Akacja/ Acacia (2003)
Młode bezdzietne małżeństwo decyduje się na adopcję osieroconego chłopca. Małego Jin-sung poza ogromnym zapałem do rysowania cechuje pewna melancholia. Chłopczyk silniejszą więź nawiązuje z obumarłym drzewem w ogrodzie nowych rodziców niż z nimi samymi. Sprawa pogarsza się jeszcze bardziej gdy na świat przychodzi kolejne dziecko, rodzony syn małżonków. Wkrótce po tym chłopczyk znika.
„Akcja” to koreański thriller reżysera bardzo popularnych wśród miłośników skośnego kina grozy „Schodów życzeń”.
Po raz pierwszy oglądałam go parę lat temu, w okresie mojego wzmożonego zainteresowania azjatyckimi horrorami. Zapadł mi w pamięć, to oczywiste, jednak jego popularność w kręgach widzów nie jest zbyt duża. Nawet najbardziej wyrozumiali fani skośnego klimatu mogą tu urągać na pewne kwestie.
Większa połowa obrazu jawi się bardziej jako psychologiczny dramat niż thriller. Nie dzieje się nic strasznego – w dosłownym rozumieniu. Trzeba jednak przyznać, że wiele elementów tej raczej dramatycznej i smutnej historii nawet na etapie wstępu może zaniepokoić.
Zacznę od rodziców. Adopcja to nie lata wyzwanie. Przyjmij obce dziecko, pokochaj jak własne. W tym przypadku mamy do czynienia z dzieckiem z pewnym bagażem doświadczeń, nie noworodkiem. Przyglądając się całej tej sytuacji odniosłam wrażenie, że żadne z rodziców nie wykazuje szczególnego entuzjazmu wobec faktu przygarnięcia dziecka, a jednak decydują się na to by utrzymać rodzinę w kupie. Matka wybiera Jin-sunga na podstawie jego artystycznych zainteresowań, sama pracując ze sztuką wierzy, że to wystarczy by uczynić z niego jej syna. Błąd. Chłopiec bardzo konkretnie reaguje na fakt, że teraz ma nowych rodziców. Ich starania by rozpoczął nowy rozdział, zapomniał o zmarłej matce nie przynoszą efektów, ale trudno się temu dziwić patrząc na formę jaką przyjęły ich działania.
Pewnego dnia chłopiec oświadcza, że jego mamą jest drzewo. Gdy mama zmarła zmieniła się w akację. Teraz ta akacja dogorywa w ogrodzie nowych rodziców Jin-sunga. Co więcej gdy chłopiec znika pewnej deszczowej nocy- drzewo odżywa.
Rysunki jakie tworzył chłopiec też nie przystają do tworów radosnego sześciolatka, są mroczne i dziwne – ale bardzo dobre. Gdy przybrana matka Jin-sunga nieoczekiwanie zachodzi w ciąże i rodzi dziecko zachowanie chłopca staje się jeszcze bardziej niepokojące, przynajmniej tak to jest interpretowane przez jego rodziców, choć moim skromnym zdaniem biorąc pod uwagę sytuację rodziną dzieciaka jego podejście do brata nie odbiega tak bardzo od tego co potrafi zrobić starsze rodzeństwo gdy jest zazdrosne o młodszego potomka i zdezorientowane nowym układem w domu. Wraz z pojawieniem się rodzonego dziecka małżonkowie tracą resztę sympatii do adoptowanego syna. Zaś ich zachowanie po zniknięciu dziecka trąci obojętnością. Wszytko to składa się na całkiem dobrze przedstawiony psychologiczny dramat.
To co uczyni ten film thrillerem pojawi się na półgodziny przed napisami końcowymi. To bardzo dobre półgodziny.
Dowiemy się co stało się Jin-sungiem, dlaczego tak się stało. Wyjaśni się większość niejasności. Oczywiście nie wszystkie, bo to kino skośne, więc jakby to można było tak łopatologicznie.
Finał wzbudzi emocje nie tylko ze względu na wydarzenia jakie przedstawia ale ze względu na sposób w jaki to robi. Pourywane fragmenty zdarzeń, ułamki obrazów, wszytko przedstawione w bardzo sugestywny sposób. No, i ta muzyka, rewelacyjny soundtrack finałowy.
Uważam „Akację” za jeden z lepszych koreańskich filmów grozy, ale nie jest to obraz który będę mocno polecać. Głównie dlatego, że nawet jak na kino skośne jest trudny w odbiorze. Może nie jest tak pojechany jak „Opowieść o dwóch siostrach„, ale też nie jest tak… dobry. Nie wiem, więc czy ktoś kto nie jest absolutnym fanem skośnego kina grozy nie uzna przebrnięcia przez seans za dość męczący.
Moja ocena:
Straszność: 3
Fabuła: 6
Klimat:8
Napięcie:5
Zabawa:6
Zaskoczenie:6
Walory techniczne:8
Aktorstwo:6
Oryginalność:6
To coś:6
60/100
W skali brutalności: 1/10
Dodaj komentarz