Innocence (2014)
Szesnastoletnia Beckett po śmierci matki przeprowadza się wraz z ojcem, pisarzem, do Nowego Jorku. Tam wydawczyni mężczyzny, Natallie załatwia dziewczynie miejsce w prestiżowej szkole prywatnej, Hamilton. Gdy Beckett rozpoczyna naukę szybko orientuje się, że w placówce roi się od tajemnic. Samobójcza śmierć jeden z uczennic tylko utwierdza ją w niepokoju.
Gdy zobaczyłam plakat promujący film miałam pewne obawy, bo trochę zajechał mi „Zmierzchem„. Z drugie strony opis fabuły dawał nadzieję na film pokrewny „Moth diaries„: stara szkoła, tajemnice, śmierć nastolatki… Ostatecznie się skusiłam.
„Innocence” w reżyserii Hilary Brougher, jednocześnie scenarzystki, wspieranej – tu niespodzianka – przez Tristine Skyler („Blair Witch project 2″) powstał w oparciu o powieść Jane Mendelshon pod tym samym tytułem. Książki nie znam i pewnie nie poznam, bo żaden z trzech tytułów jakie opublikowała Mandelshon nie trafił na polski rynek wydawniczy.
Film w ogólnym wrażeniu jest raczej średni. Plakietka horroru nie do końca do niego pasuje, bo nie ma szansy przestraszyć nikogo kto już opuścił przedszkolne mury.
To bardziej taka opowieść z elementami mrocznej fantastyki skierowana do młodej grupy odbiorców. Ma jednak swój urok i mimo iż nie do końca trafił w mój gust jakoś nie mam serca go obśmiać.
W scenariuszu krył się potencjał na kino grozy, bo sam pomysł na 'tajemnicę starej szkoły’ był niezły. Nie zdradzę Wam o co chodzi, bo nie chcę go całkiem obnażyć. Jednak droga do jej odkrycia to tylko teen horror nic ponad to. Perypetie Beckett, podryw na deskorolkę i ogólna nieporadność w ocenie sytuacji wytrąca z rytmu śledzenia właściwej akcji, czyli tego co nadnaturalne i groźne.
Mamy tu kilka niezgrabnych ukłonów czynionych w stronę gatunku grozy, kilka lepszych scen, jak ujęcie z herbatką.
Podobały mi się też kreacje antybohaterek, zarówno od strony aktorskiej jak i estetycznej prezentują się bardzo dobrze. Niestety nie bardzo mogę pochwalić odtwórczynie roli naszego niewiniątka. Jej aktorstwo było usypiające. Na twarzy Beckett zupełnie nic się nie działo, snuła się po kolejnych kadrach jak upalony ziomal.
Pochwalę natomiast zdjęcia, szczególnie ich kolorystykę i umiar w używaniu efektów specjalnych.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła:5
Klimat:7
Napięcie:4
Zabawa:6
Aktorstwo:6
Walory techniczne:7
Zaskoczenie:5
Oryginalność:5
To coś:5
53/100
W skali brutalności:0/10
Mnie się podobał chociaż na początku powiało nudą ale na ciche zimne wieczory polecam Zresztą to oczywiście rzecz gustu