Twixt (2011)
Trzeba przyznać, że Coppola zaskoczył tą produkcją. Nie jest to jednak miłe zaskoczenie, mimo iż wiele rzeczy podobało mi się w tym filmie.
Pozwolę sobie trochę przybliżyć fabułę… Pisarz z problemem alkoholowym i kryzysem weny trafia do małego sennego miasteczka gdzie ma „promować” swoją książkę. Poznaje tam ekscentrycznego szeryfa, który jara się strasznymi historiami inspirowanymi lokalnymi legendami. Wciąga w to wszytko pisarza, który trochę odlatuje nam w kosmos w tym całym zamieszaniu. Spotyka pewną eteryczną dziewczynkę (młodszą Fanning) o dźwięcznym imieniu Virginia, popija whisky z Edgarem Allanem Poe i pakuje się drobne kłopoty w związku z tajemniczymi morderstwami i próbami ich rozwikłania.
Podobał mi się owiany mgłą tajemnicy motyw twórczością Poe’go, podobały mi się pijackie dyskusje mistrza i pisarzyny, podobał mi się nastrój opowieści i fantastyczne zdjęcia. Ale Coppola poległ na polu konstrukcji fabuły.
To zabawne, że opowiadając o autorze, który ma problem ze swoją twórczością sam się tym kryzysem zaraził.
Czegoś mu zabrakło. Polotu? pomysłu?
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła: 6
Klimat: 8
Dialogi:8
Zdjęcia:9
Aktorstwo:7
Zabawa:6
„To coś”: 6
oryginalność: 7
zaskoczenie: 5
64/100
Dodaj komentarz