Shadow people (2012)
Prezenter radiowy, Charlie Crowe, prowadząc nocną audycję odbiera dziwny telefon od nastoletniego słuchacza. Chłopak twierdzi, że prześladują go cienie, cienie mogące zabić go we śnie.
Próba samobójcza nastolatka kończy się w szpitalu, gdzie pozornie zupełnie zdrów umiera we śnie.
Charlie zaczyna się zastanawiać nad związkiem tego zgonu z legendami o demonach dręczących ludzi we śnie. Prywatne śledztwo sprawia iż do mediów przedostają się informacje o dziwnych śmierciach, napędzając spirale szaleństwa. Wydaje się, że każdy kto usłyszy o 'ludziach cieniach’ i uwierzy w ich istnienie jest skazany na spotkanie z nimi we śnie.
Tytuł „Shadow people” już kilkakrotnie obił mi się o uszy, ale był problem z jego dostępnością. Polska dystrybucja, jak to często bywa, zawiodła i na możliwość zapoznania się z obrazem Matthew Arnolda trzeba było poczekać. Pytaniem jest, czy warto było czekać?
Thriller „Shadow people” nieco skojarzył mi się z horrorem „Pulse”. Tematyka jest dość podoba, choć w przypadku 'ludzi cieni’ do całego zamieszania wystarczyła pogłoska.
Cały film opiera się na wątku koszmaru sennego, jak wiadomo w różnych kulturach często interpretowanego jako napaść sennego demona. Mitologie całego świata wspominają o zjawisku nagłego zgonu we śni dorabiając do niego tezę o ataku siły nadprzyrodzonej. Mimo iż niektórym śmierć we śnie może wydawać się opcją nie najgorszą, to wielu przeraża ta perspektywa i zaczyna utożsamiać ją z siłami nieczystymi.
Sen jest tematem dla poetów i naukowców, ale co tak naprawdę roi się w głowie śpiącego często nie wie nawet on sam. Mamy więc dobry temat na horror, co już potwierdził świętej pamięci Wes Craven, w swoim szlagierze „Koszmar z ulicy wiązów„. Takie skojarzenie wydaje się nieprzypadkowe, bo bohater „Shadow people” mieszkała zdaje się na ulicy Wiązów.
Tu koszmar nie ma twarzy, jest tylko cieniem. Cieniem powodującym paraliż i bezdech, rychło prowadzącym do zgonu śpiącego. Efekty jakich użył reżyser by ukazać złowrogą siłę atakującą bohaterów są wiec bardzo prostolinijne, ale ta prostota jest strzałem w dziesiątkę. Cień może przybrać dowolny kształt i tu jest przestrzeń dla wyobraźni widza.
Ta prostota odbija się też w ogólnym zamyśle filmu, ma jakiś dziwnie romantyczny rodowód i sprawia, że nie parskamy śmiechem na taki obraz zagrożenia.
Inną sprawą jest sposób w jaki ów motyw poprowadzono dalej. Tu miałam jeden zasadniczy problem. Już w pierwszych minutach filmu dowiadujemy się, od ofiary cieni, że stanowią one zagrożenie wówczas gdy się o nich myśli. Nasz bohater, Charlie, bez wątpienia daje się wciągnąć tej historii. Zaczyna o tym myśleć, efekt jest taki jakiego należy się spodziewać.
Jego celem jest ostrzeżenie ludzi przed 'cieniami’, ale w miarę rozwoju akcji widzi przecież, że efekt jest odwrotny. Im więcej gada o 'cieniach’ na antenie swojej audycji tym więcej ludzi ginie. I wcale nie pomaga im fakt, że mogą swoje gorzkie żale związane z nocnymi przygodami wyjawić na antenie.
Co robi bohater? Szuka dowodów, żeby móc iść z tą historią do telewizji. Po co? Żeby uświadomić ludzi? Ale czemu to robi, skoro to właśnie nieświadomość istnienia 'cieni’ może człowieka przed nimi uchronić? Urągałam na głupotę bohatera przez cały film.
Nie jest to niestety sprawa marginalna, którą można by przełknąć, czy pominąć mimo, iż zasadniczo cała reszta filmu, w tym watek eksperymentu z lat ’70 który pojawił się w filmie, czy cała mitologiczna warstwa jest bardzo okej.
Obraz zbiorowej histerii jaka towarzyszy pogłosce o 'cieniach’ jest ciekawy od strony socjologicznej, bo czy nie jest tak, że ludzie łatwo dają się wkręcić we wszytko jeśli będziemy im o tym mówić stosownie głośno?
Jeśli chodzi o wykonanie od strony technicznej to narzekać nie ma na co. Prostota efektów jest tym co lubię, choć nie powiem, mocniejszych momentów mogłoby być odrobinę więcej.
Fabuła filmu usiana jest przerywnikami w postaci 'pseudo reportaży’, czyli 'cudem zdobytych materiałów’. Chwyt podobny do tego zastosowanego w „Czwartym stopniu„.
Nie udało mi się znaleźć nic co potwierdziło by autentyczność historii 'takiego a takiego’ dziennikarza radiowego, faktem jest jednak, że paraliż senny istnieje a jego przyczyny nie są do końca jasne. Na tym właśnie zbudowano fabułę „Shadow people”.
Doceniam ten pomysł, jest na swój sposób wiarygodny, może dzięki temu, że unika zbytnich udziwnień.
Film podobałby mi się nawet bardzo, gdyby nie wspomniany wcześniej głupotą napędzany wątek przewodni, czyli próby głównego bohatera oświecenia ludzkości.
Podobać się może, ale nie koniecznie. Niektórych pewno zniechęci stosunkowo monotonna fabuła, jej przewidywalność i potężna luka logiczna. Nadrabia jedna pomysłem i dobrym wykonaniem.
Moja ocena:
Straszność: 4
Fabuła:7
Klimat:8
Napięcie:6
Zabawa:7
Zaskoczenie:4
Walory techniczne:7
Aktorstwo:7
Oryginalność: 6
To coś:7
63/100
W skali brutalności:0/10
Gość: Vengigat, *.neoplus.adsl.tpnet.pl napisał
Recenzja zachęca do seansu. Co do napisów do The Child napisałem do tłumaczy i czekam na odpowiedź. Dam znać, czy się podejmą 😉