1922 (2017)
Wilfred James, farmer w średnim wieku przeżywa poważny kryzys małżeński. Jego żona Arlette pragnie przenieść się do miasta zabierając ze sobą nastoletniego syna małżonków i spieniężając swoją część ziemi uprawnej. Mężczyzna nie wyobraża sobie takiej wizji przyszłości. Jeśli Arlette sprzeda ziemie zainteresowanym kupcom jego farma będzie teraz sąsiadować z ubojnią, a pola uprawne zaleją świńskie flaki. Obawia się też utraty kontaktu z synem tego, że ten po przeprowadzce do miasta już nigdy nie przyjmie ojcowskiego spadku. Wilfred jest zdesperowany do tego stopnia, że namawia swojego syna do zamordowania matki. Manipuluje nim na tyle, że chłopak się godzi. Kiedy Wilfred wraz z Henrym podrzynają gardło Arlette jest rok 1922 i wtedy wszytko się zaczyna…
„1922” to kolejna tegoroczna produkcja filmowa zainspirowana twórczością Stephena Kinga. To też kolejny po „Grze Geralda” obraz Netflixa.
Fabuła filmu czerpie z opowiadania zawartego w zbiorze „Czarna bezgwiezdna noc” noszącego tytuł „1922”. Tytuł to oczywiście wskazówka odnośnie czasu akcji, która rozpoczyna się właśnie w roku 1922, gdzieś na południu Stanów Zjednoczonych, gdzie tradycja nakazuje kochać ziemię, aż po grób – nie ważne już czyj.
Narratorem opowieści, bazującej na uwielbianej przez Kinga retrospekcji jest farmer Wilfred James. Snuje on swoją opowieść w jakimś zapadłym moteliku gdzie sprowadziły go koleje losu i jego własne złe wybory. Wraca pamięcią do 1922 roku, najgorszego roku swojego życia, jak deklaruje, by przywołać wspomnienia o tym jak stracił wszytko.
Film bardzo fajnie oddaje gawędziarski styl Kinga, kształtując scenariusz na wzór przypowieści z morałem.
Właściwa akcja zaczyna się od konfliktu małżonków. Arlette ma wyraźnie inne potrzeby niż mąż i teraz zamierza zacząć je realizować. Pan James widzi to inaczej. Jest przywiązany do ziemi i nie wyobraża sobie życia nigdzie indziej. Mimo iż obraz ich małżeństwa widzimy tylko w wielkim skrócie, to wyraźnie widać, że ich relacja została zdominowana przez gorycz rozczarowania wspólnym życiem. Złe emocje są tak nagromadzone, że Arlette na złość mężowi zamierza sprzedać swoją część ziemi rodzinie zajmującej się ubojem bydła. On zaś posunie się do ostateczności by uniemożliwić jej wcielenie planu w życie. Mężczyźnie udaje się przekonać syna by ten pomógł mu w zamordowaniu matki. Oczywiście zdarzenie to staje się punktem, w którym młody chłopak zacznie oddalać się od ojca.
Jeśli w tym miejscu sądzicie, że Wilfred James jest archetypicznym antybohaterem, bezwzględnym okrutnikiem to się mylicie. Poznamy go jako inteligentnego, wrażliwego człowieka którego postawiono pod ścianą. Nie jest wiejskim chłopkiem roztropkiem, na którego można najwyżej pogardliwie splunąć. Mnie jego postać bardzo zaciekawiła, bo jest niejednoznaczna i złożona. Jest generalnie siłą tej opowieści.
Jak wspomniałam rok zamordowania żony to dopiero początek tej historii. Od chwili gdy zwłoki Arlette James spoczną w studni na terenie gospodarstwa na farmie i jej mieszkańcach zaczyna ciążyć klątwa. Znajdzie się tu spora przestrzeń na zjawiska niewytłumaczalne, które skutecznie przekuto na wizualne wrażenia typowe dla gatunku grozy. Jednak pamiętajcie że jest to opowieść, która zrodziła się w głowie Kinga, a głównym źródłem strachu w jego twórczości wcale nie są zjawiska nadnaturalne tylko ludzie i ich czyny. Sprawne sportretowanie ludzkiego dramatu to główna siła napędowa tego filmu.
W moim przekonaniu ta ekranizacja diabelnie się udała. Nie tylko jako horror, jako film generalnie. Twórcy, który mimo iż nie miał wielkiego doświadczenia udało się zaangażować wprawnych aktorów i ekipę która zadbała o doskonałe wrażenia wizualne. Nie wiem tylko co powiedzą fani wersji oryginalnej, czy wszytko się zgadza? No, nie wszytko. Ja skupiając się na efekcie finalnym stwierdzam, dobra rzecz.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:8
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:8
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:8
Aktorstwo:8
Oryginalność:7
To coś:8
70/100
W skali brutalności:1/10
czy tylko mi się wydaje, że na ekranizacjach Kinga krąży jakieś fatum bo rzadko, które (chyba tylko lśnienie) sie udało. jeśli chodzi o 1922 to chyba tylko zasługa netflixa że film wygląda profesjonalnie i że z dość nieciekawego opowiadania udało sie coś wykuć. Ogólnie może takie wrażenie mam przez niechęć do Kinga bo za każdym razem gdy sięgałem po jakąkolwiek jego książkę to odczuwałem rozczarowanie, możliwe że miałem zbyt wielkie oczekiwania słuchająć od masy osób komplementy o jego książkach.
No i Netflix wypadł lepiej niż tegoroczne Kingowskie kinówki.
Zgadzam się, Meb90. Jak jeszcze zmierzyłam się z „Mroczną wieżą” to już całkiem jetem tego pewna.
Antek, ja mam takie zdanie, że ekranizacje książek i opowiadań Kinga często są dużo lepsze niż same pierwowzory np. „Lśnienie” Kubicka, „1408”, czy „Skazani na Shawshank”. Oczywiście zdarzają się wtopy, ale biorąc pod uwagę fakt, że lwia część twórczości Kinga została zekranizowana, ciężko żeby wszystkie co do jednej były udane.