Gracefield incydent (2017)
Małżonkowie Matt i Jessica udają się wraz z czwórką przyjaciół na weekendowy wyjazd do Gracefield by wypocząć i poimprezować w domu nad jeziorem. Po dotarciu na miejsce rozkręcają party, ale tuż po zmroku imprezowy nastrój przerwa niespodziewany incydent. Bohaterzy zauważają błysk na niebie i postawiają sprawdzić co też rozbiło się w okolicznym lesie. Znajdują coś co przypomina kawałek skały i postanawiają zabrać to ze sobą. Wkrótce zorientują się, że w okolicy grasuje stwór o nieprzyjaznych zamiarach.
„Gracefield incydent” to horror sci- fi traktujący o spotkaniu z kosmoludami. Nakręcony został w formule found footage za niewielkie pieniądze. Ostatnio miałam okazję oglądać coś w bardzo podobnym stylu i nie było źle. Niestety nie mogę tego powiedzieć o „Gracefield incydent”. Film jest po prostu mierny i nie dajcie się zwieść zachętom co poniektórych internautów.
Wszystko od A do Z jest tu złe.
Zacznę od podstaw: W konwencji paradokumentu liczy się naturalność i zbudowanie jak największego realizmu. Tu nie ma na to szansy i nie tylko ze względu na temat filmu, czyli spotkanie z ufo.
Scenariusz aż kipi od nonsensów i pomyłek, a dialogi są tak durne i nierzeczywiste, że trudne do zaakceptowania nawet w kinie sci-fi. Aktorstwo po prostu leży, zaś wkładane w usta tych miernych aktorów wypowiedzi to już kopanie leżącego.
Najgorszy jest jednak odtwórca głównej roli, naszego final boy’a Matta. Facet jest żałosny i bredzi jakby się denaturatu opił. Jak się stało, że został tu obsadzony? A no tak, jest też reżyserem i scenarzystą. To ci fart. Jednym słowem wszystkie największe 'atuty’ produkcji zawdzięczamy jednej osobie;)
Jest to film kręcony z ręki, można rzec 'kręcony z oka’, bo nasz bohater zafundował sobie kamerę w sztucznej gałce. Oko parę razy mu wypada, zostaje wylizane przez psa, ale Matta to nie zraża.
Jeśli miałaby wymieniać wszystkie pomyłki logiczne w scneriuszu zabrakło by mi dnia, więc powiem tylko, że takiego szeregu durnych rozwiązań dawno nie widziałam w jednym filmie. Upchano tu motywy ze „Znaków„, „Dnia niepodległości” i paru innych produkcji, zmiksowano i wylano na bogu ducha winnego widza.
Przesłanie tego całego zamieszania jest równie wartościowe co wczorajsze piernięcia,a obleczone w taki patos, że apel smoleński jest przy tym chowa.
Drodzy Państwo, odradzam seans z „Gracefield incydent”…
Moja ocena:
Straszność:1
Fabuła:3
Napięcie:4
Klimat:4
Zaskoczenie:4
Zabawa:3
Walory techniczne:3
Aktorstwo:2
Oryginalność:3
To coś:3
30/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Michał, 194.29.130.* napisał
Moim zdaniem nie jest tak żle 🙂
ilsa333 napisał
A co jest dobre?:)
Gość: , *.neoplus.adsl.tpnet.pl napisał
Oj balony…smartfon/I Phone może nawet… na sznurku… 😀