The Night of the Hunter/ Noc myśliwego (1955)
Ojciec dwójki dzieci i mąż Willy decyduje się napaść na bank by w ten sposób zapewnić byt swoim dzieciom. Niestety nieprzemyślana akcja kończy się szybkim aresztowaniem.
Zanim Ben trafił za kratki i tam dokonał żywota zdołał ukryć zrabowane dziesięć tysięcy dolców. Tajemnicę kryjówki znajdą tylko jego dzieci, mała Pearl i nieco starszy John.
Gdy Willa właśnie poznaje gorycz samotnego macierzyństwa w okolicy pojawia się atrakcyjny gentleman, kaznodzieja Harry Powell. Kobieta szybko zakochuje się w nim i decyduje na kolejne małżeństwo. Nie wie jednak, że Powell przybył w bardzo określonym celu.
Scenariusz „Nocy myśliwego” powstał w oparciu o powieść Davisa Grubba, niejednokrotnie docenianego przez reżyserów filmowych. Książka ukazała się w dwa lata przed filmem, a jeśli idzie o inspiracje Grubba to Harry Powell to ubarwiony Harry Powers.
Obraz zrealizowany został przez filmowców, którzy główne doświadczenie filmowe nabyli z pozycji aktorów, czy reżyserów teatralnych za wyjątkiem Terry’ego Sandersa, który zawsze kręcił i kręci do dziś, choć już nie powtórzył sukcesu z „Nocy myśliwego”. Charles Laughton zmarł dwa lata po premierze filmu. Główny scenarzysta nie dożył nawet premiery.
Odnoszę wrażenie, że film nie jest zbyt popularny w naszym kraju. Natomiast nadal gości w amerykańskich plebiscytach. W roku 2001 znalazł się na liście najlepszych thrillerów wszech czasów, zaś Robert Mitchum został wyróżniony obecnością na liście najlepszych czarnych charakterów w historii kina właśnie za kreację Harry’ego Powella. To może świadczyć o tym jak ten film zapisał się w świadomości widzów.Oczywiście z perspektywy czasu, bo wejściu na ekrany nie towarzyszyły fanfary i zachwyty.
W mojej ocenie, którą zapewne podzieliliby twórcy tych wszystkich współczesnych nominacji jest to obraz prekursorski jeśli idzie o filmowy thriller z postacią zwyrodniałego mordercy w roli głównej. Harrego Powella spokojnie można postawić obok ikonicznych czarnych charakterów kina. Mimo iż w latach ’50 filmowi twórcy nie pozwalali sobie na sadystyczne rozpasanie tworząc swoich antagonistów, Powell jawi się tu jako zło wcielone. Myślę, że w pewnym stopniu mógł zainspirować Rubena do stworzenia postaci „Ojczyma”.
Film nie jest mocny, nie obfituje w sceny drastyczne, pełne przemocy. Jest to obraz typowy dla kina noir z tą różnicą, że widz ma świadomość złych zamiarów czarnego charakteru i tylko czeka aż reżyser zdecyduje się skonfrontować z nim bohaterów pozytywnych.
Bohaterami pozytywnymi są tu dzieci, i też jest to pewne novum jeśli idzie o kino z tamtych czasów. Dzieci odgrywają tu nadrzędną rolę, są strażnikami ojcowskiej tajemnicy i celem dla bezwzględnego typa, jakim jest domorosły kaznodzieja.
Postaci dzieci, ich perspektywa wprowadza do filmu element baśniowości. Ta baśniowość odzwierciedlona zostaje w sposobie narracji, pewnej naiwności jaka momentami bije z tej historii oraz dzięki zdjęciom, momentami przypominającymi teatrzyk cieni.
Ta baśniowość nie przeszkadza jednak w wyłuszczeniu walorów typowych dla thrillera. Dużą uwagę poświęcono psychologii postaci i sposób w jaki zostały nakreślone jest bardzo interesujący.
Zacznę od dzieci. Malutka Pearl jest bardzo naiwna i szybko wpada w sidła Harry’ego, który jak na psychopatę przystało potrafi być czarujący. Dziewczynka nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji, nie wie jak ważne jest te dziesięć tysięcy ukryte w jej małych rączkach. John jest natomiast nad wiek dojrzały, ale i tak nie jest w stanie udźwignąć całej tej sytuacji zwłaszcza, że pomocy znikąd.
Ich matka to typowa amerykanka żyjąca w latach 50. Całkowicie zależna od partnera, nieco płytka, niezbyt bystra, podatna na sugestie. Kiedy w jej życiu zabrakło opiekuńczego męża szybko zwróciła się ku ujmującemu kaznodziei. Obraz ich relacji ich małżeńskiego pożycia może wzbudzić nie małą konsternację. Dzięki temu dowiadujemy się jak porąbanym sukinsynem jest Powell.
No, właśnie, Harry Powell. O tym, że bóg dał mu swoje przyzwolenie na wykorzystywanie słabszych dowiadujemy się już w pierwszych scenach w czasie jego intymnej pogawędki ze stwórcą. Dla Harry’ego religia i jej dogmaty stanowią idealną przestrzeń do zbrodniczych działań. Powell ma swoją ewangelię i właśnie wyrusza by ją głosić. Gdzie trafi, już wiecie.
Kreacja aktorska Roberta Mitchuma, współreżysera i odtwórcy głównej roli jest idealna. Można powiedzieć, że mamy przed oczami psychola idealnego. Trochę szkoda, że nie poznamy genezy tkwiącego w nim zła, ale z drugiej strony ten element tajemnicy sprawia, że facet jest jeszcze bardziej przerażający.
Analizując jego postać możemy się domyślić, że frustracja seksualna, swego rodzaju próba wyparcia tej sfery życia przyczyniła się do takiego wypaczenia z jakim mamy do czynienia w przypadku postaci Harry’ego. Zauważcie, że Willy też zaczyna odbijać, gdy zostaje przegnana z małżeńskiego łoża nowego męża. Można pomyśleć, że było to obliczone na wpędzenie kobiety w poczucie winy. W filmie uświadczy sporo scen unaoczniających to jak Harry manipuluje ludźmi, jak okrutny potrafi być. Jego wewnętrzną walkę ze 'złymi popędami’ doskonale obrazuje scena w kinie z nożem.
Z filmu bije taka dziwna poezja, która zapamiętam na długo. Nawet teraz nadając do Was mam przed oczami scenę pokazującą zanurzone w wodzie zwłoki kobiety. Tak czarowne i makabryczne jednocześnie.
„Noc łowcy” to film wzorcowy, ale ma wady. W mojej ocenie powinni trochę popracować nad dialogami. Niestety momentami poziom naiwności bijących w wypowiadanych kwestii osiąga poziom sufitowy. Oczywiście jestem w stanie to wybaczyć, ale musiałam o tym wspomnieć, bo każdy kto film obejrzy z pewnością zwróci na to uwagę. Dla fanów starego kina pozycja obowiązkowa.
Moja ocena:
Straszność:3
Fabuła:7
Klimat:9
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:5
Walory techniczne:9
Aktorstwo:9
to coś:8
Oryginalność:8
71/100
W skali brutalności:1/10
Gość: Koper, *.dynamic.chello.pl napisał
Jak dla mnie film mocno się zestarzał niestety i momentami strasznie trąci myszką: dialogi, gadanie do kamery, przesadnie teatralne aktorstwo… Jest ok, ale prawdziwe arcydzieła wytrzymują próby czasu. Ten film nie wytrzymał. 🙂
Gość: Fantasma, *.internetia.net.pl napisał
Rewelacyjny film. Świetny scenariusz i klimat. Mimo upływu lat nadal ogląda się go z wielką przyjemnością. Robert Mitchum jako Harry Powell jest świetny.