The Limehouse Golem/Golem z Limehouse (2016)
W Limehouse w Londynie grasuje morderca. Jego zamiarem jest stworzenie wiekopomnego dzieła, choć metoda opiera się na destrukcji. Nieznany sprawca odbiera życie kolejnym osobom. Rozwiązanie zagadki kryminalnej przypada w udziale sędziwemu acz niedoświadczonego w sprawach zabójstw detektywowi. John Kildare swoją uwagę kieruje na osoby związane z miejscowym teatrem.
Tytuł filmu „Golem z Limehouse” był mi znany bowiem istnieje książka pod tym tytułem autorstwa Brytyjczyka Petera Ackroyda. Niestety nie miałam okazji jej przeczytać. Wiem o niej tyle, że w pewnym stopniu opisana w niej historia nawiązuje do postaci Kuby Rozpruwacza. Na ile to prawda nie wiem. Moje rażenia po filmie raczej nie są spójne z tą teorią. Ale wiadomo, dziewiętnastowieczna Anglia równa się Kuba Rozpruwacz.
Obraz Juana Carlosa Mediny („Granice bólu„) kategoryzowany jest jako horror jednak jest w tym pewna przesada. Horror z niego żaden, bo ani nie stara się stworzyć atmosfery grozy, ani nie posuwa się do mainstreamowych zabiegów mający wywołać gwałtowną reakcję lękową.
Fabularnie jest to kryminał, przy dobrych wiatrach thriller. Klimat epoki został nieźle oddany, ale zabrakło mi tu autentyczności, bowiem wizualnie jest dość plastikowo, a nie sprzyja to mrocznej atmosferze, która powinna być atrybutem filmu o seryjnym zabójcy.
Nie wiem jak filmowy scenariusz ma się do oryginalnej wersji literackiej, więc nie mogę jej pochwalić ani skrytykować na zasadzie porównań. Ogólnie mówiąc, historia jest niezła. Styl narracji zakłada byśmy przyglądali się kolejnym podejrzanym o straszne zbrodnie. Każdy zostaje wzięty pod lupę przez bystrego śledczego. Wszytko jednak zmierza do tego by finał zaskoczył widza. Czy mnie na serio zaskoczył, tu mam wątpliwości.
SPOILER: Dobitność z jaką zaznaczano charakterystykę naszej Lizzie od razu kierowała podejrzenia w jej stronę. Bystra, ambitna, z tęgą traumą za sobą.KONIEC SPOILERA.
Technicznie, jak wspomniała, trochę zbyt plastikowo. Aktorzy wypadają nie najgorzej z drobnymi wyjątkami. Tak, po raz kolejny przekonałam się, że pięknooka Olivia Cook aktorką jest marną. Dostała tu główną rolę, ale moje oczy i tak kierowały się na Marie Valverdę, która niesprawiedliwie robiła za trzeci plan.
Reasumując, mogło być o wiele lepiej. Myślę, że ta historia miała o wiele większy potencjał niż to co zobaczyli w niej twórcy filmu. Ale o tym przekonam się dopiero gdy przeczytam książkę.
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:6
Klimat:6
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:6
Aktorstwo:6
Oryginalność:4
To coś:5
53/100
W skali brutalności:1/10
Dodaj komentarz