Stevie (2008)
Aż dziw bierze, że po obejrzeniu tylu niemal identycznych historii (dziecko, wymyślony przyjaciel, straszne, tajemnicze wydarzenia) nie tracę entuzjazmu wobec tego tematu.
Bohaterami filmu jest małżeństwo borykające się z problemami. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, para dopatruje się ratunku w nowym członku rodziny. Adoptują więc śliczną jak laleczkę dziewczynkę, która jednak okazuje się mieć pewne problemy. Tu zaczyna się śledztwo bystrej mamuśki. Odkrywa, że Isabela ma wymyślonego przyjaciela, którego obarcza winą za pewne budzące niepokój wydarzenia. Bystra mamuśka w czasie osobistego śledztwa odkrywa co może być przyczyną takiego zachowania córki.
„Stevie” niczym mnie nie zaskoczył. Co prawda pojawia błędny trop i element niespodzianki pod koniec seansu, ale nie urzekło mnie to do końca, nie zmroziło krwi w żyłach.
Moja ocena:
Straszność: 2
Fabuła:6
Aktorstwo:6
Zdjęcia:7
Dialogi:5
„To coś”:6
Oryginalność:4
Zaskoczenie:6
Klimat:6
Zabawa:6
54/100
Dodaj komentarz