOILER: Mężczyzna opowiada o morderstwie swojej córki, Rose, która została zamordowana w szkole z internatem. Kumacie cza czę? Tak, geniusze, to ta sama Rose, która została w szkole z Kat. Wiecie więc już, że narracja Joan to wydarzenia późniejsze rozgrywające się już po tym jak Kat oszalała. Ale kim jest Joan? Ano Joan to po prostu starsza wersja Kat. Dziewczyna przyjęła to imię, bo jak pamiętacie to o niejakiej Joan Rose opowiadała Kat gdy tej zaczynało już walić na główkę. Zaciukała kumpele i trafiła do szpitala skąd teraz zwiała. KONIEC SPOILERA.
Twist fabularny następuje z chwilą, gdy widza ma wreszcie szansę dodać dwa do dwóch i stwierdzić co łączy obydwie historie. Jak się nad tym zastanowić pomysł wcale nie jest mega kosmiczny, jednak sposób w jaki został zrealizowany to już nieco inna sprawa. Myślę, że gdyby ktoś inny go wykorzystał, wepchnął w standardową ramkę typowego współczesnego horroru, nie byłoby takiego wow, bo szybko zwąchalibyście o co chodzi.
Mimo, że jak wspomniałam, taka a nie inna forma bardzo służy fabule „February” to Oz Perkins nie do końca przekonuje mnie swoim stylem. Minimalizm minimalizmem, ale z tym też nie można przegiąć, bo śledząc tak opowiedzianą historię widz po drodze może stracić zainteresowanie i wtedy nici z 'Wow’, bo szare komórki zostały uśpione i widz nic z filmu nie skumał.
Ciężko mi polecić ten film komukolwiek mimo, że mnie się spodobał. Może jakiś poszukiwacz inności doceni Perkinsa, ale na arenie tendencyjnych apetytów ma marne szanse.
Moja ocena:
Straszność:2
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:7
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność:6
To coś:5
60/100
W skali brutalności:2/10
danaet napisał
Fajny film z klimatami Lynch’a 🙂 Nawet miejscami aktorzy grający w „Lutym” przypominali lekko „tweenpeaksowe” postaci. Film na plus i chociaż zagmatwany to przewidywalny 🙂
Ilsa… chyba oglądamy filmy online na tym samym serwisie bo co nie obejrzę to recenzja na Twoim blogu i na odwrót 😀
Gość: Aurelia, *.dynamic.chello.pl napisał
Kurczę, a mi się podobał, choć z początku nie byłam przekonana. Jak już zaczęłam łączyć jedno z drugim, to się wkręciłam. 🙂 Niby nie jest efekciarski, ale klimat tego filmu dla mnie był identyczny do Witch (Wiedźmy), taki surowy, odarty. Po prostu genialny.
A co do imienia Joan – jest w którymś momencie pokazane jak ucieka z psychiatryka, dusi pielęgniarkę i na jej plakietce jest imię Joan. 😉
Gość: Katek, *.dynamic.chello.pl napisał
Film zacny,przytłaczający,i faktycznie ma coś( Twin peaksowego).Jest oschły i dlatego sceny prawdopodobnego opętania,podnoszą ciśnienie u widza.Polecam.