Animal (2014)
Grupa przyjaciół, Alissa, jej brat, guru survivalu Jeff, jej chłopak Matt, jej przyjaciółka i jednocześnie dziewczyna brata, Mandy 'sexy chick’ oraz wyrzucony poza nawias kumpel gej, Sean, wyruszają do malowniczego Holland Creek by… pospacerować po lesie.
Ich plan działania od początku był dla mnie nie jasny, ale cała historia i tak sprowadza się do tego, by spacerowicze spotkali na swojej drodze dziwne zmutowane zwierze, podobne zupełnie do niczego. Zwierzę to zapędza ekipę do leśnej chaty, gdzie wcześniej zabunkrowali się inni nieszczęśnicy. Reszta fabuły to próba przetrwania.
„Animal” raczej nie doczeka się pochlebnych opinii, i nawet mi go trochę szkoda, bo wcale nie jest bardziej idiotyczny niż większość jego pokroju produkcji. Ot mamy jakieś dziwne zwierzę, które żyje w lesie i żyw się turystami.
Jego wygląd jest eh… nie chciałam używać określenia żałosny, ale cały czas to właśnie ono plącze mi się po głowie. Nikt z twórców nie miał pomysłu jak straszydło powinno wyglądać i wyszła trochę takk przerośnięta bezwłosa wiewiórka.
Postaci osób, którym przyjdzie zmierzyć się z wiewiórem również nie wybiegają ponad standard. Jest bystra Aliissa, jest słodka Mady, jest dzielny Jeff, jest zakochany Matt i jest chudy, zabawny, gej.
Ekipa do której dołączają w chacie (przynajmniej ci, którzy do niej dotrą) to z kolei opanowany Carl, jego histeryczna żona Vicky i Doug, któremu przypadła rola zimnego skurwysyna nieustannie kombinującemu, kogo by tu podstawić bestii w ramach przynęty.
Nie mogę powiedzieć żeby film zaskakiwał czymkolwiek po za zadziwiająco poprawną realizacją. Nawet aktorstwo jest przyzwoite i choć bestia wygląda tak jak wygląda, to spełnia mimo wszytko swoją rolę.
Niezłe zdjęcia, choć jak na animal atack prezentują trochę za mało wywleczonych, na wpół skonsumowanych flaków. Wszystko trąci pewną naiwnością, a zachowania protagonistów, wybitnie skojarzyły mi się z przygodami przyjaciół „Scooby Doo”. Co z kolei nie okazało się wcale idiotycznym tropem, bo jedna ze scenarzystek pracowała właśnie przy tej bajce. Reżyser obrazu wybił się, choć nie wiem, czy można mówić tu o wybiciu, po tym jak swój krótkometrażowy horror przerobił na pełny film – mowa tu o „Husk”.
Słowem podsumowania mogę powiedzieć, że film wcale nie prezentuje się tak źle jak się spodziewałam, więc jeśli ktoś ma ochotę na coś lekko strawnego to może skonsumować „Animal”.
Moja ocena:
Straszność:6
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:7
Zabawa:6
Zaskoczenie:4
Oryginalność:3
To coś:6
Aktorstwo:6
Walory techniczne:5
55/100
W skali brutalności: 2/10
automator1 napisał
Nie zawsze horror musi być w 100 % idealny ważne żeby wystraszył.
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Generalnie niskobudżetowy, bardzo przeciętnie wykonany i zagrany horrorek, w oczywisty sposób jadący na wyświechtanych gatunkowych kliszach (wśród piątki bohaterów, których poznajemy na początku mamy oczywiście: lalunię, dziewczynę prawą i odważną, mięśniaka, miłego chłopca i głupka – czyli standard, który nie dość, że setki razy był wykorzystywany, to jeszcze go wypunktowano niedawno w „Cabin in the Wods”, scenarzysta najwyraźniej się nie przejął). Ale wszakże film oprócz tego, że w swej przeciętności nie robi się żenująco słaby i da się go bezboleśnie, a nawet i momentami przyjemnie oglądać, to ma jeszcze ważne 3 i pół zalety:
– po 1. w odmętach współczesnych horrorów o duchach albo psycho-zabójcach porusza zapomnianą tematykę potworów, popularną w kinie lat 80.-90.
– po 2. robi to bez konwencji found-footage i żadnej innej trzęsącej się kamery.
– po 3. robi to także bez odrobiny CGI, a choć można ponarzekać na wykonanie stworów, to przynajmniej uzyskano to klasycznymi metodami i za to wielkie brawa.
I jeszcze wspominane pół zalety niech będzie na fakt, że mimo sporej schematyczności filmu może być zaskakującym, którego bohatera scenarzysta wybrał, by przeżył walkę z potworkami. 😉
ilsa333 napisał
Jak zawsze ładnie to ująłeś. Wiesz, że czekam na Twoją recenzję konkursową, Koprze?