Joyland – Stephen King
Student literatury Devin dostaje wakacyjną pracę w lunaparku w Karolinie Północnej. Tam przeżywa pierwsze miłosne rozczarowanie, gdy pani jego serca, ciemnowłosa Wendy puszcza go kantem bez słowa wyjaśnienia. Tam poznaje trud pracy studenciaka, satysfakcję płynąc z dawania radości innym, chęć niesienia pomocy, doświadcza pierwszego seksu i pierwszej… próby morderstwa.
Stephen King otwiera przed czytelnikiem bramy lunaparku zwanego Joyland jakby to była jakaś mistyczna kraina gdzie Piotruś pan zmienia się w mężczyznę. Tak właśnie postrzegam tę książkę. Nie jako kryminał, którym bez wątpienia jest, nie jak ghost story, którym też odrobinę jest, lecz jako powieść o dojrzewaniu i przemijaniu, bardziej refleksyjną niż sensacyjną, co pewno rozczaruje niektórych czytelników.
Moje czytanie Stephena Kinga przypomina sezonowe romanse. Odwiedzam go co jakiś czas, trochę po rozpieszczam go swoją uwagą, a później odstawiam na boczny tor, aż znowu mam przypływ i tak w kółko. Nie wiem czemu tym razem trafiło na „Joyland” może dlatego, że książka była cienka (trzysta coś stron) a ja czekałam na dostawę klasyki i potrzebowałam czegoś 'w międzyczasie’. A może dlatego, że King zawsze orbituje gdzieś w okolicy i nie da się go po prostu uniknąć:P
„Joyland” na swój sposób mnie zachwycił. Może dlatego, że trochę mnie przygnębił, a ja miałam melodię na umartwienie? To niewątpliwie smutna książka, dużo w niej śmierci, ale nie tej z rodzaju sztyletu wbitego w plecy przez nieznanego sprawcę, raczej śmierci wynikającej z naturalnej kolei rzeczy.
Polubiłam głównego bohatera, może dlatego, że jego melancholijny urok pobudził we mnie niegdysiejszą dzierlatkę wzdychająca do chmurnym młodzieńców, a może dlatego że biło od niego niespotykane ciepło. A może było mi go żal?
king snuje swoją opowieść jak zawsze niespiesznie, wypełniając ją detalami, szczegółowymi historiami bohaterów, także tych pobocznych, opisując miejsca tak, że można poczuć ich zapach. A jest w co się wczuwać, atmosfera starego lunaparku z lat 70, plaża, mały pokoik chłopca o złamanym sercu katującego się The Doors, czy wielki dom umierającego dziecka.
Muszę przyznać, że gdy do tej historii wkradł się wątek kryminalny byłam zniesmaczona. Tak mi było dobrze w tym świcie, który zbudował King, że nie miałam ochoty uwalać go we krwi biednej Lindy. Ale nic, jak już był to się w niego wciągnęłam. Niestety skończył się szybko i gwałtownie, tak jakby King wyczerpał cała wenę na wątki obyczajowe, a wątek kryminalny dorzucił na koniec, na prętce żeby 'nie było’ że oddala się od swojego gatunku. Podobne odczucie miałam w związku z wątkiem paranormalnym, ale tak jak wspomniałam na wstępie miały one dla mnie znaczenie marginalne. Zawsze interpretuje książki po swojemu, o ile jakaś przestrzeń do interpretacji istnieje, i to pewnie często ratuje mnie przed rozczarowaniem bo nie jestem tak ściśle roszczeniowa wobec autorów.
Uważam „Joyland” za lekturę przyjemną, mądrą, przekazującą uniwersalną treść.
Zawsze powtarzam, że King jest równie dobry w wątkach obyczajowych co grozy, albo nawet lepszy.
Moja ocena: 7/10
Gość: , *.adsl.inetia.pl napisał
Uwielbiam jego książki za wątki obyczajowe. I za horror oczywiście też. Uwielbiam „Rękę Mistrza” w warstwie obyczajowej i „Cmętarz zwieżąt” za horror, „Chudszy” i „Cujo” za końcówkę” 🙂 i „Gra Geralda” za prawdę o małżeństwie i związku. Najbardziej lubię opowiadania. Zwłaszcza „W wysokiej trawie”. Nie mogłam się powstrzymać od tej litanii. Przepraszam. Mogłabym tak dalej wymieniać, ale to po prostu trzeba kochać i czytać:) Pozdrawiam
ilsa333 napisał
„Gra gerarlda” leży u mnie na półce od jakiegoś roku i czeka na swój czas. Co do ” cujo ” to zawsze mnie odpycha gdy antybohatrem jest zwierzę więc nie czytałam i pewnie bie przeczytam. Mogę natomiast podpisać się pod twoją opinią ad. „Smętarza zwierząt” i „ręki mistrza”. Jak dotąd moim faworytem po za „smętarzem…” jest ” misery” i „dolores clainbourne” Z jakiego zbioru pochodzi ” wcwysokiej trawie”?
Gość: , *.adsl.inetia.pl napisał
Hej. „W wysokiej trawie” mam w formie audioboooka, czyta Krzysztof Globisz (genialnie, nie przesadzam i polecam) Jest to na prawdę garść dobrego mięsistego horroru :), pod koniec jest GRUBO… Napisał to Stephen King ze swoim synem Joe Hill’em. Jest też dostępny w formie e-book’a. Pozdr. Agula
ilsa333 napisał
A mogłabym prosić o przesłanie audiobooka? na maila blogowego czyli biblia_horroru@o2.pl