Fear Zone : Strefa Strachu – Relacja
Zgodnie z obietnicą, mam dla Was relacje z mojej wizyty w Warszawskim Fear Zone – Stefie Strachu.
Wybrałam się tam w piątek, wraz ze swoją strażą przyboczną, bo jednak w duchu jestem tchórz i jak ktoś mnie zaprasza dziesięć metrów pod ziemię to mam pewne obawy.
Dojazd do budynku, gdzie znajduje się owa atrakcja nie jest trudny, ale polecam zaopatrzenie się w jakiegoś Janosika, czy inną nawigację. Chyba że jesteście Warszawskimi hipsterami wtedy żadne rewiry strefy Centrum nie powinny być Wam obce.
Zanim zostaniecie wpuszczeni w kanał, musicie podpisać cyrograf, w którym zrzekacie się przemocy fizycznej wobec napotkanych w Strefie Grozy stworów, to bardzo ważne, Moi Drodzy. Jak już zadeklarujecie, że będziecie grzeczni zaczyna się zabawa. Od czego? To było dość szokujące jak dla mnie. Nie powiem więcej, ogólnie niewiele powinnam Wam zdradzać, jeśli chodzi o szczegóły, żeby nie zepsuć fun’u.
Skupię się więc na moich subiektywnych wrażeniach.
Po pierwsze, jako cwana bestia ulokowałam się w środku wycieczki. Jeden towarzysz przecierał szlak, drugi obstawiał tyły, więc większość nieszczęść na szlaku dopadała właśnie ich. Nie przyznają się do tego, ale wyszli spoceni z emocji i wytrzeszczem gałek ocznych. Dzielni chłopcy.
Szliśmy więc w grupie trzyosobowej, więc było dość ciasno. Ciągle ktoś na kogoś wpadał, trzeba było pilnować się, żeby nie odłączyć się od grupy.
Nad naszym bezpieczeństwem czuwała osoba z obsługi pilnująca tego, co dzieje się na monitorach — tak wszytko jest nagrywane — więc tchórze więksi ode mnie mogę odetchnąć z ulgą, bo w razie zapaści, czy innego nieszczęścia będziecie ratowani. Istnieje też coś takiego jak hasło bezpieczeństwa, więc jeśli będziecie już krańcowo przerażeni, wystarczy je krzyknąć z zostaniecie odprowadzeni do mamusi;)
Z tego co usłyszałam od organizatorów atrakcji były grupy, które odpadały już w przedbiegach, więc nie ma czego się wstydzić.
My wytrwaliśmy do końca. Spędziliśmy tam równo półgodziny, choć wydawało mi się, że minęło raptem dziesięć minut.
Gdy schodzicie do podziemi jest całkiem ciemno, otrzymacie lichą latareczkę. Korytarze są ciasne, ciemne, pełno kurzu, coś śmierdziało. Żeby przejść od popieszczenia do pomieszczenia, musicie jakoś sforsować drzwi, łatwo nie jest, trzeba się naszperać w ciemności, znaleźć klucze etc.
Oczywiście co i rusz jesteście atakowani, przez co? Chyba przez wszystko. Ja miałam wrażenie, że atakują mnie nawet ściany. Pojawiają się tu postaci ze znanych horrorów, wyglądają bardzo… żywo i niektórzy wpadają z takim impetem, że można dostać zawału.
Nie zaznacie tam spokoju, bo co chwilę coś Was spotyka. Pełen zakres wrażeń somatycznych. Wcale się nie dziwię istnieniu cyrografu, bo autentycznie w panice można komuś zrobić krzywdę.
Wystrój Strefy jest zajebiaszczy, bardzo horrorowy, każde pomieszczenie jest dopieszczone, stosownie klimatyczne. Ile jest ich w sumie? Nie mam pojęcia, zostaliśmy przepędzeni przez nie jak przerażone bydło i nikt nie liczył, ani czasu, ani nie szacował objętości przestrzeni. Niektóre z atrakcji zapamiętam na bardzo długo, a i tak, jak wspomniałam mnie atakowano najmniej, bo skutecznie się ukrywałam za towarzyszami;)
Jeśli chodzi o poziom straszności to otrzymaliśmy wersję standard. Poziom straszenia jest dostosowywany do grupy, jeśli na monitoringu widać, że grupa jest oporna na lęk wytaczane są cięższe działa, analogicznie w sytuacji, gdy grupa jest wyjątkowo tchórzliwa, wtedy traktowani są bardziej lajtowo.
Osobiście w pełni polecam. Koszt wejściówki jest niewielki, a wrażenia murowane. Zamiast oglądać horror, możecie go przeżyć;)
Będę poszukiwać tego rodzaju atrakcji i w miarę możliwości zwiedzać takie miejsca. Chcecie mi coś polecić, śmiało, piszcie.
Jeśli jesteście zainteresowani udziałem w takiej wyprawie zapraszam na stronę: http://fearzone.pl/ lub fanpage: https://www.facebook.com/Fearzone/ po dalsze instrukcje.
Udział w wyprawie możecie również wygrać w moim blogowym konkursie. Macie jeszcze czas do jutra. Szczegóły TU.
Gość: , *.dynamic.chello.pl napisał
Horror house na ul wilczy