Funhouse/ Lunapark (1981)
Amy, Buzz, Liz i Richie wybierają się w sobotni wieczór do lunaparku. Karuzele i inne typowe dla takiego miejsca rozrywki szybko m się nudzą, więc postanawiają spożytkować resztę nocy na swój własny sposób. Zostają w lunaparku, palą trawkę i urządzają partyzanckie macanki w tunelu strachu.
Przypadkowo stają się świadkami sekretnego życia mieszkańców lunaparku. Widzą jak zamaskowany mężczyzna napada na wróżkę i zabija ją. Co gorsza krewniak mordercy odkrywa ich nielegalną bytność na swoim terenie. Dwaj rezydenci lunaparku postanawiają zapolować na młodych.
„Lunapark” jest dość typowym teen slasherem, jakich sporo powstało na przełomie lat ’70 i ’80. Jego reżyserem jest Tobe Hopper, powszechnie znany jako twórca „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”.
Fabuła „Lunaparku” może być Wam znana także dzięki książce powstałej na szczątkach scenariusza, której autorem jest Dean Koontz.
Akcja filmu rozwija się w oparciu o klasyczny schemat slasherów. Czworo młodych przyjaciół chce zaznać rozrywki w sobotnią noc. Udają się do lunaprarku mimo, że nie jest to miejsce cieszące się najlepsza opinią. Rok temu w jego okolicy doszło do podwójnego morderstwa. Nastolatki nic sobie z tego nie robią.
Przyglądamy się ich sylwetkom w czasie obszernego filmowego wstępniaka. Nikt z nich raczej nie wzbudzi w nas sympatii. Są głupawi i płytcy, nawet final girl nie jest szczególnie godna współczucia. Po za zapoznaniem z bohaterami jest to też czas na zapoznanie się z miejscem akcji i tu jest zdecydowanie ciekawiej.
Klimat wesołego miasteczka w całej swojej upiorności i dziwności budowany jest już od napisów początkowych. Podobały mi się też sceny początkowe pokazujące złośliwy żart młodszego brata Amy, który nastraszył ją nie na żarty odtwarzając słynną scenę prysznicową z „Psychozy„. Powolny przejazd po wystroju pokoju młodego miłośnika grozy też wypada dobrze. Ogólnie jeśli chodzi o tło opowieści to jest chyba lepsze niż sama jej treść. Choć treść zła przecież nie jest. Wyłączając kreacje protagonistów z góry skazanych na śmierć wszytko inne wypada dobrze.
Antybohaterzy, ojciec i jego zmutowany syn tworzą wspólną linię obrony przed światem zewnętrznym. Stary zdaje sobie sprawę z ułomności syna i za najważniejsze uważa utrzymanie go w środowisku podobnym jemu dziwolągów i upartą ochronę przed wzrokiem środowiska zewnętrznego.
Nasz potwór mimo potwornej powierzchowności nie może jednoznacznie budzić niechęci. Wiele scen jednocześnie pokazuje, że nie jest walniętym sadystą, a raczej przerażonym i wrażliwym osobnikiem, który reaguje nad wyraz 'żywo’ na zranienia. Zabijanie jest dla niego rodzajem obrony. Temat skojarzył mi się więc nieco z fabułą „Dziwolągów„,a to bardzo ciepłe skojarzenie i stawia tę w gruncie rzeczy prostą fabułę w zupełnie innym świetle.
Wizualnie film nie obfituje w sceny szczególnie drastyczne, a przestrach atakowany bohaterów, czy upiorny wrzask atakującego ich mutanta momentami wypada bardziej groteskowo niż strasznie. To zapewne ina niezbyt sprawnego warsztatu aktorskiego, tak często spotykanego w filmach z gatunku slasher.
Reasumując jest to na pewno twór skierowany do miłośników starego nurtu, ci będą w stanie wybaczyć potknięcia jak prostota kreacji protagonistów i słaby warsztat aktorski i docenić to co dobre, czyli klimat upiornie wesołego miasteczka i niejednoznaczną charakterystykę antybohaterów.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:9
Napięcie:6
Zabawa:6
Zaskoczenie:5
Walory techniczne: 7
Aktorstwo:5
Oryginalność:6
To coś:7
61/100
W skali brutalności: 2/10
Gość: Buffy1977, *.lubawka.net napisał
Nigdy nie przepadałam za tym filmem:/ Wolę książkę.
ilsa333 napisał
Nie czytałam książki, ale słyszałam, że jest lepsza, co mnie z resztą nie dziwi.
janemary25 napisał
widziałam i w gruncie rzeczy wiele zależy od nastroju. Tego wieczoru miałam chętkę na takie kino. Nie zawiodłam się ;D obejrzeć można cudów tu nie ma jest sztampowy ale w sumie na wieczór z pop cornem i przyjaciółmi – jest git